Chiny znoszą zakaz sprzedaży konsol. Co to dla nas oznacza?

Chiny znoszą zakaz sprzedaży konsol. Co to dla nas oznacza?

Zdjęcie przycisków pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie przycisków pochodzi z serwisu shutterstock.com
Adam Bednarek
27.07.2015 18:34, aktualizacja: 27.07.2015 20:43

Chiny wreszcie zniosą obowiązujący zakaz sprzedaży konsol. Wbrew pozorom to ważna wiadomość nie tylko dla Chińczyków czy Sony i Microsoftu. Co to oznacza dla nas? Rośnie nam poważny konkurent.

Zakaz sprzedaży konsol w Chinach

Zakaz sprzedaży konsol obowiązywał w Chinach od 15 lat - wprowadzono go po to, żeby młodzież po prostu nie mogła grać. W ubiegłym roku szlaban delikatnie opuszczono i sprzęty mogły być sprzedawane, ale na dość restrykcyjnych zasadach.

Trudno mówić więc o “byciu na rynku”, skoro wyniki PlayStation 4 czy Xboksa One w Chinach nie imponują. Według analityków nie ma szans na to, by w tym roku obie konsole łącznie kupiło więcej niż około pół miliona Chińczyków. Jak na tak ogromny rynek - rozczarowanie.

Obraz
© venturebeat.com

Kiepska sprzedaż ma kilka przyczyn. Wysoka cena konsol, mniejszy wybór gier (ogromna cenzura) czy w końcu olbrzymie piractwo, które na konsolach jest niemożliwe. Stąd duża popularność pecetów i darmowych gier MMO zarabiających na mikrotransakcjach.

Czy zdjęcie “bana” zmieni sytuację na chińskim rynku? Na pewno zwiększy się dostępność konsol w tym kraju. Zapewne Sony, Microsoft czy Nintendo zaczną aktywniej działać w Chinach.

Chiny - bastion pecetów

Na razie rządzą tam pecety, ale Chiny mają zbyt duży potencjał, by nie podnieść rękawicy i oddać Chinczyków walkowerem. Wystarczy powiedzieć, że według ekspertów “Chiny za rok staną się największym rynkiem gier sieciowych”, przeganiając Stany Zjednoczone. Analitycy sądzą, że jego wartość w 2016 roku wynosić będzie 24,5 miliarda dolarów.

Obraz
© https://www.youtube.com/watch?v=SzOJtqDQF8U

Teoretycznie sprawy Chińczyków nie są dla nas istotne. Wydaje mi się jednak, że warto obserwować zmiany w Chinach. Niestety z naszego punktu widzenia może to być bolesna obserwacja.

Piractwo nagrodzone

Nie tak dawno pisałem, w jaki sposób Rosja jest nagradzana za piractwo. Nie ma w tym cienia ironii czy złośliwości - działania wydawców to nagroda dla Rosjan. Podczas gdy nas za piractwo karało się grami po angielsku, wysokimi cenami czy lub uciążliwymi antypirackimi blokadami, Rosjanie dostają gry dostosowane do ich rynku:

W Halo Online najpierw zagrają tyko Rosjanie. I to za darmo, bo najnowsza odsłona popularnej serii wydana zostanie w modelu free-to-play. Szkielet rozgrywki i najprostsze przedmioty dostępne są bez opłat, resztę trzeba sobie dokupić, jeśli ma się ochotę. Rzecz jasna gra skupia się na trybie multiplayer, a beta wystartuje niedługo.

W Chinach od jakiegoś czasu jest podobnie. Specjalne wersje przystosowane do chińskiego gracza dostały takie tytuły jak Call of Duty, FIFA czy Borderlands. “Normalne” gry nie sprzedają się przez piractwo? Gdyby chodziło o nas, to pewnie nowa gra kosztowałaby dużo więcej niż zwykle i nie została zlokalizowana. Gdy chodzi o Chiny, robi się taką edycję, która Chińczykowi się spodoba.

Nie zdziwię, jeśli okaże się, że Sony z czasem zacznie pracować nad Killzone Online, a Microsoft naszykuje Gears of War Online. Za darmo, w modelu free-to-play, na bazie gry, za którą my, Europejczycy, płaciliśmy grube pieniądze.

Oczywiście możemy dyskutować , czy te gry to powód do zazdrości - wspomniane Call of Duty Online nie prezentuje się oszałamiająco:

CoD ONLINE Multiplayer GAMEPLAY (Call Of Duty China)

Musimy jednak pamiętać, że tego typu produkcje muszą działać na słabych komputerach, dlatego nie wyglądają oszałamiająco. Na konsolach tego problemu nie ma - wszyscy są równi, można tworzyć pod jeden konkretny sprzęt. Na dodatek - w końcu mocny sprzęt. Dlatego też ładnie wyglądające MMO czy inny darmowy tytuł z mikrotransakcjami jest prawdopodobny.

A ty, Europejczyku, dalej płać.

Może to też szansa na to, że MMO czy gry free-to-play staną się jeszcze bardziej popularne na konsolach. Kilka prób już było i to nawet udanych, ale wciąż ten rodzaj gier nie odgrywa takiej roli jak na pececie.

Chiny - groźny konkurent

Jedno jest pewne - podejrzewam, że “otwarcie” się Chin oznacza, że przybywa nam nowy, konkurencyjny, specyficzny rynek. Rynek tak duży, że mogący ustalać reguły. To on wyznacza zasady Sony i Microsoft muszą zawalczyć o nowego klienta. Innego niż my. A że w grę wchodzą olbrzymie pieniądze, to wiadomo, kto stanie się ważniejszy. I trochę obawiam się tego, że dla konsolowych gigantów Chiny staną się bardziej istotne niż np. nasza część Europy.

Przez wiele lat sami musieliśmy budować “rynek”, tak żeby zachęcić Sony lub Microsoft do “inwestowania w nas” - promowania swoich produktów czy lokalizacji. Chińczycy nie muszą. Są wielcy, więc giganci sami do nich przyjdą. Nikt nie mówił, że będzie sprawiedliwie, prawda?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)