Nie jestem pewna, czy ktokolwiek odmówiłby udziału w rejsie takim oto luksusowym jachtem dalekomorskim (zakładając, że w ogóle dostałby zaproszenie do wejścia na pokład:-) ). „Łódeczka” nazywa się Green Jet i ma 50 m dł. Jest też konstrukcją bardzo przyjazną środowisku naturalnemu (za to bardzo nieprzyjazną kieszeni inwestora). Jacht napędzany jest siłą wiatru (jakżeby inaczej!) oraz paliwem wodorowym.
Nie jestem pewna, czy ktokolwiek odmówiłby udziału w rejsie takim oto luksusowym jachtem dalekomorskim (zakładając, że w ogóle dostałby zaproszenie do wejścia na pokład:-) ). „Łódeczka” nazywa się Green Jet i ma 50 m dł. Jest też konstrukcją bardzo przyjazną środowisku naturalnemu (za to bardzo nieprzyjazną kieszeni inwestora). Jacht napędzany jest siłą wiatru (jakżeby inaczej!) oraz paliwem wodorowym.
Wszystkim steruje supernowoczesny komputer pokładowy, którego obsługa ogranicza się do dotykania czułego ekranu. Komputer współpracuje z systemem dwóch wielkich żagli, które zostają ustawione tak, by maksymalnie wykorzystać wietrzne podmuchy.
Komfortowe i wyszukane wnętrze tej fantastycznej jednostki oraz podświetlanie żagli tęczowym światłem nocą – dodają statkowi splendoru. I według pomysłodawcy, Erica Sifrera, tak powinny wyglądać i funkcjonować nowoczesne, luksusowe i niezatruwające środowiska spalinami jachty przyszłości.
Dobrze, że projekt oparto na napędzie wodorowym a nie na biopaliwach. Czemu? Ponieważ wodór to prawdziwie przyszłościowe paliwo. Znacznie lepsze od biopaliw. I znakomicie komponuje się z bezmiarem wód, po którym będzie się poruszać jacht. Wiatr i woda - na wykorzystaniu tkwiącego w nich naturalnego potencjału został oparty cały pomysł Green Jet. Słusznie, ponieważ jednostka, jeśli będzie pływać po oceanach, będzie się zmagać z siłą tych dwóch żywiołów, jednocześnie wykorzystując płynącą z nich moc.
Zerknijcie, jak prezentuje się to wielkie cacko.
Źródło: ecofriend
