Technologie ogłupiają? Chyba tylko dziennikarzy. Jak bzdura stała się medialną sensacją?

Technologie ogłupiają? Chyba tylko dziennikarzy. Jak bzdura stała się medialną sensacją?

Czy technologie nas ogłupiają?
Czy technologie nas ogłupiają?
Łukasz Michalik
26.06.2013 12:00, aktualizacja: 10.03.2022 12:06

Kilka tygodni temu przez media przewaliło się tsunami artykułów o dość jednoznacznej wymowie: stajemy się coraz głupsi. Lamentom i załamywaniu rąk nie było końca, problem jednak w tym, że nie miało to najmniejszego sensu. Jesteśmy coraz głupsi? Bzdura. No, może z wyjątkiem powtarzających takie slogany dziennikarzy.

Kilka tygodni temu przez media przewaliło się tsunami artykułów o dość jednoznacznej wymowie: stajemy się coraz głupsi. Lamentom i załamywaniu rąk nie było końca, problem jednak w tym, że nie miało to najmniejszego sensu. Jesteśmy coraz głupsi? Bzdura. No, może z wyjątkiem powtarzających takie slogany dziennikarzy.

Olaboga, głupiejemy!

Joseph Goebbels, minister propagandy Rzeszy, jest znany ze stwierdzenia, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Mniej znane są inne słowa Goebbelsa:

Im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą.

Świetnym przykładem potwierdzającym te słowa jest pojawiająca się co pewien czas w mediach debata dotycząca rzekomej głupoty młodego pokolenia. Podsycają ją choćby programy w stylu „Matura to bzdura”, a zaproszeni do mediów eksperci z przejęciem komentują marne statystyki czytelnictwa, głupstwa, które pojawiły się podczas różnych egzaminów, czy jakąś niefortunną wypowiedź.

NAJLEPSZE PYTANIA (FINAŁ SEZONU) odc. #50

W gruncie rzeczy można byłoby zignorować te debaty – uczestniczą w nich zazwyczaj nie naukowcy, ale publicyści, politycy i dyżurni eksperci od nawozów i od świata, działający zgodnie z zasadą „nie znam się, ale mam brodę albo okulary, magisterium z etyki, zrobię mądrą minę i chętnie się wypowiem”. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy podobne opinie znajdują punkt podparcia w postaci jakichkolwiek badań naukowych.

Dopasujmy definicję do założeń - pewny sposób na udowodnienie każdej bzdury

Warto w tym miejscu zauważyć, że aby coś mierzyć, trzeba to najpierw zdefiniować. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić: definicji inteligencji jest tyle, ilu badaczy. Przyjmując zatem odpowiednią definicję, można udowodnić dowolną tezę i uzyskać dowolne, pożądane w danej chwili rezultaty badań.

Świetnym przykładem takich działań jest opisane przed kilkoma tygodniami przez Martę „odkrycie”, którego autorzy za wyznacznik inteligencji uznali czas reakcji na bodziec. Ich zdaniem współcześnie reagujemy wolniej niż ludzie z wiktoriańskiej Anglii (183-187 kontra 250-277 milisekund), więc jesteśmy mniej inteligentni.

Analogicznie za wyznacznik inteligencji można byłoby uznać biegłość w łupaniu krzemienia, wymagającą przecież analitycznego myślenia, doskonałej koordynacji wzrokowo-ruchowej i dostosowania działań do zmieniającego się kształtu wyłupywanego narzędzia. I wyszłoby na to, że  Ötzi  - człowiek sprzed ponad 5 tys lat, znaleziony w lodzie w Południowym Tyrolu - był bystrzakiem, przed którym powinniśmy paść na kolana i obsypać Noblami.

Anatomia sensacji, czyli portaloza w natarciu

Zostawmy jednak na boku szemraną metodologię Brytyjczyków, bo genetyk dr Gerald Crabtree ogłosił, że inteligencja ludzi obniża się, a inteligentniejsi od nas byli starożytni Grecy. Crabtree zastrzegł przy tym, że choć z punktu widzenia genetyki ewolucja nie premiuje już najbardziej inteligentnych, to dzięki rozwojowi edukacji czy poprawie warunków życia nasza inteligencja jako gatunku rośnie.

Oczywiście media nie przytoczyły wypowiedzi naukowca w całości. Skupiły się tylko na pierwszej części, snując scenariusze rodem z "Idiokracji" i wyciskając wykreowaną w ten sposób sensację do ostatniego czytelnika i kliknięcia.

Idiocracy - Trailer

Oczywiście nikt nie przejął się tym, że przytoczenie zaledwie części wypowiedzi zrobiło z cenionego genetyka patentowanego głupka. Ważne, że przez jakiś czas było o czym pisać i rozmawiać. Ot, rzetelne dziennikarstwo w polskim, i nie tylko polskim wydaniu.

Bystrzejsi niż kiedykolwiek wcześniej

Medialna teza o spadającym poziomie inteligencji nie znajduje przy tym poparcia wśród ludzi, którzy poświęcili temu zagadnieniu swój naukowy dorobek. Świetnym przykładem jest choćby założyciel Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej, Zbigniew Pietrasiński, który w przeciwieństwie do zarabiających na sensacjach dziennikarzy znał się na rzeczy i w swojej ostatniej książce „Ekspansja pięknych umysłów. Nowy renesans i ożywcza autokreacja” rozniósł w pył twierdzenia o postępującej głupocie.

