Pokolenie Top Secret [cz. 6]. Reaktywacja?!

Pokolenie Top Secret [cz. 6]. Reaktywacja?!

Pokolenie Top Secret [cz. 6]. Reaktywacja?!
Blomedia poleca
26.03.2013 15:00, aktualizacja: 13.01.2022 12:14

Choć „Top Secret” zniknął z rynku, tytuł wciąż cieszył się uznaniem i sentymentem dawnych czytelników. W październiku 2002 roku próbę reaktywacji podjęło wydawnictwo Axel Springer, ściągając do przywróconego z zaświatów tytułu kilka znanych dawnym czytelnikom postaci – poza Marcinem Przasnyskim był to choćby Aleksy Uchański, Sir Haszak i RooS.

Choć „Top Secret” zniknął z rynku, tytuł wciąż cieszył się uznaniem i sentymentem dawnych czytelników. W październiku 2002 roku próbę reaktywacji podjęło wydawnictwo Axel Springer, ściągając do przywróconego z zaświatów tytułu kilka znanych dawnym czytelnikom postaci – poza Marcinem Przasnyskim był to choćby Aleksy Uchański, Sir Haszak i RooS.

W 2002 roku (albo nawet pod koniec 2001) powstał pomysł zreaktywowania Top Secretu. Po przetarciu w Axlu autorskich szlaków w KŚ GRY i PLAYu nagabywałem Martineza, ojca tego pomysłu, aby mnie zatrudnił do Top Secretu. Uważałem wtedy, że można skutecznie przerobić formułę tego pisma na potrzeby coraz bardziej zmieniającego się rynku.

Wreszcie dostaliśmy zielone światło, do pracy nad zerowym numerem (czy raczej całej kaskady zerowych numerów) przyszedłem ja, Elektryczny zwany Elektrykiem oraz Sir Haszak zwany Haszakiem.

Zawarliśmy triumwirat redaktorów merytorycznych, wspierany przez nowego grafika Perełkę oraz Tfita, czyli Martę z pism Axla. Internetową odnogą pisma miał się zająć RooS (tak, ten RooS od Quake'a). Na czele zespołu stanął oczywiście niezniszczalny Alex. Zdaje się, że przez moment dzierżył wówczas tytuł trzech redaktorów naczelnych jednocześnie, co stanowi z tego co wiem rekord na polskim, a może i światowym rynku prasy. Jak by tu jednak zrobić dobre pismo?

Zerówka za zerówką

Zanim przygotowaliśmy pierwszy numer nowego Top Secretu dotarło do nas, że Martinez nie puści bandy młodziaków na żywioł. Robiliśmy zerówkę za zerówką, coraz mocniej szlifując teksty i starając się nadać im charakterystyczny styl. Żadnego pisania byle czego, publicystyka miała mieć konsekwentny styl, który trochę przypominał mi profesjonalne reportaże. Oczywiście żółtodziobowi (mnie) bardzo się podobało takie poważne pisanie, nawet jeśli dotyczyło niepoważnych tematów gier komputerowych.

W stylu suchego reportażu z wplecionym montypythonowskim humorem celował zwłaszcza Sir Haszak, który napisał z połowę pierwszego numeru. Stworzył też najdokładniejszy poradnik do Warcrafta III, jaki w życiu widziałem, osiem stron tekstu maczkiem. Bo teksty w Top Secrecie miały się bronić przede wszystkim merytoryką, a nie błyszczącymi elementami.

Błyszczące elementy miały swoje, osobne miejsce w piśmie i dziś uśmiecham się pod nosem na wspomnienie działu Tapeta, w którym pokazywaliśmy gargantuicznej wielkości screeny z gier. Czytelnicy nie zostawiali na nas suchej nitki przez te wielkie screeny, ale wyprzedziliśmy swoje czasy, bo dzisiaj takie prezentowanie gier to norma i w pismach, i w internecie. U nas był to jeden maleńki dział, gdzie zapowiedź miała być krótka, a obrazki ogromne. Wyglądało to naprawdę nieźle, ale ile ja się nasłuchałem, że "marnujemy miejsce" to tylko ja wiem.

