Skaner: reaktywacja Peweksu w Sieci, zawód YouTuber, (prawie) cała prawda o graniu

Skaner: reaktywacja Peweksu w Sieci, zawód YouTuber, (prawie) cała prawda o graniu

Pewex (Fot. Flickr/ nanosquirrel/Lic. CC by)
Pewex (Fot. Flickr/ nanosquirrel/Lic. CC by)
Marta Wawrzyn
10.06.2013 08:00, aktualizacja: 13.01.2022 11:35

W dzisiejszym wydaniu Skanera przyglądamy się reaktywacji marki Pewex w Internecie, poznajemy zawód YouTuber, dowiadujemy się, co wspólnego mieli wikingowie z jednorożcami, a także czytamy znakomity tekst Łukasza Orbitowskiego o tym, dlaczego tak lubimy grać (i dlaczego gry to zajęcie dla "dziadów", a nie dla młodzieży).

W dzisiejszym wydaniu Skanera przyglądamy się reaktywacji marki Pewex w Internecie, poznajemy zawód YouTuber, dowiadujemy się, co wspólnego mieli wikingowie z jednorożcami, a także czytamy znakomity tekst Łukasza Orbitowskiego o tym, dlaczego tak lubimy grać (i dlaczego gry to zajęcie dla "dziadów", a nie dla młodzieży).

Gazeta.pl pisze o nowym zawodzie, który narodził się w Polsce w ostatnich latach: twórcy filmików na YouTube. Z "prawdziwej" pracy zrezygnował niedawno Radosław Kotarski, twórca Polimatów. Teraz pracuje już wyłącznie na YouTube. Takich jak on jest oczywiście więcej, nie tylko w USA, ale też w Polsce. Czy da się z tego wyżyć? Pewnie się da, skoro ludzie się na to decydują. Ale pamiętajmy, że kanał musi być naprawdę popularny, żeby były z tego pieniądze. Poza tym same reklamy nie wystarczą, trzeba kombinować, współpracować z firmami, sprzedawać prawa do reemisji itp. I oczywiście trzeba w to włożyć naprawdę dużo pracy.

"Polimaty to formuła programu telewizyjnego, który po prostu ukazuje się w sieci. To oznacza, że całą pracę, którą wykonuje zespół składający się z montażysty, scenarzysty, reżysera, kierownika planu, asystenta planu, charakteryzatora itd., musi wykonać jedna osoba, czyli ja. Na szczęście moja dziewczyna wykonuje pracę operatorską, ale i tak zajęć nie brakuje. Dlatego stworzenie jednego odcinka trwa parę dni. Robienie własnych, ale w miarę profesjonalnych produkcji wideo w sieci to więcej niż pełny etat, jest to praca 6 dni w tygodniu po około 10 godzin dziennie" – opowiada Kotarski w rozmowie z Gazetą.

W "Newsweeku" znajdziecie ciekawy artykuł historyczny ukazujący wikingów z trochę innej strony, niż znamy ich z podręczników szkolnych. Otóż ich życie nie sprowadzało się do podbijania i rabowania, byli też na przykład zdolnymi handlarzami. Sprzedawali futra, tworzyli ośrodki handlowe, kontrolowali najważniejsze szlaki, a nawet wprowadzali monopol. Wmówili też mieszkańcom Europy, że mają rogi jednorożców.

"Wikingowie budowali zarówno długie, zwinne okręty wojenne, których ilustracje można znaleźć w niemal każdej książce o ich podbojach, jak i bardziej pękate statki handlowe, które mogły pomieścić nawet 40 ton towarów. Na nich z Grenlandii przywozili do Europy długie na trzy metry skręcone kły narwali, które na Starym Kontynencie uchodziły za rogi legendarnych jednorożców. Osiągały wysokie ceny, bo traktowano je jako panaceum na wszelkie choroby – były dwa razy droższe od pereł i trzy razy od rubinów. Dzięki nim wikingowie 
szybko zbijali majątki" – pisze "Newsweek".

