Wielcy przegrani [cz. 4]. Jacek Karpiński - informatyczny geniusz, który hodował świnie

Wielcy przegrani [cz. 4]. Jacek Karpiński - informatyczny geniusz, który hodował świnie

Komputer K-202. Zdjęcie z ulotki reklamowej, rozdawanej w 1972 r. podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich
Komputer K-202. Zdjęcie z ulotki reklamowej, rozdawanej w 1972 r. podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich
Łukasz Michalik
23.09.2012 11:20, aktualizacja: 10.03.2022 12:57

Co pewien czas w polskich mediach pojawiają się wzmianki o Jacku Karpińskim. Choć genialny wynalazca skonstruował sprzęt wyprzedzający swoją epokę, w tym m.in. komputer K-202,  nigdy nie osiągnął komercyjnego sukcesu. Czy rzeczywiście Jacek Karpiński mógł być polskim Billem Gatesem?

Co pewien czas w polskich mediach pojawiają się wzmianki o Jacku Karpińskim. Choć genialny wynalazca skonstruował sprzęt wyprzedzający swoją epokę, w tym m.in. komputer K-202,  nigdy nie osiągnął komercyjnego sukcesu. Czy rzeczywiście Jacek Karpiński mógł być polskim Billem Gatesem?

Losy polskiego wynalazcy wydają się świetnym tematem na pasjonujący film – odważny, wielokrotnie narażający życie partyzant, szykanowany wizjoner, emigrant czy w końcu umierający w zapomnieniu geniusz to historie, które aż proszą się o ekranizację.

Urodzony w 1927 roku w Turynie Jacek Karpiński nie miał spokojnej młodości. W czasie drugiej wojny światowej, fałszując datę urodzenia, jako 14-latek wstąpił do Szarych Szeregów, gdzie początkowo zajmował się tzw. małym sabotażem – malowaniem symboli Polski Walczącej na murach czy wybijaniem szyb w niemieckich sklepach. Mimo zaangażowania w konspirację wynalazca podkreślał, że dbał o zdobywanie wiedzy:

Podczas okupacji zajmowałem się przede wszystkim wojskiem. Byłem zapisany do szkoły mechanicznej, ogrodniczej. Wtedy tylko takie działały. Ale nauka to była żadna. Sam więc uczyłem się w domu matematyki, fizyki, chemii, literatury i angielskiego

Jego talenty szybko zostały docenione, a Karpiński jako nastolatek został instruktorem, uczącym dywersji. Brał również udział w akcjach bojowych (służył w jednym oddziale z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim), a podczas służby m.in. brał udział w rozpoznaniu terenu przed słynnym zamachem na kata Warszawy, Franza Kutscherę.

Partyzancką epopeję przerwał postrzał w czasie powstania warszawskiego – kula w kręgosłupie wyłączyła Karpińskiego z dalszej walki. Do tego czasu zdążył trzykrotnie zdobyć Krzyż Walecznych przyznawany, jak głosił rozkaz Naczelnego Wodza z 1940 roku, „za czyn męstwa i odwagi wykazanej w boju”.

Po wojnie, w 1951 roku udało mu się obronić dyplom na Politechnice Warszawskiej, a w 1957 roku, mimo prześladowań za działalność w ruchu oporu, Jacek Karpiński zdobył pracę w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN, gdzie skonstruował pierwsze z wielu innowacyjnych urządzeń.

Sam Karpiński nazywał AAH wielkim procesorem - nie była to jedynie przenośnia, dotycząca możliwości urządzenia, bowiem AAH składała się z 650 lamp i zajmowała powierzchnię dwa na półtora metra. Koniec AAH był dość niespodziewany - podczas przenoszenia tragarze wypuścili z rąk wielki sprzęt i AAH roztrzaskała się, spadając ze schodów.

AKAT-1 - tranzystorowy analizator równań różniczkowych

Kolejnym dziełem polskiego konstruktora był AKAT-1 - analogowy komputer, nazywany tranzystorowym analizatorem równań różniczkowych. Urządzenie to przyniosło Jackowi Karpińskiemu międzynarodowy rozgłos i - dzięki konkursowi UNESCO - oferty z amerykańskich uczelni.