Trudno to zrozumieć z punktu widzenia kogoś, kto za wyznacznik inteligencji uznaje biegłość w arytmetyce, encyklopedyczną wiedzę czy poziom czytelnictwa. Sam mam czasem z tym problem, jednak to właśnie dzieło ludzkiej inteligencji - postęp technologiczny - uwalnia nas od bagażu umiejętności, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu wydawał się niezbędny.

To trochę tak jak z biegłością w zabijaniu drapieżników. Kto nie potrafił ukatrupić niedźwiedzia na miejscu, ginął. Dzisiaj umiejętność uśmiercania niedźwiedzi jest zbędna tak samo, jak zbędne staje się pamiętanie prawych dopływów Donu czy wykuwanie na blachę dat – nie musimy tego robić, bo dzięki technologii mamy do tej wiedzy stały i błyskawiczny dostęp. Trafnie podsumowuje to autor blogu Czajniczek Pana Russela:

Zastanawia mnie, czy obecne nastolatki będą naśmiewać się z teraźniejszych maluchów. Tych maluchów, które obsługę tabletu przyswoiły sobie szybciej niż obsługę nocnika. Pod naszymi nogami rośnie prawdziwe pokolenie digital natives. Pokolenie, które nie rozumie statycznego, nieinteraktywnego obrazu. Z tymi to dopiero będzie ubaw. Ciekawe, ile oni przeczytają książek. Oj, cóż to będzie za lament. Proponuję już ostrzyć zęby panie i panowie pieniacze.
Stare umiejętności stają się z czasem zbędne
Stare umiejętności stają się z czasem zbędne

Zjawisko to można zauważyć również przy okazji tzw. efektu Flynna, czyli obserwowanego w XX wieku stałego wzrostu ilorazu inteligencji. Wbrew pojawiającym się opiniom nie zaprzeczają mu żadne nowe badania, a kolejne badane roczniki są bardziej kreatywne i zdolne do wyższego poziomu abstrakcyjnego rozumowania od swoich poprzedników.

Co istotne, progres nie obejmuje arytmetyki. W obliczeniach osiągamy coraz gorsze wyniki z bardzo prostego powodu – nikt nie musi już pracowicie sumować słupków, bo każdy ma przy sobie urządzenie, które robi to za niego. Nie umiemy już także ostrzyć gęsich piór, bo korzystamy z długopisów, które zapewne również odejdą z czasem do lamusa.

Młode pokolenia są coraz głupsze – mówią starcy od tysiącleci

To niezrozumienie bierze się stąd, że dorosły tylko epizodycznie ma kontakt ze światem młodego człowieka. Np. zaglądając mu przez ramię, kiedy ten robi coś na swoim komputerze czy tablecie. I jeśli widzi, że tam jakieś strzały, krew się leje, zaczyna się martwić i denerwować. Gdyby zapytał: po co w to grasz, pewnie usłyszałby odpowiedź typu „jak sobie pogram, to jest mi lżej, nerw mnie opuszcza, złość ze mnie schodzi”. Ale nie spyta, tylko myśli, że w grze chodzi o czystą przemoc.

A przecież pokonywanie poszczególnych poziomów wymaga pomysłowości, wypracowania pewnej strategii, nie mówiąc o zręczności i koordynacji ręka-oko. W sposób wirtualny człowiek uczy się pewnych zachowań – mam tu na myśli nie to, jak walnąć przeciwnika, ale jak uniknąć niebezpieczeństwa, tego, że czasem lepiej uniknąć bezpośredniego starcia, przeczekać, żeby zwyciężyć. A więc używania głowy – co może wykorzystać w realnym życiu. Ludzie mają tendencję do uproszczeń w wydawaniu osądów. Stąd często nie doceniamy młodych ludzi.

Narzekanie na to, że po młodym pokoleniu nie warto spodziewać się niczego dobrego, nie jest jednak niczym nowym. Warto w tym miejscu odwołać się do najstarszych zachowanych tekstów spisanych ręką człowieka – glinianych tabliczek z miasta Ur. Jeden z największych autorytetów w dziedzinie historii i języka Sumerów, Samuel Noah Kramer, przetłumaczył je w 1957 roku.

Wśród wyrytych przed tysiącami lat tekstów był „Skryba i jego zepsuty syn”. Znajdziemy tam narzekania ojca, którego potomek nie chce się uczyć i marnuje czas na przyjemności, a bez okazywania respektu swojemu nauczycielowi z pewnością nie osiągnie sukcesu.

Jak widać, w każdej epoce znajdą się ludzie, którzy żyjąc przeszłością, nie rozumieją zmieniającego się świata. Przerażają ich obserwowane zmiany, które traktują jako dowód na to, że z pokolenia na pokolenie jest coraz gorzej. Czy tak jest w istocie? Sądzę, że rozwój naszej cywilizacji jednoznacznie zaprzecza takiemu poglądowi.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)