Otwieram lodówkę a tam… Android?!

Otwieram lodówkę a tam… Android?!

Otwieram lodówkę a tam… Android?!
Źródło zdjęć: © Photo Credit: Powderruns via Compfight cc
Jacek Klimkowicz
04.05.2014 12:13, aktualizacja: 10.03.2022 11:20

Trend czynienia wszystkiego co elektroniczne inteligentnym trwa w najlepsze. Po smartfonach i telewizorach przyszedł czas na monitory, zegarki i ubrania. Co dalej? Czas na lodówki tweetujące co aktualnie wzięliśmy do jedzenia?

TL;DR

Android musi być wszędzie. Dlaczego? Bo to silna marka, która mimo wszystko dobrze się kojarzy. Trzeba zatem dorzucić go do monitora, laptopa, telewizora, lodówki... Zaraz zaraz, lodówki? A jakże! Przecież lodówka nie służy tylko do przechowywania żywności, ale i do sprawdzania poczty elektronicznej czy przeglądania stron WWW. Nie wiedzieliście o tym? A tak na serio, to warto się zastanowić, czy chcemy, aby kolejne pokolenia zamiast, w trakcie urlopu, sączyć chłodne napoje w cieniu palm debatowały o custom romach dla pralek i sprawdzały, czy pracująca w trybie wakacyjnym lodówka się nie zawiesiła...

Ostatecznie powstały twory napędzane przez układy Nvidia Tegra 4 i działające pod kontrolą systemu Android. I tak oto idea monitora, który kupuje się po to, by podłączyć go do komputera staje się nieaktualna. Teraz robi się z niego oddzielny sprzęt. Pytanie tylko – po co, skoro pełnoprawny pecet o znacznie większych możliwościach stoi obok? Na dobrą sprawę skoro już i tak trzeba usiąść do monitora, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by włączyć stojący w pobliżu komputer. A osoby, które miejsca na tradycyjną puszkę, czy nawet miniaturowego NUC-a nie mają, i tak mają lub kupią laptop lub pełnowartościowy PC typu All-in-One.

Lenovo ThinkVision 28
Lenovo ThinkVision 28

Chyba, że się mylę, i rzeczywiście istnieją całe rzesze osób, którym do szczęścia brakuje zamulających monitorów, które nie dostają aktualizacji i aż proszą się o cykliczne factory resety? Jak by nie było, na razie mogę odetchnąć z ulgą. Android, który pojawił się w zaledwie kilku(nastu?) monitorach to opcjonalny dodatek, z którego nie trzeba korzystać. Nie muszę więc martwić się o aktualizacje, ani też drżeć na myśl, że podczas gry wyskoczy mi komunikat pokroju „Aplikacja ….. niespodziewanie została zatrzymana”. Nie będę też musiał wymieniać monitora tak jak smartfona czy tabletu, które po kilku latach rządów zielonego robocika nie nadają się do użytku.

2014 Philips TV powered by Android™

Taka wizja jednak może niebawem dotyczyć osób, które zaopatrzą się w smart TV. Do Europy zmierzają bowiem inteligentne telewizory z Androidem na pokładzie. Z jednej strony system Google’a może pozytywnie rozruszać temat smart w telewizorach. Aktualnie bowiem inteligencję tv widać głównie w cenie, a nie w działaniu czy możliwościach. Najbardziej zaawansowane i absurdalnie drogie konstrukcje ledwo mogą konkurować z tabletami za kilkaset złotych, a i to nie zawsze z dobrym skutkiem. Rozwój zamkniętych platform przebiega dość wolno, a i możliwości jakie one dają ciągle są stosunkowo ubogie.

Ja dla przykładu ciągle czekam na niedrogi telewizor, który rozpozna mnie, gdy wrócę do domu i, jeśli będzie zbliżała się godzina emisji programu, który często oglądam, włączy się na właściwy kanał. A jeśli nie usiądę przed ekran przez określony okres czasu i w mieszkaniu nie zostanie wykryty ruch (np. wpadłem tylko na chwilę, bo czegoś zapomniałem), to automatycznie się wyłączy i nagra mi audycję, bym mógł obejrzeć ją później. Proste? Proste, ale producenci wolą skupiać się na setkach innych, niekoniecznie użytecznych i praktycznych dodatków, jak np. sterowanie gestami, które nawet w high-endach działa tak sobie.

Co potrafi Smart TV?

Inteligentne telewizory zadebiutowały kilka lat temu i na początku cieszyły się ograniczoną popularnością. Nie dość, że były drogie, to jeszcze ich możliwości najczęściej nie zachwycały. Teraz, kiedy na Smart TV zazwyczaj może sobie pozwolić nawet przeciętny Kowalski, a platformy znacząco się rozwinęły, coraz więcej osób (świadomie lub nie) w nie inwestuje. Czas zatem przyjrzeć się bliżej dostępnym na rynku Smart TV i sprawdzić, co potrafią.

Z drugiej strony Android w telewizorze to niekoniecznie dobry pomysł. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że to… Android. Osobiście nie wyobrażam sobie jak on będzie działał na telewizorze ze średniej półki, a więc z niezbyt wypasioną specyfikacją już na starcie, co najmniej przez te 5-7 lat. Na dodatek szczerze wątpię, by był on kiedykolwiek aktualizowany. Może czołowi producenci, gdy już się zdecydują na instalację systemu Google’a, zapewnią przez pewien okres czasu wsparcie, tj. aktualizację do nowszych wersji i poprawki błędów, ale na pewno nie będzie ono obejmowało całego okresu eksploatacji urządzenia.

