Petycja nt. Gwiazdy śmierci, czyli jak (nie) działa demokracja w Internecie?

Petycja nt. Gwiazdy śmierci, czyli jak (nie) działa demokracja w Internecie?

Petycja nt. Gwiazdy śmierci, czyli jak (nie) działa demokracja w Internecie?
Mariusz Kamiński
22.01.2013 11:00, aktualizacja: 13.01.2022 12:47

Odkąd pierwszy raz zobaczyłem akcję zbierania podpisów na ulicy (w dowolnej sprawie poza wyborami), zawsze miałem poczucie bezsensowności takiej akcji. Po pierwsze nikt praktycznie nie wie, o co chodzi, dopóki nie podejdzie do stoliczka. Po drugie w większości przypadków zebrane podpisy nawet nie docierają do decydentów. Ostatnie dni pokazały, że świat petycji online to zupełnie inna rzeczywistość.

Odkąd pierwszy raz zobaczyłem akcję zbierania podpisów na ulicy (w dowolnej sprawie poza wyborami), zawsze miałem poczucie bezsensowności takiej akcji. Po pierwsze nikt praktycznie nie wie, o co chodzi, dopóki nie podejdzie do stoliczka. Po drugie w większości przypadków zebrane podpisy nawet nie docierają do decydentów. Ostatnie dni pokazały, że świat petycji online to zupełnie inna rzeczywistość.

Kilka miesięcy temu w USA powstała rządowa inicjatywa aktywizacji społeczeństwa obywatelskiego poprzez założenie witryny We the People. Jest ona narzędziem służącym do tworzenia petycji, pod którymi można złożyć podpis i zwiększyć tym samym jej rangę. Petycje, pod którymi znajdzie się najwięcej podpisów, zostaną rozpatrzone przez nieokreślony organ administracyjny i być może wcielone w życie. Problem jednak polega na tym, że choć sama inicjatywa jest jak najbardziej poważna, słuszna i godna pochwały, to głos społeczeństwa obywatelskiego już nie za bardzo.

Obraz

Ciało rządowe obiecało, że wszystkie petycje, które uzyskały i uzyskają ponad 5000 podpisów, otrzymają oficjalną odpowiedź z wysokiego szczebla. Liczba ta okazała się zdecydowanie za niska, bo początkowe petycje z taką liczbą podpisów dotyczyły przede wszystkim zapędów separatystycznych niektórych stanów. Próg podniesiono do 25 000, a później do 100 000.

Chcemy Gwiazdy śmierci!

Petycja w sprawie skonstruowania broni do niszczenia planet pojawiła się na We the People w listopadzie. Podpisało się pod nią ponad 34 tys. ludzi żądających zebrania funduszy i rozpoczęcia konstrukcji Gwiazdy śmierci już w 2016 r. Jednym z argumentów była chęć dominacji w kosmosie dzięki posiadaniu broni ostatecznej.

Ponieważ petycja zyskała taki rozgłos, musiała zostać rozpatrzona zgodnie z obietnicą. Odpowiedź udzielona przez Paula Shawcrossa była zabawna, klarowna, sympatyczna i zawierała sporo cennej wiedzy, mimo absurdalności tematu.

Nie chcę teraz przytaczać jej treści, bo nie o to tutaj chodzi. Historia z Gwiazdą śmierci okazał się jedynie początkiem. Po niej pojawiła się petycja o deportację dziennikarza Piersa Morgana, prośba o wpisanie Wielkiej Stopy na listę gatunków zagrożonych oraz gorący apel o znacjonalizowanie batoników Twinkie (22 tys. podpisów).

Demokracja w Internecie

Efektem działania takiego systemu jest wysyp absurdalnych petycji na styku społeczeństwa z ciałem rządzącym. Możliwość robienia sobie jaj z poważnych urzędników przyciągnie rzesze żartownisiów, a poczucie beznadziejności i sztuczności takich działań zachęci zwykłych obywateli do złożenia podpisu pod idiotycznym żądaniem.

Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby u nas powstała taka inicjatywa? Zmęczenie systemem jest już tak duże, że chyba nikt nie potraktowałby tego poważnie. Nie spodziewam się też podjęcia przez rządzących takiego ryzyka. Efekty byłyby prawdopodobnie straszne...

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)