Trolling w świecie nauki. Najciekawsze i najzabawniejsze mistyfikacje

Trolling w świecie nauki. Najciekawsze i najzabawniejsze mistyfikacje

Jasne włosy skazane na zagładę?
Jasne włosy skazane na zagładę?
Łukasz Michalik
25.11.2013 11:00, aktualizacja: 13.01.2022 10:09

Trolling bywa sztuką nie tylko trudną, ale również bardzo finezyjną. Okazuje się, że przy odrobinie pomysłowości i wiedzy można wyprowadzić w pole nawet naukowe autorytety. Tylko czy ktoś, kto dał się tak łatwo podejść, wciąż może być tak nazywany?

Filipińczycy wymyślają plemię pierwotnych ludzi

Tasaday - filipińscy jaskiniowcy
Tasaday - filipińscy jaskiniowcy

Dość szybko zaczęto organizować naukowe wyprawy do Tasaday, płacąc za ich zorganizowanie Manuelowi Elizalde. Badacze dość szybko zaczęli się niepokoić, że tak intensywne kontakty z nowo odkrytym plemieniem mogą mieć dla pierwotnej społeczności przykre konsekwencje, więc z czasem ograniczono je do minimum, w miejscu siedzib plemienia organizując rezerwat przyrody. Do opieki nad plemieniem powołano zarządzaną przez PANAMIN fundację, do której spływały datki z całego świata.

Wśród badaczy znaleźli się jednak tacy, którzy nie tylko nazywali się antropologami, ale rzeczywiście nimi byli. Część naukowców nabrała podejrzeń co do autentyczności plemienia – nie dość, że nigdzie nie było szczątków przodków Tasaday, to jeszcze plemię nie pozostawiało po sobie niemal żadnych śmieci. Zastanawiający był również fakt, że 24-osobowa społeczność miała z trudem żywić się tylko tym, co udało się znaleźć w lesie, jednak wygląd Tasaday wskazywał, że nie cierpieli na niedobór jedzenia.

W 1986 roku prawda wyszła na jaw. Tasaday okazali się okolicznymi rolnikami, a całe przedstawienie zostało zorganizowane przez Manuela Elizalde, który stworzył z niego źródło dochodu. W ciągu kilku lat udało mu się zebrać i przywłaszczyć miliony dolarów. Gdy ujawniono mistyfikację, Elizalde wraz z pieniędzmi ulotnił się z Filipin. Wrócił do kraju rok później i do końca życia, czyli do 1997 roku, przekonywał, że Tasaday naprawdę istnieją.

Wymieranie blondynek. Jasne włosy skazane na zagładę?

Jedną z moich ulubionych mistyfikacji jest opina, jakoby osoby o jasnych włosach były skazane na wymieranie. Dlaczego tak bardzo ją lubię? Chyba dlatego, że świetnie obnaża, jak działają media, w których dziennikarze przepisują od siebie newsy bez cienia refleksji nad publikowanymi treściami. Wszystko zaczęło się jeszcze w XIX wieku.

W 1865 roku dziennikarz bostońskiej gazety „Flag of Our Union” napisał artykuł, w którym powołując się na niesprecyzowane badania, przewidywał, że włosy blond znikną ze świata za 200 lat. Miało to wynikać z faktu, że mężczyźni – odwrotnie niż w filmie z Marylin Monroe – wolą brunetki i to właśnie z nimi mają dzieci. Długi łańcuch kolejnych, nawiązujących do tego motywu publikacji został szczegółowo opisany m.in. w Wikipedii (wraz z wyjaśnieniem, dlaczego jasne włosy nie są skazane na zagładę).

Najzabawniejsze w całej sprawie jest to, że kolejni autorzy w żaden sposób nie weryfikowali źródeł. Wystarczyła im świadomość, że ktoś przed nimi powołał się na jakieś badania. Artykuły o wymierających blondynkach znajdziemy zatem nie tylko w polskich portalach horyzontalnych, ale również w serwisie BBC czy na stronach Timesa. Ofiarami własnej nierzetelności padły również m.in. czasopisma "Przekrój" i "Przegląd".