AAH - długoterminowe prognozowanie pogody

AKAT-1 (Fot. Wikimedia Commons/Lic. CC BY SA 3.0)
AKAT-1 (Fot. Wikimedia Commons/Lic. CC BY SA 3.0)

Choć konstruktor skorzystał z nowych możliwości i studiował na Harvardzie i MIT, to mimo ofert pracy m.in. w IBM-ie czy na uniwersytecie Berkeley, w 1962 roku zdecydował się na powrót do Polski, co skomentował kiedyś w następujący sposób:

Perceptron

W polskich mediach dość często można znaleźć stwierdzenie, że Jacek Karpiński stworzył wówczas sztuczną inteligencję. To nieprawda. Jak stwierdził sam konstruktor:

KAR-65

KAR-65 (Fot. Wikimedia Commons/Public Domain)
KAR-65 (Fot. Wikimedia Commons/Public Domain)

Instytut, współpracujący z CERN-em, borykał się wówczas z poważnym problemem. CERN dostarczał duże ilości danych, jednak polscy naukowcy nie mieli możliwości ich przetworzenia. Konieczny był skaner, analizujący dostarczane przez CERN zdjęcia oraz urządzenie, zdolne do obróbki uzyskanych w ten sposób danych.

Skonstruowanie odpowiedniego skanera nie było dla Karpińskiego problemem. Dużo większym wyzwaniem okazało się stworzenie maszyny do analizy danych. Planowano wykorzystać do tego celu komputer Odra, ale wystarczająco wydajny model nie był jeszcze gotowy. Jak wspomina sam Karpiński, dostał wówczas od Instytutu Fizyki Doświadczalnej dwa pokoje w piwnicy i siedem etatów. W skład stworzonego wówczas zespołu weszli Tadeusz Kupniewski, Teresa Pajkowska, Stanisław Tomaszewski, Andrzej Wołowski i Diana Wierzbicka.

Skonstruowany na zlecenie profesora Pniewskiego sprzęt okazał się strzałem w dziesiątkę, choć sam twórca powiedział kiedyś, że nowatorskie rozwiązania wynikały po prostu z tego, że nie wiedział jak się buduje komputery. Jacek Karpiński podkreślał, że Odry były wówczas trzydziestokrotnie droższe:

KAR-65 kosztował 6 milionów złotych, a każda Odra – 200 milionów! Poza tym to była maszyna skonstruowana na całkiem innych zasadach niż wszystkie, które wtedy budowano. Zrobiłem maszynę ze zmiennym przecinkiem, asynchroniczną, bez zegara, sterowaną za pomocą pięciu układów automatów skończonych. To była kompletna nowość! Nikt tak wtedy nie robił.

Jedyny egzemplarz KAR-65 pracował w Instytucie przez 20 lat. Obecnie można oglądać go w warszawskim Muzeum Nauki i Techniki.

K-202 - komputerowy przełom, który nigdy nie nadszedł

Wstępne zainteresowanie projektem wyraziło m.in. wojsko, ale opinia, wydana przez Zjednoczenie Przemysłu Automatyki i Aparatury Pomiarowej „Mera” była dla K-202 miażdżąca: powołana do oceny projektu komisja stwierdziła, że technologia, którą planowano zastosować nie istnieje i nie może istnieć. Odgrywający role specjalistów ignoranci z partyjnego nadania uznali, że gdyby było inaczej, podobne komputery produkowaliby już Amerykanie.

Mimo przeszkód udało się w końcu zorganizować produkcję K-202. Co ciekawe, choć wszystkie prace miały być wykonywane w Polsce, pieniądze na realizację projektu wyłożyły brytyjskie firmy Data-Loop i MB Metals, które początkowo obiecywały Karpińskiemu złote góry, byle tylko zechciał wyemigrować i rozpocząć produkcję w Wielkiej Brytanii. Wynalazca odmówił - uważał, że tak zaawansowane komputery powinny być produkowane w Polsce, a firmy w końcu zgodziły się na takie rozwiązanie. Były gotowe na wiele ustępstw, byle tylko zyskać dostęp do rewolucyjnego sprzętu.

