Katastrofa SpaceShipTwo to koniec turystyki kosmicznej? Wręcz przeciwnie!

Katastrofa SpaceShipTwo to koniec turystyki kosmicznej? Wręcz przeciwnie!

Katastrofa SpaceShipTwo to koniec turystyki kosmicznej? Wręcz przeciwnie!
Łukasz Michalik
03.11.2014 08:27, aktualizacja: 10.03.2022 10:51

Dzieło Burta Rutana – należący do Virgin Galactic samolot kosmiczny SpaceShipTwo – runęło na pustynię Mojave w czasie swojego 55. lotu. Co ta katastrofa oznacza dla turystyki kosmicznej i przyszłości prywatnych losów w Kosmos? Niewiele. Branża kosmiczna jeszcze nigdy nie miała się tak dobrze!

Wyścig nie tylko o prestiż

Eksploracja Kosmosu w swojej początkowej fazie nie tylko przypominała wyścig - ona była wyścigiem. Nie chodziło w nim jednak tylko o prestiż, podziw reszty świata i dominację sztandaru czerwonego nad gwieździstym albo na odwrót. Nie chodziło również wyłącznie o rozwój nauki, choć świat nauki na wyścigu kosmicznym wiele zyskał.

Kluczową kwestią było coś znacznie bardziej konkretnego. Gdy w 1957 roku ZSRR umieściło na orbicie pierwszego Sputnika, niewielka kulka z nadajnikiem, okrążająca Ziemię mało Amerykanów interesowała. Sputnik był tylko symbolem - istotne było to, co wyniosło go na orbitę.

Sputnik 1
Sputnik 1

Rakieta Sputnik 8K71PS, będąca prawie niezmienioną wersją rakiety międzykontynentalnej R-7 mogła równie dobrze wynosić w Kosmos kolejne Sputniki, jak i przelecieć nad oceanem, dostarczając na terytorium Standów Zjednoczonych 3-tonową głowicę bojową.

Pierwsze ofiary

Niedługo później, wraz z pierwszymi satelitami amerykańskimi, problem zaczął dotyczyć w tym samym stopniu obu konkurentów, a programy kosmiczne stały się jeszcze jedną areną wyścigu zbrojeń. Stawka była wysoka, bo poza prestiżem i badaniami naukowymi korzystała na tym intensywnie rozwijana technologia rakietowa.

Z czasem, gdy granica pomiędzy cywilnymi misjami kosmicznymi a programami wojskowymi stała się bardziej wyraźna, tempo wyścigu wcale nie zmalało. Szpiegowanie z orbity, wojskowe stacje kosmiczne czy projekty orbitalnych bombowców – to wszystko zapewniało przewagę, dla zdobycia której oba państwa były gotowe zaryzykować bardzo wiele, w tym życie ludzi.

Podobno postęp wymaga ofiar i tak było również w tym przypadku. Złośliwi twierdzą, że Gagarin nie był pierwszym człowiekiem na orbicie – był pierwszym, który z niej wrócił żywy. Ale nawet gdy zostawimy spekulacje na boku, ofiary znajdziemy po obu stronach – wystarczy wspomnieć choćby tragiczny los misji Sojuz – 1 czy Apollo 1.

YouTube Apollo 1 Fire 1967

Lecimy na Marsa!

Od tamtych, pionierskich czasów minęło już prawie pół wieku. Dwubiegunowy świat przestał istnieć, własne programy kosmiczne rozwija coraz więcej krajów, ale kosmiczny wyścig znowu – po wielu latach stagnacji – zaczyna przybierać na sile.

Tak, jak lata 60. upłynęły pod znakiem przygotowań do wyprawy na Księżyc, tak współcześnie staliśmy się widzami wyścigu do Marsa. Zamiast – jak niegdyś – dwóch konkurentów, jest ich obecnie całe mnóstwo, choć rzecz jasna tylko kilku, mających realne szanse na powodzenie.

Istotną zmianą jest również pojawienie się prywatnych firm kosmicznych, które przejmują na siebie część prostszych, rutynowych zadań, pozwalając agencjom rządowym skupić się na celu nadrzędnym – w tym przypadku eksploracji dalszych obszarów Kosmosu.

Turystyka kosmiczna

Wraz z prywatnymi firmami coraz większego znaczenia nabiera pomysł kosmicznej turystyki. Sama idea nie jest szczególnie nowatorska, czego przykładem może być choćby wizyta Dennisa Tito na pokładzie ISS w kwietniu 2001 roku, uznawana za początek kosmicznej turystyki.

Dennis Tito Launches to Space

To nieprawda – Tito wcale nie był pierwszy. Jeszcze w 1990 roku na pokładzie radzieckiego Mira zagościł Japończyk, dziennikarz Toyohiro Akiyama, a rok po nim w Kosmos wyruszyła brytyjska chemiczka, Helen Sharman. Pierwszeństwo, przyznawane Dennisowi przez media jest zatem względne – wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy turystyczny lot w Kosmos.

