W chmurach - recenzja faworyta do Oscara

W chmurach - recenzja faworyta do Oscara

clooney
clooney
Paweł Kański
25.12.2009 14:04

Czytam sobie zagraniczne blogi dotyczące kina i z pewnym niedowierzaniem widzę, że najnowszy film Jasona Reitmana wymieniany jest w gronie faworytów do nagrody Oscara. Jednak moje zaskoczenie trwa bardzo krótko, bo od razu przypominam sobie, że ta najbardziej pożądana, filmowa nagroda nie zawsze jest przyznawana najlepszym filmom. Często statuetki wędrują do twórców, którzy robią po prostu bardzo ważny film, będący w dodatku "na czasie" ze względu na problemy o których opowiada. Tak jest też w przypadku W chmurach - filmu, który powstał między innymi z potrzeby nadania kryzysowi ekonomicznemu ludzkiej twarzy. Twarzy Georga Clooneya.

Czytam sobie zagraniczne blogi dotyczące kina i z pewnym niedowierzaniem widzę, że najnowszy film Jasona Reitmana wymieniany jest w gronie faworytów do nagrody Oscara. Jednak moje zaskoczenie trwa bardzo krótko, bo od razu przypominam sobie, że ta najbardziej pożądana, filmowa nagroda nie zawsze jest przyznawana najlepszym filmom. Często statuetki wędrują do twórców, którzy robią po prostu bardzo ważny film, będący w dodatku "na czasie" ze względu na problemy o których opowiada. Tak jest też w przypadku W chmurach - filmu, który powstał między innymi z potrzeby nadania kryzysowi ekonomicznemu ludzkiej twarzy. Twarzy Georga Clooneya.

Ryan Bingham, główny bohater filmu to prawdziwy człowiek sukcesu. Pracuje w wielkiej korporacji, bardzo dużo podróżuje i kocha swoją pracę. Na czym ona polega? Na zwalnianiu ludzi z pracy. Ryan jest więc facetem od brudnej, korporacyjnej roboty i wykonuje pracę za tchórzliwych szefów, którzy nie mają odwagi  spojrzeć ludziom w oczy i ich zwolnić. Trzeba przyznać, że wykonuje swoją pracę z niemałym wdziękiem - z błyskiem w oku, z przytupem, w dobrym stylu chciałoby się powiedzieć, ale nie wypada. My jesteśmy natomiast świadkami ludzkich tragedii, bo czym innym niż tragedią jest zwolnienie z pracy po 15 latach pełnych poświęceń? Jak z tym ciężarem czuje się Ryan Bingham? Całkiem nieźle! Zwalnia ludzi setkami, podróżuje od stanu do stanu i jest piekielnie dumny ze swojego statusu. Świetnie ubrany, przystojny, bogaty, doceniany - ten facet ma szczęście. Jedyne czym się przejmuje to to, kiedy uda mu się wylatać w samolocie 10 milionów mil, wtedy bowiem stanie się właścicielem złotej karty, którą dostają najczęściej podróżujący pasażerowie. Ta złota karta jest dla niego swoista nagrodą i jednym z fetyszów jakimi się otacza. Ryan Bingham nie ma tak naprawdę domu, a jego właściwe życie toczy się na lotniskach, w tamtejszych knajpach i hotelach.

Jakim jest bohaterem Ryan? Na pewno cynicznym, na pewno rozbrajająco zabawnym (jak to Clooney!), ale też cholernie samotnym. Nie ma żony, dzieci ani przyjaciół. Dla niego liczą się tylko mile jakie pokonuje lecąc z jednego miasto do drugiego. Jest tak, do czasu gdy szefostwo chce zrewolucjonizować system jego pracy i zacząć zwalniać ludzi przez ... internet! Ryan, jako stary wyjadacz nie może się z tą decyzją pogodzić, szczególnie, że pomysłodawcą tego projektu jest młodziutka i ambitna Natalie  (czyli Anna Kendrick). Aby pogodzić dwa odmienne spojrzenia na tą samą pracę (zwalnianie ludzi), szef wysyła ich na wspólną podróż, podczas której mają się ze sobą pogodzić i zapoznać ze swoimi technikami pracy.

w chmurach
w chmurach

W międzyczasie Ryan spotyka bardzo ciekawą kobietę. Ona też dużo podróżuje, jest atrakcyjna i tak samo cyniczna jak i on, dlatego bardzo szybko lądują w łóżku. W ten sposób zaczyna się ciekawy romans. Za sprawą Alex (Vera Famiga) nasz bohater zaczyna się zastanawiać nad sensem swojego życia. Brak stabilizacji, brak bliższych kontaktów z rodziną sprawiają, że Ryan zaczyna się czuć co najmniej samotny. Ale czy wyciągnie z tego jakąś lekcję?