Osobną sprawą było to, że w 2002 roku jeszcze nie było zapotrzebowania na gigantyczne artworki i screeny, zorganizowanie ich stanowiło poważny problem, zwłaszcza że na okładkach chcieliśmy mieć materiały absolutnie tip-top. Okładka drugiego numeru, z grą Age of Mythology, została wysłana do drukarni w ostatnim możliwym momencie, bo trudno było się doprosić o wystarczająco duży artwork. A i tak ten, który dostaliśmy w ostatniej chwili na płytce CD, był za mały i Tfit musiała się przy nim sporo namęczyć, żeby się do czegoś nadawał.

Humor niewymuszony

Największym problemem było wypuszczenie humoru poza teksty. Reportażowy styl dobrze się sprawdzał w sprzedawaniu krótkich dowcipów, ale wymyśliliśmy sobie osobny dział humor i był on przeraźliwie nieśmieszny dla czytelników, chociaż po serii rysunków koni w Paincie parę osób podobno się uśmiechnęło. Mieliśmy też utalentowanego rysownika, Simsona, który rysował nam do tego działu krótkie, dla odmiany śmieszne komiksy. Był też autorem pierwszego poważnego wyskoku: w jednym z pasków (o tematyce obozowej) napisał dyskretnie "Kapo to chuj!" na płocie i nikt z nas tego nie zauważył.

Drugi wyskok zafundował nam Roos, który w celu sprawdzenia naszej redaktorskiej czujności w recenzji jakiejś gry o motorach posłużył się zwrotem "gangbang mode" podczas opisywania trybu multiplayer, i tego też nie zauważyliśmy. Jakoś mi się tli pod czaszką wspomnienie, że uznałem to za zabawny żart, ale równie dobrze może być to próba zracjonalizowania własnego gapiostwa.

Epickim błędem był też olbrzymi napis ETCS, podczas gdy chcieliśmy pisać o ECTS-ie. To wtedy zrozumiałem, że największe literówki najtrudniej zobaczyć.

Top Secret stawiał też na mocne pełne wersje i to bogate pełne wersje, po polsku, w plastikowym pudełku na CD i nawet z instrukcją w formie książeczki. Przeklinaliśmy te książeczki na czym świat stoi, bo robiło się je niewygodnie, a efekt zauważyło poza nami pewnie z pięćset osób.

Staraliśmy się też tekstowo przybliżać magiczny świat polonizacji, który wtedy był kompletną partyzantką. Dość powiedzieć, że ludzie, którzy przygotowywali polską wersję Thiefa, musieli malować polskie fonty w specjalnym pliku graficznym, używanym przez grę. Oczywiście ręcznie i bez żadnych narzędzi od producenta.

Poniżej oczekiwań

Sądziliśmy, że naprawdę dobre pełne wersje w połączeniu z naprawdę dobrą zawartością merytoryczną pozwolą nam zająć wysokie miejsce w rankingu sprzedaży. Niestety już po pierwszym numerze widać było, że przeholowaliśmy z oczekiwaniami. W dzisiejszych czasach sprzedaż rzędu 80 tysięcy sztuk byłaby wprawdzie uznana za gigasukces, ale na przełomie 2002 i 2003 roku nie były to wyniki zadowalające.

Zaczęły się szybkie ruchy mające na celu wyprowadzenie pisma na prostą, więcej płytek, mniej tekstu - dziś wydaje mi się, że pismo po prostu miało zbyt krótki wentyl bezpieczeństwa i wydawnictwo przyjęło założenie, że musi się udać od razu.

Nie udało się od razu, więc droga na cmentarz była krótka i bolesna, zwłaszcza dla ludzi, którzy włożyli swoje serca w przygotowywanie pisma. Ostatni numer miał na okładce grę The Sims Online i skończył równie dobrze jak The Sims Online. Piątego numeru już nie było i nie zanosi się na to, żeby kiedykolwiek wyszedł (mimo, że Elektryczny napisał we wstępniaku, że jest pewien powrotu Top Secretu). Żałuję do dzisiaj, że pismo nie dostało swojej szansy, ale biznes jest biznes, a w czasach prosperity nie mogło być mowy o wielomiesięcznym budowaniu potencjalnego sukcesu.

Jakub "Cubituss" Kowalski

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)