GRRRecenzja: Dead Space - nie tak strasznie

GRRRecenzja: Dead Space - nie tak strasznie

GRRRecenzja: Dead Space - nie tak strasznie
Szymon Adamus
04.11.2008 11:30

ALE TA GRA BYWA STRASZNA!

Tak brzmią moje wrażenia z przygód Isaaca Clarka na pokładzie okrętu górniczego USG Ishimura. Spodziewałem się zawału co dziesięć minut, a dostałem tylko lekkiej zadyszki.

Dead Space nie zawodzi, ale nie jest też pozbawiony wad. Głównie takich, do których podobne tytuły już nas przyzwyczaiły.

ALE TA GRA BYWA STRASZNA!

Tak brzmią moje wrażenia z przygód Isaaca Clarka na pokładzie okrętu górniczego USG Ishimura. Spodziewałem się zawału co dziesięć minut, a dostałem tylko lekkiej zadyszki.

Dead Space nie zawodzi, ale nie jest też pozbawiony wad. Głównie takich, do których podobne tytuły już nas przyzwyczaiły.

Zagubieni w kosmosie

Jeśli pamiętacie klaustrofobiczne korytarze w pierwszym Obcym, albo zdobywanie pomieszczenia za pomieszczeniem w Doom III, to wiecie z czym się je nowy tytuł Electronic Arts. Dead Space to koktajl sprawdzonych pomysłów fabularnych połączonych w dość zgrabną całość.

W grze wcielamy się w postać inżyniera Isaaca Clarke, członka załogi statku naprawczego mającego zająć się usterkami technicznymi na okręcie górniczym USG Ishimura. Nie trzeba być mistrzem dedukcji by domyślić się, że podczas prac wydobywczych załoga Ishimury trafiła na coś obcego, co szybko zajęło się członkami okrętu i samym statkiem. Są tutaj szaleni naukowcy, pradawne artefakty, halucynacje, obce organizmy przejmujące ciała zmarłych i... i tak dalej.

Obraz

Pomysł na fabułę jest nudny i prosty jak puree ziemniaczane w tanim barze mlecznym, ale o dziwo podczas rozgrywki to nie przeszkadza. Domyślny gracz od początku do końca będzie wiedział co czeka go dalej, ale i tak zacznie śledzić historię z przyjemnością. Z Dead Space jest jak z Hollywoodzkimi filmami. Wszystkie są takie same, wszystkie wpisują się w pewien schemat, ale ogląda się je dobrze.

Klimat gry został zbudowany z cegieł, których jakość została już wielokrotnie przetestowana. Są tu ciemne i ciasne korytarze pełne złowieszczo skaczących cieni. Nie mogło też zabraknąć znajdywanych od czasu do czasu dzienników (audio, wideo i tekstowe) martwych lub prawie martwych członków załogi. I wreszcie są obcy, którzy w swojej ohydzie prezentują się tak pięknie, że z pełną odpowiedzialnością za moje słowa stawiam je na równie z Gigerowskimi ksenomorfami.

Nowe znaczy lepsze

Jest też trochę nowości. Po pierwsze (i bodaj najważniejsze) twórcom udało się zrobić coś równie szalonego co cudownego - wyeliminować całkowicie HUD. W Dead Space wszystkie informacje potrzebne do gry są częścią jej świata, a nie naszego ekranu. Poziom zdrowia bohatera to świecące paski na jego plecach, poziom energii stazy (zwalnianie obiektów i przeciwników pomocne w walce i super prostych zagadkach) też jest na pancerzu. Ale to nie wszystko. Wejście do wyposażenia to hologram wyświetlany przez skafander Isaaca, podobnie wiadomości wideo itp. Nawet konieczność rytmicznego wciskania klawisza A (wersja Xbox 360) po złapaniu nas przez stwora jest hologramem. Wygląda to znakomicie, a o wpływie na budowę klimatu i zespoleniu się ze światem nie muszę chyba mówić.

Obraz

Efekt psują w zasadzie tylko informacje o ukończeniu danego poziomu i punkty zachowywania stanu gry. Te drugie są moim zdaniem zupełnie niepotrzebne. Wyrywają gracza z całkowitego zatopienia w Martwym Kosmosie. A przecież gra i tak robi co chwilę checkpointy (w razie śmierci między jednym, a drugim savem). Mogłaby przecież w odpowiednich punktach sama zapisywać na stałe stan gry.

Niemniej to drobiazgi. Pod względem rozwiązań technicznych jest to nadal najbardziej wsysająca w swój świat gra z jaką obcowałem.