Niezależnie do tego te pierwsze loty były niezwykle drogie – ich cena sięgała 20 mln dolarów, a kandydaci na kosmicznych turystów musieli, podobnie jak prawdziwi astro- i kosmonauci, przejść skomplikowane szkolenie i wykazać się równie dobrym zdrowiem.

Prywatne loty w Kosmos

Wszystko zmieniło się w 2004 roku, gdy skonstruowany przez Burta Rutana samolot kosmiczny SpaceShipOne zdobył nagrodę Ansari X Prize – 10 mln dolarów dla prywatnej firmy, która zbuduje maszynę zdolną co najmniej dwukrotnie polecieć w Kosmos.

Spaceshipone flight

Warto przy tym zaznaczyć, że są to loty zupełnie inne od tych, które wykonuje się np. w czasie podróży na Międzynarodową Stację Kosmiczną. W tym drugim przypadku mamy do czynienie z wejściem na tzw. niską orbitę Ziemi (LEO, czyli wysokość od ok. 160 do 2000 kilometrów).

W przypadku SpaceShipOne i większości pomysłów związanych z turystyką kosmiczną mówimy o lotach suborbitalnych – bez wejścia na orbitę planety. W czasie takich misji chodzi jedynie o przekroczenie linii Kármána, czyli umownej granicy, oddzielającej atmosferę od przestrzeni kosmicznej, wyznaczonej na wysokości 100 kilometrów. Loty takie są znacznie prostsze pod względem technicznym i organizacyjnym i przypominają zwykły rejs samolotem, który na pewnym etapie lotu wznosi się bardzo wysoko.

Virgin Galactic i SpaceShipTwo

To właśnie takie loty miały stanowić ofertę Virgin Galactic – należącej do Richarda Bransona firmy, która sfinansowała rozwój SpaceShipOne, a następnie SpaceShipTwo. Ten drugi był od początku rozwijany jako „kosmiczna taksówka” – miał zabierać za linię Kármána nawet do 6 osób w czasie jednego lotu, a bilety na kosmiczne wycieczki, planowane już na 2015 rok, kupiło wielu aktorów i celebrytów, jak Tom Hanks czy Justin Bieber. Nic dziwnego – lot w Kosmos miał kosztować w tym przypadku zaledwie 250 tys. dolarów.

Niestety, podczas kolejnego, 55. lotu pojawiły się problemy. 31 października SpaceShipTwo wraz z 2-osobową załogą testował nowy silnik (był to czwarty lot z tym sprzętem), a dodatkowo po raz pierwszy zastosowano w nim nowy rodzaj paliwa. Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem – samolot kosmiczny został wyniesiony w powietrze przez samolot WhiteKnightTwo, czyli latającą platformę startową.

Na wysokości 14 kilometrów SpaceShipTwo oddzielił się od WhiteKnighta, a chwilę później nastąpił wybuch. WhiteKnightTwo wrócił bezpiecznie na ziemię, jednak SpaceShipTwo rozpadł się w powietrzu. Szczątki samolotu spadły na pustynię Mojave, a w katastrofie zginął jeden z członków załogi. Drugi pilot odniósł poważne obrażenia. Wstępne wyniki dochodzenia wskazują, że przyczyną katastrofy nie była ani nowy silnik, ani paliwo, ale system wspomagający wchodzenie kosmicznego samolotu w atmosferę, który zaczął działać zbyt wcześnie.

Cena popularności?

Jakie będą skutki tego tragicznego zdarzenia? Jeszcze niedawno wydawało się, ze turystyka kosmiczna jest niemal w zasięgu ręki, a pierwsze loty to kwestia bardzo krótkiego czasu. Wygląda na to, że te optymistyczne założenia trzeba będzie nieco zweryfikować, ale w praktyce niewiele się zmieni.

Katastrofa SpaceShipTwo z pewnością nie powstrzyma walki o obsługę kosmicznej turystyki, a chętnych na lot w Kosmos zapewne również nie braknie. Choć niedawno byliśmy świadkami aż dwóch poważnych katastrof – eksplozji rakiety Antares i katastrofy SpaceShipTwo, to warto zwrócić uwagę na fakt, że w ostatnich latach Kosmos przestał być czymś odległym i nieosiągalnym. Loty w Kosmos w ciągu zaledwie dekady, a zatem na naszych oczach, stały się czymś – przy zachowaniu proporcji – niemal powszechnym.

Na orbitę latają nie tylko agencje kosmiczne, ale także prywatne firmy, a do lotów suborbitalnych przygotowuje się co najmniej kilka innych, jak Armadillo Aerospace, XCOR czy Blue Origin. W takim kontekście katastrofa SpaceShipTwo przypomina raczej zwykła katastrofę lotniczą czy wypadek drogowy, który – choć tragiczny – w żaden sposób nie powstrzymuje ani producentów samochodów, ani kierowców i pasażerów.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)