Współczuję współczesnym dzieciakom! Na Dzień Dziecka nie chciałbym dostać zabawki

Współczuję współczesnym dzieciakom! Na Dzień Dziecka nie chciałbym dostać zabawki

Współczuję współczesnym dzieciakom! Na Dzień Dziecka nie chciałbym dostać zabawki
Adam Bednarek
15.05.2014 08:42, aktualizacja: 15.05.2014 12:05

No proszę, a jednak są miejsca, w których czas stoi w miejscu. To stoiska z zabawkami.

Mogłoby się wydawać, że wszystko idzie do przodu. Gry w ciągu ostatnich pięciu lat zrobiły olbrzymi postęp, nie mówiąc już o porównaniu z produkcjami sprzed dekady. To samo jest z odtwarzaczami muzyki, telewizorami czy telefonami.

A skoro tak, to pewnie zabawki też są inne. Nowsze, lepsze, efektowniejsze. W końcu dzisiaj technologię stać na znacznie więcej niż dziesięć czy piętnaście lat temu, kiedy „siedziałem” w branży zabawkowej jako wierny klient.

Obraz

Myślicie podobnie? W takim razie błagam was: omijajcie stoiska z zabawkami. Nie wchodźcie tam. Jeżeli już macie dziecko, to pewnie doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, jak smutna jest zabawkowa rzeczywistość. Jak bardzo niedzisiejsza.

Reszta może mieć jeszcze złudzenia. Lepiej żyć w nieświadomości

Obraz

Ostatnio wpadła mi w ręce gazetka jednego z większych polskich hipermarketów. Jako że niedługo Dzień Dziecka, już pojawiają się zabawkowe oferty. W sklepie kupić można gry planszowe, lalki i... Tamagotchi.

I to nie jakieś nowoczesne Tamagotchi, z kolorowym wyświetlaczem, czujnikiem ruchu i rozpoznawaniem mowy. Zwykłe, tradycyjne „pudełeczko” z wirtualnym zwierzakiem. Dokładnie taki sam gadżet miałem ponad 15 lat temu.

Dzisiaj to samo Tamagotchi sprzedawane jest za prawie 90 zł. A ja zacząłem się zastanawiać: czy to wyjątek, czy może rynek zabawkowy składa się z tych samych przedmiotów co 10-15 lat temu.

Owszem, jest kilka fajnych gadżetów. Jak na przykład Sphero 2.0, czyli zdalnie sterowana kula. Wprawdzie potrzebny jest smartfon, żeby ją kontrolować, ale to w sumie żaden problem.

Sphero Announces New 2B Robot

A możliwości jest wiele. Kulą można bawić się z kotem. Ścigać się z innymi użytkownikami. Albo skorzystać z rozszerzonej rzeczywistości i na ekranie smartfona obserwować, jak kula zmienia się w dziwnego stwora, który chodzi po mieszkaniu. Podejrzewam, że dla dzieciaka to niezła frajda.

Tyle że... to nic nowego. No dobrze, zdalnie sterowanej kuli może i nie było, ale przecież już dawno mieliśmy autka na pilota. Wprawdzie ja nie miałem, bo w dniu urodzin zdecydowałem się na skromniutką betoniarkę, a nie terenówkę sterowaną dżojstikiem, ale i tak pomysł nowy nie jest.

Co najwyżej delikatnie rozwinięty – po co komu pad, skoro są smartfony. Podobnie oceniać można Anki Drive. Niby jest rozszerzona rzeczywistość, niby współpraca ze smartfonem, ale to przecież wciąż zwykłe resoraki.

Apple WWDC 2013 Keynote - Anki Drive (cars) [Full HD]

Pewnie, że nie zawsze trzeba odkrywać Amerykę, ale po co twórcy zabawek w taki sposób rywalizują z grami? Nie oszukujmy się – wirtualne wyścigi zawsze będą bardziej efektowne od tych zabawkowych. W grze tory i auta wyglądają lepiej, na dodatek jeżdżą szybciej.

Też darowałem sobie jeżdżenie po dywanie, kiedy w końcu zobaczyłem Need for Speeda. Dzisiejsze dzieciaki wcale nie myślą inaczej. Współczesne zabawki powinny więc rywalizować z grami, a nie przenosić je do prawdziwego świata, bo z góry są skazane na porażkę. Przynajmniej mnie tak się wydaje, bo firmy kombinują inaczej.

Telefon zamiast misia

Coraz częściej sięgają też po smartfony. Natknąłem się na mnóstwo zabawek, które są swego rodzaju nakładkami na telefony czy tablety. Tak jak Ubooly.

Teoretycznie to zwykły pluszak. Tyle że do jego wnętrza można włożyć smartfona, który staje się mózgiem zabawki. Aplikacja może uczyć, bawić lub zagadywać dzieciaka.

No tak, ale to przecież wciąż smartfon, a nie pluszowy miś. Równie dobrze można skorzystać z samego telefonu z pominięciem maskotkowej otoczki.

Trochę to smutne, że twórcy nie mają pomysłu na zabawki. Albo odkrywają koło na nowo, albo starają się dodać do smartfona coś, co właściwie potrzebne nie jest. Trudno dziwić się dzieciakom, że wybierają Internet albo gry, skoro dzisiejsze zabawki nie mają nic ciekawszego do zaoferowania.

Dzieci oddane walkowerem

Nie można powiedzieć, że nowe technologie pokonały zabawki, bo właściwie żadnego pojedynku nie było. Twórcy zabawek stoją w miejscu, bo wiedzą, że na razie pięciolatkowi nikt smartfona nie kupi, a jedynie pożyczy go na kilka chwil. Dziecko nie ma więc wyjścia, bawi się Tamagotchi albo figurkami.

Zabawki się nie zmieniają
Zabawki się nie zmieniają

Może i nie ma w tym niczego złego, ale szkoda, że technologia na razie nie pomaga rodzicom w wychowaniu dziecka. Nie mówię o zastępowaniu, ale o kilku smartgadżetach. Tymczasem serwuje się nam to samo, tyle że w nieco nowszej wersji. Wcale więc nie zazdroszczę dzieciakom, które muszą bawić się w to samo co ja.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)