Richard M. Stallman odwiedził Polskę. Król hakerów twierdzi, że w Sieci pozbawiamy się wolności

Richard M. Stallman odwiedził Polskę. Król hakerów twierdzi, że w Sieci pozbawiamy się wolności

Richard M. Stallman odwiedził Polskę. Król hakerów twierdzi, że w Sieci pozbawiamy się wolności
Blomedia poleca
18.03.2013 12:30, aktualizacja: 13.01.2022 12:19

Prawdziwy haker, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, programista, któremu zawdzięczamy system operacyjny GNU/Linux potocznie zwany linuxem, oraz wiele narzędzi programistycznych, bez których nie mógłby obejść się świat nowoczesnych technologii. Postać kontrowersyjna, radykalna, i dla wielu po prostu długowłosy i brodaty dziwak. Co robił w Polsce?

Prawdziwy haker, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, programista, któremu zawdzięczamy system operacyjny GNU/Linux potocznie zwany linuxem, oraz wiele narzędzi programistycznych, bez których nie mógłby obejść się świat nowoczesnych technologii. Postać kontrowersyjna, radykalna, i dla wielu po prostu długowłosy i brodaty dziwak. Co robił w Polsce?

Wolność a usługi sieciowe

Stallman, twórca i główny ewangelista idei wolnego oprogramowania, założyciel i szef Fundacji Wolnego Oprogramowanie (Free Software Fundation), uczestniczył w dyskusji zorganizowanej przez Centrum Cyfrowe poświęconej kwestiom wolności użytkowników w kontekście usług sieciowych. Usługi sieciowe, czyli coś, co m.in. kryje się pod skrótem SaaS (software as a service) to oprogramowanie oferowane przez usługodawcę, uruchamiane na jego sprzęcie, gdzie użytkownicy jedynie obcują z rezultatami jego działania poprzez Internet.

Przykładem takich programów/usług jest choćby pakiet aplikacji Google, z pocztą Gmail na czele – wszystkiego, czego potrzebujemy do uruchamiania tych narzędzi, to przeglądarka internetowa oraz połączenie sieciowe. Zamiast używać własny program na własnym sprzęcie, korzystamy z z gotowej usługi, która oferuje nam podobną funkcjonalność. O resztę martwi się usługodawca.

Obraz

Przy tego typu usługach, oraz podobnych rozwiązaniach sieciowych pojawia się kwestia, kto jest właścicielem naszych danych, kto decyduje o tym, co się z nimi naprawdę dzieje, jakie mamy możliwości kontroli nad naszymi danymi, oraz nad samą usługą.

Stallman zapytany o tę kwestię, wypowiedział się jednoznacznie – nie mamy żadnej kontroli, korzystając z usługi w sieci pozbawiamy się wolności. I to zarówno w zakresie powierzanych usługodawcom danych, ale także tej wolności, które daje użytkownikom prawdziwie wolne oprogramowanie.

Cztery wolności

Wolności oferowanych przez wolne oprogramowanie jest cztery, jak przystało na hackerskie korzenie tej definicji, numerowanych od zera.

Wolność numer zero – pełna swoboda do uruchamiania programu, czyli nikt nie może decydować gdzie, kiedy i w jakim celu używamy oprogramowania.

Wolność jeden – możliwość analizowania działania programu i dostosowywania do swoich potrzeb, dzięki czemu jest on narzędziem słuchającym nas, a nie producenta programu. Wolność numer dwa – swoboda dystrybucji programu i dzielenia się nim z innymi, aby oni też mogli z tych wolności skorzystać.

Wolność ostatnia, trzecia – wolność do dystrybucji zmodyfikowanych wersji programu, aby cała społeczność mogła korzystać z udoskonaleń.

Dodatkowo wolności 1 oraz 3 wymagają dostępu do kodu źródłowego programu.

Po prostu nie korzystajmy

Jak łatwo się zorientować, to usługi sieciowe nie spełniają warunków i nie są wolnym oprogramowaniem. Uruchamiane są na komputerach usługodawcy i to on decyduje, w jaki sposób możemy z nich korzystać. Nie możemy modyfikować kodu programu, gdyż często nie mamy do niego dostępu. Nie możemy także sprawdzić, co oprogramowanie naprawdę robi z naszymi danymi. Nie możemy go udoskonalić i uruchamiać swoich, lepszych kopii. Recepta Stallmana jest prosta – jeśli nie chcemy zrezygnować z przynależnych na wolności, to nie korzystajmy z programów/usług, które nas tej wolności pozbawiają.

Jeśli chodzi o nasze dane, to w momencie, w którym znajdą się na obcym komputerze, tracimy nad nimi kontrolę. Niezależnie jakie podejmiemy środki prawne, jakie zostaną uchwalone regulacje, to gdy nasze dane znajdą się  poza naszą kontrolą, to już żadnej kontroli nad nimi naprawdę nie odzyskamy.

Jeśli naprawdę cenimy sobie prywatność, jeśli chcemy korzystać z wolności użytkownika, to powinniśmy korzystać wyłącznie z wolnego oprogramowania, co do którego nie mamy wątpliwości, że nie zadziała niezgodnie z naszym interesem. Oprogramowanie powinniśmy uruchamiać na własnym komputerze, albo na serwerach ludzi, którym ufamy. Tylko wtedy możemy być pewni, że nasze dane pozostają naszymi, a oprogramowanie, którego używamy nie zwróci się przeciwko nam.

Wyrzeczenia wolnego użytkownika

Nie sposób nie zgodzić się ze stawianymi przez Stallmana tezami. Gorzej niestety jest w praktyce. RMS jawi się jako kaznodzieja egzotycznej wiary, który żyje w zgodzie z wyznawanymi zasadami (i bardzo dobrze), ale wymaga to od niego podobnych wyrzeczeń, jakich wymaga większość wyznań od swoich kapłanów.

Specjalny komputer, który działa na 100% wolnym oprogramowaniu, łącznie z BIOSem. Brak telefonu komórkowego, kart kredytowych czy lojalnościowych. Konieczność dobierania usługodawców czy sprzedawców według kryteriów poszanowania wolności swoich klientów. Korzystanie z Internetu ograniczone do minimum, głównie do poczty elektronicznej. Żadnych serwisów społecznościowych. Praktycznie żadnych gier.

Obraz

Dla Stallmana taki styl życia to żaden problem, ale dla większości z nas, to wyrzeczenie, na które na pewno się nie zdecydujemy. Niemniej jednak, warto posłuchać, co ma do powiedzenia, niezależnie od tego, jak dziwaczną postacią może się nam wydawać. RMS mówi ciekawie, jest barwnym osobnikiem, który potrafi celnie i rzeczowo argumentować. A na pewno jednak należy mu się uznanie dla tego, co robi na rzecz wolnego oprogramowania, które bez wątpienia kształtuje świat, jaki znamy.

Pełne nagranie wideo z ze spotkania dostępne jest w serwisie blip.tv.

Maciej Miąsik

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)