Copyright trolling to kiepski biznes. Oskarżony o piractwo dostanie 100 tys. dolarów od antypiratów

Copyright trolling to kiepski biznes. Oskarżony o piractwo dostanie 100 tys. dolarów od antypiratów

Zdjęcie pirata pochodzi z serwisu Shutterstock
Zdjęcie pirata pochodzi z serwisu Shutterstock
Marta Wawrzyn
15.01.2015 12:15, aktualizacja: 10.03.2022 10:37

Wydawało się, że to bardzo prosty sposób na zarobek: wystarczy rozesłać wezwania do zapłaty internautom, którzy cokolwiek ściągnęli z Sieci, i czekać aż pieniądze przyjdą same. Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej skomplikowana.

Copyright trolling, czyli rozsyłanie wezwań do zapłaty właścicielom "podejrzanych" numerów IP, to w Polsce wciąż jeszcze stosunkowo nowy pomysł na zarabianie przez kancelarie prawnicze. Nowy i chyba niezbyt skuteczny. W naszych mediach były już przytaczane rozmaite historie osób, którym przesłano takie wezwanie i które kompletnie nie wiedziały, o co chodzi – jak właścicielka kawiarni, która udostępnia WiFi klientom, czy 80-letni mężczyzna, który nigdy nic nie ściągnął, ale musiał iść na policję, bo to on podpisał umowę z dostawcą Internetu.

Ale nawet ci, którzy rzeczywiście pliki piracą, nie spieszą się do płacenia. Prawnicy, którzy próbują w ten sposób dorabiać, przyznają, że płacących jest zaledwie garstka, większość internautów pisma po prostu ignoruje. Krótko mówiąc, nie wygląda to jak biznes stulecia. A jeśli polscy prawnicy śledzą to, co dzieje się w USA czy w Europie Zachodniej, jest nadzieja, że opuszczą sobie dalsze nękanie internautów.

100 tys. dolarów dla internauty, podejrzewanego o piractwo

Dziennik Internautów opisuje kolejną historię z frontu walki z nieuczciwymi praktykami antypiratów. Ryan Lamberson był jednym z internautów pozwanych przez firmę Elf-Man LLC, która za jedyne dowody miała adresy IP. Mężczyzna twierdził, że nie ściągnął z sieci BitTorrent filmu "Elf-Man", który, gdyby tylko chciał, mógłby po prostu obejrzeć na Netfliksie. Ale możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że nie chciał, bo nie jest to film, który ktokolwiek miałby oglądać z własnej woli.

Obraz

Lamberson zatrudnił prawnika – najwyraźniej bardzo drogiego - który doprowadził do tego, że reprezentująca twórców "Elf-Mana" firma wycofała zarzuty. Ale na tym historia się nie zakończyła. Niedoszły pirat uznał, że skoro już wydał pieniądze na prawnika, będzie domagał się ich zwrotu. Oszacował koszty na 200 tys. dolarów i poszedł do sądu. Sędzia zgodził się, że należy mu się rekompensata, ale nie w wysokości 200 tys., tylko 100 tys. dolarów. Nie należy tych pieniędzy traktować jako odszkodowania za niesłuszne oskarżenie, to po prostu zwrot kosztów wydanych na prawnika.

Polsko, nie idź tą drogą

Ale dla osób zastraszanych nieuzasadnionymi wezwaniami do zapłaty, również w Polsce, to ważna wiadomość. W USA nikt już nie traktuje poważnie oskarżeń o piractwo na podstawie adresów IP. W końcu z jednej sieci WiFi mogą korzystać bardzo różne osoby, niełatwo jest udowodnić, że piratem rzeczywiście jest ten, czyje nazwisko widnieje na umowie.

Wydaje się, że i w Polsce copyright trolling wkrótce zostanie zarzucony, bo po prostu się nie opłaca. Takie działania nie mają większego związku z ochroną praw autorskich, oberwać może każdy, również ktoś, kto nie ma pojęcia, co to takiego torrenty. Szkoda tylko, że nasi politycy tak bardzo boją się stanąć "po stronie piratów". Pomysł PiS, by karać tylko tych, którzy na piractwie zarabiają, zgodnie z naszymi przewidywaniami gdzieś znikł i pewnie więcej nie wróci. O kolejnych obławach na internautów na razie nie słychać, ale to jeszcze nie oznacza, że polscy prawnicy skończyli z trollowaniem.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)