Na plus zasługuje też polonizacja tytułu w wersji na konsole. Miło, że staje się to powoli standardem również w świecie konsol. Niestety spolszczenie nie jest całkowite i mówiąc szczerze jeśli znacie trochę angielski to pozostańcie przy wersji oryginalnej. Komunikaty, rozmowy i niektóre panele są w grze przetłumaczone, ale niestety wiele tekstur zostało oryginalnych. Podczas gry sprawia to dziwne wrażenie. Czasem możemy po naszej lewej widzieć przetłumaczony panel kontrolny z polskimi napisami, a po prawej anglojęzyczną tablicę informacyjną.

Obraz

CIĄĆ DRANI!!!

Ostrym „patentem" mającym umilić rozgrywkę jest system walki. Dead Space jest bodaj pierwszą grą akcji, w której NIE opłaca się strzelać wrogom w głowę. Wręcz przeciwnie. Tutaj musimy odstrzelić przeciwnikom rękę, nogę, albo inne, wystające z boku cholerstwo. I to w inteligentny sposób, bo niektórzy przeciwnicy po amputacji nóg przechodzą w inną, jeszcze groźniejszą formę.

Pomysł nie jest może super skomplikowany (usuwamy nogi i ręce, ale torsu już nie pokroimy), ale sprawia, że gra wymaga innego niż dotychczas podejścia. Podstawowa broń, piła plazmowa, pozwala na zmianę trybu strzału z pionowego na poziomy i nawet nie wyobrażacie sobie jak jest to przydatne. Szybkie zmiany ustawienia broni pozwalają na precyzyjne krojenie przeciwników na części.

Martwa masa

Na początku napisałem jednak, że gra nie „jest", ale „bywa" straszna. To niestety prawda. Dead Space cierpi na kilka bolączek znanych z innych, podobnych klimatycznie i konstrukcyjnie tytułów.

Po pierwsze gra jest stanowczo za prosta. Doświadczonym graczom polecam od razu rozpoczęcie rozgrywki na najwyższym stopniu trudności. Medium jest prawie jak easy. Wszędzie walają się paczki z amunicją, apteczki i węzły mocy pozwalające na rozbudowywanie wyposażenia (np. większa pojemność magazynku broni, więcej tlenu w skafandrze, dłuższa staza itp.).

Dotyczy to tez niestety dość spektakularnych walk z bossami. W trakcie gry spotkacie dwa naprawdę wielkie i jednego mniejszego, ale równie wrednego gościa, którego zwykłe „szatkowanie" nie powali. Trzeba kombinować, ale niestety baaardzo mało. Wrażliwe punkty tych przeciwników są widoczne aż nadto, a jedyną potrzebną taktyką jest pokaźny zapas amunicji i umiejętność chodzenia od lewej do prawej.

Obraz

W oczy kole też trochę mała różnorodność wśród przeciwników (dobrze, że te, które spotykamy są zaprojektowane rewelacyjnie) i niezbyt duże możliwości niszczenia otoczenia. Niektóre pomieszczenia w grze aż proszą się o serię z karabinu pulsacyjnego.

Obraz

Największym rozczarowaniem tytułu jest jednak poziom strachu jaki generuje. Klimat jest zniewalający - przyznaję. Stworzony świat jest wtórny, ale nadal ciekawy - to prawda. Problem w tym, że Dead Space nie jest aż tak bardzo straszny. Większość momentów, w których zagotuje się Wam krew w żyłach polega na tandetnych motywach z wyskakującymi znienacka stworami, albo skokiem głośności muzyki. To patenty z prostych horrorów dla nastolatków, a nie naprawdę strasznych thrillerów SF. Szkoda.

Rozczłonkowany?

Ostatnie słowa nie znaczą jednak, że Dead Space należy unikać. Wręcz przeciwnie! Nie spodziewajcie się po prostu najstraszniejszej gry w historii. Wchodząc do jakiegoś pustego, przestronnego pomieszczenia, albo długiego, pustego korytarza możecie być na 100 procent pewni, że coś się zaraz wydarzy. Ten brak „niespodzianki" rozczarowuje. Na szczęście, gdy zaczynacie strzelać nie ma to większego znaczenia, bo zabawa robi się po prostu zbyt ciekawa.

Dead Space to tytuł mimo wszystko bardzo udany, który spełnia pokładane w nim nadzieje. Grę warto skończyć chociażby dlatego, że na pewno jeszcze o niej usłyszymy. Prace nad drugą odsłoną już ruszyły, a to dopiero początek. Uniwersum Dead Space to istna maszynka do zarabiania pieniędzy. Maszynka, której nie da się już zatrzymać.

Obraz

Dodatkowe informacje o tytule znajdziecie w naszych pierwszych wrażeniach.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)