Stare metody komunikacji ratują przed somalijskimi piratami

Stare metody komunikacji ratują przed somalijskimi piratami

Współcześni piraci (Fot. Roberthood.net)
Współcześni piraci (Fot. Roberthood.net)
Łukasz Michalik
16.10.2011 20:00, aktualizacja: 11.03.2022 10:28

Piraci, atakujący cywilną żeglugę u wschodnich wybrzeży Afryki stali się w ostatnich latach prawdziwą plagą. Armatorzy próbują bez większych efektów ratować się, wyposażając statki w różnorodne zabezpieczenia albo wynajmując ochronę. Pewna załoga może jednak mówić o wielkim szczęściu – z opresji wybawił ją stary sposób, godny Francisa Drake’a. Jaki?

Piraci, atakujący cywilną żeglugę u wschodnich wybrzeży Afryki stali się w ostatnich latach prawdziwą plagą. Armatorzy próbują bez większych efektów ratować się, wyposażając statki w różnorodne zabezpieczenia albo wynajmując ochronę. Pewna załoga może jednak mówić o wielkim szczęściu – z opresji wybawił ją stary sposób, godny Francisa Drake’a. Jaki?

Z problemem somalijskich piratów próbowano radzić sobie na wiele sposobów – stosując lasery, gazy powodujące wymioty czy generatory dźwięków, powodujące trudny do wytrzymania ból głowy. Wszystko na nic – piraci jak atakowali, tak atakują nadal.

Skutecznym sposobem na walkę z tą plagą wydaje się wysłanie w niebezpieczny rejon okrętów wojskowych – ich argumenty w postaci siły ognia wydają się jedynymi, które potrafią przekonać morskich bandytów. Niestety, koszt utrzymywania stałych patroli w tym rejonie jest na tyle wysoki, że zapewnienie pełnego bezpieczeństwa jest – na razie – niemożliwe.

Na własnej skórze przekonała się o tym załoga włoskiego statku handlowego Montecristo. Zaatakowana załoga zdążyła wprawdzie nadać komunikat radiowy, odebrany na jednym z okrętów NATO, jednak wkrótce po tym została zmuszona do ucieczki. Marynarze schronili się w cytadeli – specjalnie przygotowanej kajucie, mającej zapewnić im bezpieczeństwo w takich wypadkach.

W tym wypadku list jest nie w, ale na butelce (Fot. Flickr/Brett Jordan/Lic. CC by)
W tym wypadku list jest nie w, ale na butelce (Fot. Flickr/Brett Jordan/Lic. CC by)

Projektanci cytadeli nie wzięli sobie jednak do serca wskazówek, dotyczących tworzenia tego typu pomieszczeń – w kajucie brakowało m.in. środków łączności. Załoga postanowiła jednak spróbować innej metody i napisała list z opisem swojej sytuacji, a następnie zamknęła go w butelce, którą wyrzucono przez bulaj.

Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, butelkę z wiadomością wyłowił jeden z okrętów NATO, spieszący z pomocą po otrzymaniu radiowej wiadomości o ataku. Dzięki informacjom, zawartym w liście, dowódca natowskiego okrętu wiedział, że załoga Montecristo jest bezpieczna. Akcja odbicia okrętu była zatem znacznie łatwiejsza – nie trzeba było obawiać się, że bandyci zabiją pojmanych zakładników.

Maszynownia przebudowana na cytadelę (Fot. MarineInsight.com)
Maszynownia przebudowana na cytadelę (Fot. MarineInsight.com)

Zdarzenie to – poza potwierdzeniem, że list w butelce trafia niekiedy do adresata - stanowi zarazem dowód na skuteczność stosowania cytadel. Choć piraci opanowali cały okręt, nie potrafili sforsować zabezpieczeń kabiny, w której ukryła się załoga.

Co więcej, tworzone zgodnie z wytycznymi cytadele poza środkami łączności zapewniają również – dzięki różnego rodzaju czujnikom i kamerom – nadzór nad całym statkiem oraz możliwość kontrolowania maszynowni. Choć cytadela na Montecristo prawdopodobnie nie została wyposażona zgodnie z zaleceniami, jednak spełniła swoje podstawowe zadanie – ochroniła załogę.

Źródło: WiredMarine Insight

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)