Sebastian Leśniak (Joe Monster) i Mariusz Składanowski (Demotywatory) mają w planach reaktywację marki Pewex (tak, mają prawa i do domeny, i do znaku handlowego Pewex), oczywiście w Internecie. Będzie to serwis na pierwszy rzut oka podobny do Demotywatorów.

"Serwis ma strukturę nieco podobną do Demotywatorów, w tym sensie, że materiały na stronie głównej prezentowane są na pionowej osi, według czasu dodania. Użytkownik może także skorzystać z Wehikułu Czasu, gdzie zdjęcia i filmy przypisane są do konkretnych dziesięcioleci lub kategorii takich jak: Smaki PRL-u, Moda i Uroda, Dzieciństwo i Szkoła, Postacie i Osobliwości, Motoryzacja, Powiew Zachodu i wielu innych. Ale Pewex.pl to nie tylko zdjęcia. W dziale TV prezentowane są fragmenty kultowych seriali i filmów minionej epoki, kreskówki i bajki oraz teledyski. Osobną kategorią jest również Salon Gier, gdzie odświeżane są stare gry wideo" – mówią twórcy nowego Peweksu.

Ale na tym nie koniec – będzie też sklep internetowy z produktami z PRL-u, a w 2014 roku jeszcze sieć kafejek. O tym, jak wyglądały początki, opowiedział Sebastian Leśniak w rozmowie z Grzegorzem Marczakiem: "W 2003 zarejestrowałem domenę, chwilę później wspólnie z żoną uznaliśmy, że koniecznie trzeba ten temat usytuować prawnie, nadając obligatoryjny charakter. Kancelaria prawnicza specjalizująca się w tego typu działaniach, na zlecenie opatentowała znak towarowy. Cały proces trwał de facto kilka lat, ale chcieliśmy mieć pewność, że nikt nie zgłosi tak zwanej opozycji. I nikt nie zgłosił".

"Jesteście wszyscy politykami, więc powinniście wiedzieć - i ja myślę, że wiecie - że nie można negocjować otwarcie (...) Musicie się skupić i oczywiście musicie raportować, co robicie, wyjaśnić, dlaczego to robicie i dlaczego robicie pewne ustępstwa (...) Ale potrzebujecie pewnego stopnia poufności w negocjacjach. Potrzebujecie tego również, bo wasz odpowiednik o to prosi" – cytuje DI wypowiedź komisarza.

Niebezpiecznik pisze o urządzeniu, które wygląda jak ładowarka i infekuje iPhone'a złośliwym oprogramowaniem. "Ponieważ urządzenia z iOS ładuje się przez ten sam port, który służy do przesyłania danych (synchronizacji z komputerem), nie ma absolutnie niczego spektakularnego w tym, że jeśli podłączymy do naszego iPhone’a albo iPada jakieś urządzenie, to może ono komunikować się z naszym telefonem, a w szczególności zrobić mu kuku - lub jak to piszą w mainstreamie - 'zhackować'" – czytamy w serwisie.

Jeśli jednak uważacie, co podłączacie do swojego urządzenia, nic strasznego nie powinno się stać.

Na Spider's Webie znajdziecie znakomicie napisany i zawierający rozsądną dawkę życiowej mądrości artykuł Łukasza Orbitowskiego o tym, dlaczego gramy, zamiast robić coś innego.

"Znałem faceta, który straszliwie się szlajał, na domiar złego, miał żonę. Żona nie wiedziała, co z tym fantem zrobić. Wreszcie kupiła chłopu konsolę. Tak po prostu. Był to bodaj Xbox 360, ale nie jestem pewien, wiem za to, że jak chłop usiadł, to siedzi do dziś i tnie w sieciowe strzelanki. Skończyli się koledzy, wódeczka, kelnereczki. Zafascynowany tym przykładem, postanowiłem uczynić swoje życie lepszym, poszedłem do sklepu po konsolę i już nie mam żony" – pisze Orbitowski na wstępie. A potem jest jeszcze lepiej. Polecam przeczytać do końca, warto. Zresztą po co ja w ogóle to reklamuję... przecież chyba i tak znacie Orbitowskiego.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)