Ponieważ wszystko wskazywało na szybki sukces przedsięwzięcia, większość stanowisk w nowopowstałym Zakładzie Mikrokomputerów obsadzano według klucza partyjnego. Jacek Karpiński wspominał, że wolną rękę pozostawiono mu jedynie w kwestii najbliższych współpracowników:

Inżynierów na szczęście sam sobie dobierałem. Trzonem zespołu byli: Ela Jezierska, Andrzej Ziemkiewicz, Zbysław Szwaj, Teresa Pajkowska, Krzysztof Jarosławski. Pracowaliśmy po 12–15 godzin na dobę, bez nich nie byłoby możliwe wykonanie K-202 z oprogramowaniem w ciągu jednego roku. Zapał do pracy większości zespołu był niespotykany.
Komputer K-202. Zdjęcie z ulotki reklamowej, rozdawanej w 1972 r. podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich
Komputer K-202. Zdjęcie z ulotki reklamowej, rozdawanej w 1972 r. podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich

Prototyp komputera powstał w 1971 roku. Maszyna mogła wykonać milion operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę. Ponadto zastosowano w niej nowatorskie rozwiązanie powiększania pamięci poprzez adresowanie stronicowe, a K-202 mógł obsłużyć aż do 8 megabajtów pamięci. Powszechnie powielana jest informacja, jakoby K-202 miał 8 MB pamięci, jednak nie jest to prawdą - była to teoretyczna ilość pamięci, z jakiej komputer mógł korzystać, a K-202 wyposażano w 150 kB.

Warto przy tym zwrócić uwagę na inny, często powielany błąd, pozycjonujący K-202 jako poprzednika i bezpośredniego protoplastę komputerów PC. To również nie jest prawdą. Z punktu widzenia zastosowanej technologii K-202 należał do minikomputerów, podczas gdy pecety były mikrokomputerami.

Dzięki wsparciu ze strony ówczesnego pierwszego sekretarza PZPR, Edwarda Gierka, produkcja K-202 w końcu ruszyła. Z 30 wyprodukowanych egzemplarzy (niektóre źródła wskazują na wyprodukowanie kilkuset komputerów) połowa trafiła do Wielkiej Brytanii, a pojedyncze sztuki do różnych ministerstw, przedsiębiorstw i uczelni. Jeden K-202 trafił do CERN-u.

Sukces K-202 był jednak krótkotrwały. Sprzęt był za dobry - lepszy od od systemu RIAD (Jednolity System Elektronicznych Maszyn Cyfrowych), który miał być symbolem naukowej i gospodarczej współpracy ówczesnych  państw komunistycznych. Polityczne intrygi, popierane przez ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza doprowadziły do odsunięcia Jacka Karpińskiego od zarządzania produkcją K-202. Choć na linii montażowej znajdowała się wówczas partia komputerów, licząca 200 sztuk, wstrzymano prace. RIAD nie mógł mieć konkurencji.

Genialny konstruktor i nieskuteczny biznesmen

Szykanowany wynalazca zajął się rolnictwem (Fot. YouTube,com)
Szykanowany wynalazca zajął się rolnictwem (Fot. YouTube,com)

Jak stwierdził wówczas w jednym z wywiadów, wolał mieć do czynienia z prawdziwymi świniami. Nawet wtedy dopadły go szykany - w jednym z reportaży zarzucono Karpińskiemu, że kradnie okoliczne kury. Choć 3-letni, mazurski epizod oznaczał czasowe zerwanie z konstruowaniem nowych urządzeń, Jacek Karpiński raz w tygodniu wyruszał do stolicy, by wygłosić wykład na Politechnice Warszawskiej, a przy okazji sprzedać jajka.

Gdy na początku lat 80. przyznano mu paszport, Jacek Karpiński na kilka dni przed stanem wojennym wyjechał do Szwajcarii. Zatrudniony przez pochodzącego z Polski Stefana Kudelskiego (Szwajcarzy zaliczyli go do grupy stu największych geniuszy Szwajcarii, jest m.in. zdobywcą czterech Oscarów) zajmował się produkcją profesjonalnych magnetofonów Nagra, używanych wówczas nie tylko przez reporterów, ale m.in. przez amerykańskie służby specjalne. Ta współpraca była chyba jedynym epizodem w życiu konstruktora, w którym miał okazję współdziałać z kimś skutecznym w biznesie.