Ponieważ zazwyczaj autorzy powoływali się na jakieś badania przeprowadzone przez Światową Organizację Zdrowia, WHO zdecydowała się zamieścić na swojej stronie dementi. Nie sądzę, by to coś zmieniło – przecież już Hegel zauważył: „Jeśli fakty nie pasują do mojej teorii, tym gorzej dla faktów”. Ciekawe, kiedy znowu zobaczymy sensacyjne nagłówki w stylu „W 2202 roku nie będzie już naturalnych blondynek”.

Tomasz Witkowski kpi z „Charakterów”

Warta uwagi mistyfikacja miała miejsce w Polsce, gdy dr Tomasz Witkowski w dobitny sposób pokazał, jak poświęcone psychologii i rozwojowi osobistemu czasopismo „Charaktery” weryfikuje publikowane treści.

"Charaktery" 1-/2007 - numer z prowokacyjnym artykułem
"Charaktery" 1-/2007 - numer z prowokacyjnym artykułem

W 2007 roku wymyślił fikcyjną psycholożkę, Renatę Aulagnier, która napisała artykuł poświęcony nowym metodom psychoterapii  „Wiedza prosto z pola”. Dla każdego, kto ma choćby minimalną wiedzę z zakresu psychologii, artykuł był pseudonaukowym bełkotem, jednak rada naukowa „Charakterów”, składająca się z szacownego grona profesorów i doktorów, łyknęła blagę niczym wygłodniały pelikan.

Artykuł nie tylko ukazał się w czasopiśmie, ale redakcja dorzuciła do niego dodatkowe treści, popełniając przy okazji plagiat. Całą prowokację, wraz ze szczegółowym wyjaśnieniem, czemu służyła i jak została przeprowadzona, dr Tomasz Witkowski opisał na swojej stronie – zachęcam do odwiedzenia, to bardzo pouczająca lektura (warto również zapoznać się z udostępnionym stanowiskiem redakcji  „Charakterów”). Całą sprawę pomysłodawca mistyfikacji podsumował słowami:

(…) miesięcznik nie tylko sprzedaje papkę medialną, ale nawet jego redaktorzy nie zadają sobie najmniejszego trudu, aby odróżnić ziarna od plew. Niestety, konsekwencje takich działań dla ludzi poszukujących pomocy, a wśród czytelników pisma takich jest wielu, mogą mieć opłakane skutki.

Alan Sokal, monotlenek diwodoru i SCIgenAlan Sokal rzuca wyzwanie postmodernistom

Alan Sokal raczej nie cieszy się sympatią feministek
Alan Sokal raczej nie cieszy się sympatią feministek

Sokal nie miał zamiaru dyskutować ze środowiskiem, które podważało dorobek nauk przyrodniczych, twierdząc, że współczesna matematyka to męski wymysł służący zdominowaniu kobiet. Zamiast tego postanowił wykazać, że postmoderniści nie tylko plotą bzdury, ale na dodatek sami nie rozumieją tego, co piszą.

W tym celu spreparował artykuł pod tytułem „Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji”, w którym całkowicie pozbawione sensu stwierdzenia uzasadniał cytatami z wcześniejszych artykułów opublikowanych w „Social Text”. Chodziło o sprawdzenie, czy autorzy zaoponują, gdy ich dorobek zostanie wykorzystany do uzasadnienia oczywistych bzdur. Nie zaprotestowali, a „Social Text” opublikował artykuł. Jego autor postulował, aby stworzyć nową, wyemancypowaną matematykę feministyczną, opartą na logice rozmytej i teorii katastrof.

Choć kpił w żywe oczy, spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników. Po ujawnieniu mistyfikacji Sokal napisał książkę „Modne bzdury. O nadużywaniu pojęć z zakresu nauk ścisłych przez postmodernistycznych intelektualistów” (niestety, poszukiwania w księgarniach online wskazują, że polski nakład jest wyczerpany). Wyjaśnił w niej, że jego celem nie był atak na nauki humanistyczne, ale na osoby, które tym naukom szkodzą.

W nawiązaniu do prowokacji Sokala i na podstawie opublikowanych przez niego wskazówek Australijczyk polskiego pochodzenia, Andrzej Bułhak, napisał generator postmodernistycznych tekstów (tworzenie nowej treści wymaga odświeżenia strony).

