Wpadki i skandale w świecie nauki AD 2012

Wpadki i skandale w świecie nauki AD 2012

Wpadki i skandale w świecie nauki AD 2012
Mariusz Kamiński
15.01.2013 11:00, aktualizacja: 13.01.2022 12:51

Rok 2012 był dla nauki rokiem niejasnym, zagmatwanym i trudnym. Dzisiejszy wpis będzie traktował o ciemnej stronie działalności wybitnych umysłów; o ich potknięciach, przekrętach, koszmarnych pomyłkach i śmiertelnych zaniedbaniach. Zapraszam do odwiedzenia naukowej ściany płaczu.

Rok 2012 był dla nauki rokiem niejasnym, zagmatwanym i trudnym. Dzisiejszy wpis będzie traktował o ciemnej stronie działalności wybitnych umysłów; o ich potknięciach, przekrętach, koszmarnych pomyłkach i śmiertelnych zaniedbaniach. Zapraszam do odwiedzenia naukowej ściany płaczu.

Liczba nierzetelnych badań naukowych osiągnęła alarmujący poziom. Jest naprawdę źle. Na 2047 odrzuconych przez PubMed prac związanych z biomedycyną i naukami pochodnymi aż 67% zdyskwalifikowano za jawne oszustwo, plagiat itp. Od 1975 r. liczba kantów wzrosła 10-krotnie. Do tego należy dodać źle przygotowane eksperymenty, szkolne błędy i głupie zaniedbania. Poruszymy także tematy okołonaukowe dotyczące medycyny i polityki. Pęd kariery, schyłek intelektu i rzetelności? (CERN pomijam z litości, już się naznęcałem...)

Małpa w lusterku

Sympatyczne małpki na zdjęciu otwierającym stały się bohaterami jednego z większych skandali naukowych na uniwersytecie Harvarda. To tamaryny białoczube. Według wielu doniesień są to zwierzęta bardzo inteligentne i dlatego między innymi stały się obiektem badań Marca Hausera, profesora rzeczonego uniwersytetu.

Hauser był specjalistą od kognitywistyki. Badał zdolności postrzegania zwierząt. Tamarynom poświęcił kilka lat swojej pracy. Po tym okresie opublikował pracę, która przynosiła prawdziwą sensację - małpki tego gatunku rozpoznają siebie w lustrze. Praca została cofnięta i z miejsca wszczęto postępowanie wyjaśniające. Okazało się, że Hauser fabrykował dane, manipulował wynikami i wadliwie opisał metodologię swoich badań. Harvard wydalił oszusta mimo przeprosin i publicznej ekspiacji.

Neurochirurdzy jak Mengele

W lipcu uderzyła w świat medycyny prawdziwa bomba. Dwóch neurochirurgów urządziło sobie eksperymenty na śmiertelnie chorych pacjentach. Akcja działa się pod banderą UC Davis i dotyczyła osób chorych na raka mózgu.

Po podpisaniu przez pacjentów zgody na medyczne hokus-pokus dwaj naukowcy zainfekowali trzech z nich bakterią Enterobacter aerogenes. W efekcie dwóch błyskawicznie zmarło na sepsę, a trzeci wykaraskał się i pożył jeszcze rok. "Badania" bazowały na kontrowersyjnej teorii sugerującej wymuszenie odpowiedzi układu immunologicznego poprzez aplikację odpowiednio dobranego wirusa. Głównym czynnikiem odpowiadającym za zwalczanie komórek rakowych jest nasz system odpornościowy, który podczas zaawansowanych zmian staje się bardzo niewydajny. Gdyby go w jakiś sposób zmusić do prawidłowej (lub oczekiwanej) reakcji, to rak nie byłby aż tak groźnym schorzeniem.

To, co przeprowadzili neurochirurdzy, nazywa się probiotyczną infekcją. FDA jednak zabrania infekowania ludzi w celach naukowych i koszmarna zabawa w doktora Mengele została ukrócona.

Komórki macierzyste na pomoc sercu

Lecimy na moment do Japonii, by przyjrzeć się bliżej doniesieniu, o którym było głośno także u nas. Hisashi Moriguchi ogłosił, że zaprogramował komórki macierzyste tak, że przekształcają się w komórki serca. Tak przekształconą tkankę implantowano sześciu pacjentom z poważnymi wadami serca.

Moriguchi wydawał się osobą poważną. Przyznawał się do powiązań z Harvard Medical School oraz University of Tokyo. Jego "przełomowe" osiągnięcie znalazło się nawet na plakacie reklamującym konferencję New York Stem Cell Foundation.

Obraz

Czasopismo "Nature" szybko odkryło, że Harvard nic nie wie o tajemniczym naukowcu. Ludzie wymienieni przez Moriguchiego jako współpracownicy zrobili wielkie oczy, bo nigdy nie widzieli tego pana na oczy. Praca naukowa okazała się częściowym plagiatem i częściową bzdurą. Najstraszniejsze w całej tej historii jest to, że Moriguchi faktycznie wszczepił jednej osobie coś do serca. Nikt nie wie, jak mu się to udało, ponieważ ten pan z wykształcenia jest pielęgniarzem!

Nauka won!

Bywa też tak, że nauka nie jest mile widziana. Gdy do władzy dorwą się twardogłowi panowie i panie, to nie ma zmiłuj - argumenty i fakty są przeganiane niczym bzyczące komary. Tak stało się w Karolinie Północnej, gdy przeszedł przepis HB 819 zakazujący przeprowadzania nowoczesnego modelowania do przewidywania wzrostu poziomu wód przybrzeżnych. Służby nadzorujące bezpieczeństwo mieszkańców terenów brzegowych mogą korzystać jedynie z danych historycznych.

Powód takiej bezmyślności? Gwałtowne przyspieszenie procesu podnoszenia się poziomu wód stwarza problemy natury ekonomicznej. Trzeba budować wały, pogłębiać dno, umacniać drogi, babrać się z infrastrukturą i wydawać pieniądze podatnika, gdy można je sobie zatrzymać.

Komedia jednak trwa. Przyparci do muru prawodawcy skorygowali przepis. Tym razem szlaban na naukę potrwa jedynie do 2016 r. Ależ ci Amerykanie bywają głupi...

Zagrzybiony lek

W październiku dowiedzieliśmy się, że jeden z podwykonawców farmaceutycznych wypuścił na rynek lek sterydowy pomagający zwalczyć chroniczny ból pleców. Lek miał formę zastrzyków podawanych do kanału kręgowego (jak w przypadku punkcji lędźwiowej). Lek był zakażony Exserohilum rostratum, co powodowało grzybicze zapalenie opon mózgowych.

Zanotowano ponad 600 przypadków, a 40 (!) osób zmarło. Szacuje się, że ponad 14 000 osób było narażonych na infekcję. Wspomniany podwykonawca, New England Compounding Center, wyprodukował prawie 18 000 fiolek potencjalnie zainfekowanych.

New Scientist podał, że jest to przypadek nieodosobniony i że takie zdarzenia mają miejsce częściej, choć nie są wykrywane. Podwykonawcy (twórcy mieszanek) nie muszą spełniać tych samych norm co firmy farmaceutyczne.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)