Stefan Kudelski (Fot. Wikimedia Commons/Lic. CC BY-SA 3.0)
Stefan Kudelski (Fot. Wikimedia Commons/Lic. CC BY-SA 3.0)

Jacek Karpiński postanowił jednak rozstać się z Kudelskim i próbował rozkręcić w Szwajcarii własną firmę. Opracował m.in. robota sterowanego głosem i ręczny skaner, nazwany przez niego Pen Readerem. Choć urządzenie wydawało się żyłą złota i po raz kolejny wyprzedzało inne konstrukcje, szybko okazało się, że zdolny konstruktor - co sam po latach przyznał - jest bardzo złym biznesmenem. Na uruchomienie produkcji skanera zabrakło pieniędzy.

Po upadku komunizmu Jacek Karpiński wrócił do Polski. Był doradcą do spraw informatyzacji kilku ministrów, postanowił również rozpocząć produkcję Pen Readerów. Potrzebny do rozkręcenia biznesu kredyt w BRE Banku zabezpieczył własnym domem pod Warszawą, co skończyło się katastrofą.

Pen Reader
Pen Reader

Bank odmówił wypłacenia jednej z transz kredytu, zabrakło zabezpieczenia Pen Readera patentem, a na domiar złego opracowana przez Karpińskiego kasa fiskalna, zamiast być kołem ratunkowym, stała się kolejnym niepowodzeniem. Kooperanci okazali się niesolidni, producent podzespołów dostarczył wadliwe części i w krótkim czasie firma przestała istnieć. Konstruktor, którego majątek został zlicytowany przez bank, został bez dachu nad głową.

Skończyło się to kolejną emigracją. Po powrocie do Szwajcarii Jacek Karpiński zaprojektował skaner ksiąg rachunkowych, a za zarobione w ten sposób pieniądze kupił mieszkanie we Wrocławiu. Wrócił do Polski, gdzie przez lata żył w zapomnieniu, pracując nad kolejną wersją skanera. Do 800-złotowej emerytury dorabiał, projektując strony internetowe.

Jacek Karpiński zmarł 21 lutego 2010 roku w wieku 83 lat. Pośmiertnie został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Każdy Gates potrzebuje swojego Allena

Podobnie przedstawia się kariera Billa Gatesa. Nie wiadomo, czy rzuciłby Harvard i poświęcił się programowaniu, gdyby nie Paul Allen. Nie wiadomo, czy Micro-Soft, bo tak początkowo zapisywano nazwę firmy, kiedykolwiek wyszedłby z garażu, gdyby Allen nie załatwił pierwszego kontraktu od IBM-u.

A czy Bill Hewlett mógłby w spokoju rozwijać kolejne urządzenia, gdyby zarządzania rosnącym przedsiębiorstwem nie wziął na swoje barki David Packard (który, jako podsekretarz obrony, miał przy okazji udział w powstaniu samolotów F-16 i A-10)?

Jacek Karpiński (Fot. MyApple.pl)
Jacek Karpiński (Fot. MyApple.pl)

Mam wrażenie, ze wśród wspomnień o polskim geniuszu brakuje prostego, choć niezbyt optymistycznego podsumowania – genialne konstrukcje i przełomowe wynalazki nabierają znaczenia wtedy, gdy zostaną wprowadzone w odpowiedniej skali na rynek. Ta sztuka nigdy się Jackowi Karpińskiemu nie udała. Polski wynalazca tworzył kolejne, niesamowite urządzenia, ale nic z tego nie wynikało.

W historii wynalazcy są świetne konstrukcje, teoretycznie dobre pomysły i bolesna konfrontacja z praktyką, zarówno PRL-owską, jak i wolnorynkową. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że to nie ustrój, wredne banki czy pech pogrzebały szanse polskiego geniusza. Choć Jacek Karpiński współpracował z wieloma utalentowanymi ludźmi, to zabrakło mu własnego Wozniaka, Packarda czy Allena, bez których sukces ikon branży IT mógłby nigdy nie mieć miejsca.

Na koniec smutna konstatacja. Jestem pewny, że Jacek Karpiński nie musiałby dorabiać do głodowej emerytury czy użerać się z partyjnymi idiotami o poziomie intelektualnym ameby, gdyby tylko skorzystał z którejś z wielu okazji. Firmy i zachodnie uczelnie powitałyby go z otwartymi ramionami, oferując co najmniej godziwe warunki pracy i standard życia.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)