Trzeba przyznać, że film ogląda się doskonale. Zdjęcia są bardzo ładne, a montaż dynamiczny. Clooney jest zabójczo przystojny i cholerne zabawny - ta rola jest dla niego wręcz idealna, widać to w każdej sekundzie filmu. Przez chwilę można by pomyśleć, że gra tam samego siebie, tak dobrze mu idzie :) Postać Ryana to ciekawy przykład pomieszania nadętego, bogatego japiszona, który jest mistrzem przemów afirmacyjnych (uwierz w siebie, jesteś wielki, odniesiesz sukces! :) z facetem, który czuje, że coś mu ucieka, że wszystkie te klubowe karty które są dla niego źródłem dumy to tylko fetysze dla duże chłopca. Ryan w pewnym momencie widzi, że wszystko to przed czym się broni (dom, rodzina, stabilizacja) mogą stanowić źródło szczęścia, a idea sukcesu jaką on reprezentuje nie jest uniwersalną odpowiedzią na wszystkie potrzeby człowieka. Tylko skąd taki gość jak on miał to wiedzieć? Żyje z wywalania ludzi z pracy i dlatego, żeby nie zwariować oddzielił się od innych sporą warstwą ochronną cynizmu i ignorancji. Ludzkie uczucie więc niezbyt przemawiały do jego rozumu..

Oprócz roli samego Clooneya, warto zwrócić uwagę na dwie piękne kobiety, które zagrały u jego boku. Pierwsza z nich to Anna Kendrick w roli Natalie - młodej i ambitnej, korporacyjnej lisicy. Oczywiście, spotkanie dwóch tak różnych bohaterów sprawia, że w sali kinowej naprawdę jest bardzo wesoło. Naiwna i mocno dziewczęca Natalie nie może znieść tego, że Ryan jest takim zakochanym w sobie bobkiem, ale z drugiej strony wiele się od niego uczy. Natomiast Ryan szybko odkrywa, że mimo pozorów, jego partnerka jest zwykłą, trochę zagubioną dziewczyną... Oboje sporo wynoszą z tej lekcji jaką była wspólna podróż po kilku miastach. Tą trzecią, bardzo ważną postacią jest Alex - jakby żeński odpowiednik Ryana. Silna, doświadczona i wydawałoby się zadowolona z życia kobieta. Jej postać to dowód na to, że szczęście jest pojęciem względnym, a człowiek nigdy nie rezygnuje z walki o nie...

g-3
g-3

Reasumując, to bardzo fajny film. Od strony reżyserskiej (twórca Juno i Dziękujemy za palnie) zrealizowany jest po prostu doskonale, zupełnie jakby ten film skrojony był na miarę. Aktorzy grający w tym obrazie także wywiązali się ze swojej roli znakomicie. Niestety, dzieło to w żaden sposób nie odkrywa niczego nowego, a rola Georga Clooneya jest jakby odbiciem jego innych ról i mam wrażenie, że postacie bogatych, cynicznych dupków to już jego specjalność i aktor ten nie zagra już w stroju innym niż idealnie skrojony, drogi garnitur. Po prostu oglądając* W chmurach * miałem wrażenie, że znów oglądam *Okruciestwo nie do przyjęcia... *Drugą stroną tego filmu jest jego wymowa społeczna, niby obecna, ale jednak marginalna. Wydaje mi się, że to odpowiedź reżysera na potrzebę zrobienia dzieła, które będzie korespondowało z aktualną sytuacją ekonomiczną Stanów Zjednoczonych - taka trochę forma rozliczenia z pewnym piętnem. I jeśli obraz ten dostanie Oscara, to kryzys będzie miał twarz Georga Clooneya. Może Ameryka potrzebuje jakiegoś sympatycznego, bohatera na miarę dzisiejszych realiów? Jeśli tak, to Jason Reitman spisał się bardzo dobrze, ale nie wiem czy zasługuje z tego powodu na Oscara...

Foto: Stopklatka

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)