Chyba, że będziemy dążyć do tego, by telewizor wymieniać równie często jak smartfon lub modernizować tak, jak komputer. Nie wspominam już o wątpliwej kompatybilności i poprawnym działaniu aplikacji tworzonych z myślą o stosunkowo niewielkich, dotykowych ekranach tabletów i smartfonów. Poza tym nie sądzę, by komukolwiek chciało się robić co kilka, może kilkanaście miesięcy reset telewizora do ustawień fabrycznych. A gdy przeciętny, niewiele mądrzejszy od smart TV Kowalski naściąga ze sklepu Google Play lub innego źródła śmieci lub, co gorsza, szkodliwego oprogramowania, to taka operacja będzie po prostu konieczna.

Czas na wymianę sprzętu. Nie dostał aktualizacji...
Czas na wymianę sprzętu. Nie dostał aktualizacji...© Photo Credit: rkelland via Compfight cc

Do tego dochodzi proces konfiguracji, który trzeba będzie uprościć. Telewizor po wyjęciu z pudełka powinien niemal od razu nadawać się do użytku, a nie wymagać wertowania instrukcji i dostrajania ustawień przez kolejne kilka dni. Można więc spodziewać się powrotu tematu kreatorów i autorskich nakładek, których w tym przypadku brakować po prostu nie może. Android nie jest bowiem systemem przeznaczonym dla telewizorów i na chwilę obecną zwyczajnie się do tego typu zastosowań nie nadaje. Możliwość uruchomienia na telewizorze, tudzież podłączenia klawiatury i myszki oraz możliwość przeglądania stron WWW to, niestety, nie wszystko.

Android nie jest też przeznaczony dla urządzeń takich jak lodówki. Nie przeszkadza to jednak producentom pokroju Samsunga na eksperymenty i tworzenie pseudo-inteligentnych chłodziarko-zamrażarek. Już na ubiegłorocznych targach CES południowokoreański producent pokazał światu ogromną, bo mogącą pomieścić aż 900 litrów, lodówkę ze zintegrowanym 10-calowym wyświetlaczem. Tyle tylko, że lodówka ze zintegrowanym tabletem okazała się gorszym niewypałem niż platformy smart TV. Bo o ile te ostatnie rzeczywiście potrafią nieco więcej niż zwykłe telewizory, o tyle lodówka Samsunga nie zaoferowała praktycznie nic.

Lodówka Samsung T9000 w wersji... tabletowej
Lodówka Samsung T9000 w wersji... tabletowej

No, może poza możliwością zaprogramowania trybu wakacyjnego, bo możliwości zmiany parametrów pracy lodówki na 10,1-calowym ekranie nie liczę. Obecne na rynku modele też pozwalają na dostosowanie ustawień do własnych potrzeb, na dodatek w sposób intuicyjny i szybki. Może nie mają dotykowych ekranów, ale lagów jako takich też nie zaobserwowałem. Realnie funkcjonalność lodówki dzięki dodaniu Androida jednak nie wzrosła (cena owszem). Kupując lodówkę wycenianą na kilka tysięcy dolarów liczyłbym, że poinformuje mnie ona o tym, że niektóre produkty przeterminowały się, leżą na niewłaściwej półce, lub po prostu się kończą, tudzież dobierze optymalną temperaturę chłodzenia.

Ale nie, to za wiele. Samsung postawił na możliwość przeglądania stron WWW, sprawdzania poczty elektronicznej i prognozy pogody, głosowego odtwarzania przepisów kulinarnych czy sporządzania notatek. Naturalnie galaktyczna lodówka nie dostała dostępu do sklepu Google Play, więc nie było obaw, że zamiast gotować będziemy (na stojąco) grać. Na szczęście ktoś w porę poszedł po rozum do głowy i inteligentna chłodziarko-zamrażarka Samsung T9000 nie trafiła w tej formie do sprzedaży. Bo po co komu możliwość czytania maili i przeglądania stron WWW w lodówce? No właśnie.

Android w kuchni...
Android w kuchni...© Photo Credit: johntwang via Compfight cc

A jeśli ktoś naprawdę nie może się bez tego obejść, to zawsze może kupić sobie tablet, nawet za mniej niż 300 zł. Na pewno wyjdzie taniej (Samsung T9000 miał kosztować 4000 dolarów), możliwości będą te same albo i większe, i na dodatek będzie można go zabrać wszędzie. Osobiście cieszę się, że propozycja Samsunga, absolutnie nic nie wnosząca do tematu lodówek, nie utrzymała się i sprzęt nie trafił na rynek. Przynajmniej przez jeszcze jakiś czas problem aktualizacji oprogramowania lodówki (lub sprzętu AGD w ogóle), przywracania ustawień fabrycznych, lagów przy otwieraniu drzwi czy zawieszającej się w trakcie prania pralki nie będzie nas dotyczył.

Pytanie tylko, na jak długo producentom elektroniki użytkowej wystarczy zdrowego rozsądku? Nie przeczę, że jednolita platforma dla urządzeń danego typu jest potrzebna. Znakomicie widać to na przykładzie smart TV i smartfonów. Te pierwsze rozwijają się bardzo powoli i mają wiele ograniczeń, podczas gdy dynamika rozwoju tych drugich jest wprost imponująca. Nie zmienia to jednak faktu, że potrzeba standardów i rozwiązań świeżych i dedykowanych konkretnym grupom urządzeń. Android jest dobry dla smartfonów i tabletów, ale nie dla pralek, lodówek, zmywarek czy nawet monitorów. Silna, rozpoznawalna marka to nie wszystko. I mam nadzieję, że producenci będą o tym pamiętać.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)