Monotlenek diwodoru zabija!

Ewolucja zaszczepiła w nas lęk przed nieznanym – przeżywali ci, którzy zamiast pałaszować owoce wawrzynka, omijali nieznane czerwone jagódki szerokim łukiem. Ten lęk towarzyszy nam również współcześnie, a jego wyrazem może być na przykład przekonanie, że tzw. chemia w jedzeniu to zło wcielone – choćby na etykiecie była substancja tak niewinna jak E300, czyli kwas askrobinowy, znany również jako witamina C.

Strzeżmy się monotlenku diwodoru!
Strzeżmy się monotlenku diwodoru!

Lęk przed nieznanymi substancjami chemicznymi okazał się bardzo wdzięcznym tematem naukowych żartów, przygotowanych początkowo w 1990 roku przez studentów uniwersytetu w Santa Cruz. Spopularyzował je 14-letni Nathan Zohner z Idaho, który w ramach swojego szkolnego projektu przeprowadził ankietę, a jej wyniki wzbudziły szerokie zainteresowanie dziennikarzy i były komentowane w mediach.

Kluczowa okazała się substancja o nazwie monotlenek diwodoru i oznaczeniu DHMO. DHMO jawiło się jako jedna z najgroźniejszych substancji na planecie. Powoduje oparzenia, wdychane może prowadzić do śmierci, niszczy zabytki, przyspiesza korozję metali, bierze udział w procesach cieplarnianych, a na dodatek wchodzi w skład wielu odpadów przemysłowych. Co gorsza, do substancji swobodny dostęp mają dzieci!

Okazało się, że tak przedstawiona zwykła woda budzi w ludziach na tyle duży lęk, że są w stanie podpisać petycję zakazującą jej stosowania. Mimo upływu czasu monotlenek diwodoru nadal straszy – dwa lata temu jedna z poznańskich firm postanowiła powstrzymać właścicieli psów przed wypuszczaniem czworonogów na firmowy trawnik. Umieściła w tym celu ostrzeżenia o rozpylaniu na tym terenie monotlenku diwodoru. Poskutkowało.

SCIgen – generator artykułów naukowych

Pamiętacie generatory wystąpień publicznych? Była to tabelka z fragmentami zdań, które po losowym zestawieniu zawsze pasowały do siebie, sprawiając wrażenie, że niosą jakąś treść. Podobnym tropem postanowili podążyć naukowcy z Massachusetts Institute of Technology, którzy mieli dość niskiego poziomu prac wygłaszanych na różnych konferencjach.

Generator artykułów naukowych SCIgen
Generator artykułów naukowych SCIgen

Zespół badaczy z MIT doszedł do słusznego wniosku, że nawet największa bzdura zaczyna wyglądać poważnie, gdy dorzucimy do niej wykresy, a całość wzbogacimy przypisami. Czyli zrobimy coś, co wygląda jak praca naukowa, choć w rzeczywistości ma wartość tekstu wystukanego na klawiaturze przez nudzącego się szympansa.

Naukowcy napisali zatem narzędzie o nazwie SCIgen, którym wygenerowali artykuł „Rooter: A Methodology for the Typical Unification of Acces Points and Redundancy”. To wiekopomne dzieło wysłali następnie do organizatorów konferencji World Multiconference on Systematics, Cybernetics and Informatics. Ci, mając przed sobą tak przełomową pracę, postanowili zaprosić jej autorów do wygłoszenia odczytu.

Do skandalu nie doszło – twórcy SCIgena upublicznili swoją prowokację przed rozpoczęciem konferencji i zaproszenie cofnięto. W kolejnych latach SCIgen został wykorzystany do wielu innych mistyfikacji - losowo wygenerowany artykuł został m.in. pozytywnie zrecenzowany przez radę naukową czuwającą nad zawartością  „The Open Information Science Journal”.

SCIgen wciąż działa i jest dostępny w Sieci – jeśli potrzebujecie porządnie wyglądającej pracy naukowej, możecie ją sobie wygenerować w tym miejscu.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)