Linux to wielki przegrany? Nie! Pingwin opanował świat, tylko tego nie dostrzegamy

Linux to wielki przegrany? Nie! Pingwin opanował świat, tylko tego nie dostrzegamy

Linux to wielki przegrany? Nie! Pingwin opanował świat, tylko tego nie dostrzegamy
Łukasz Michalik
18.09.2015 09:26, aktualizacja: 10.03.2022 10:05

Linux to margines wśród systemów, z których na swoich komputerach korzystają domowi użytkownicy. Mimo tego jego znaczenie jest znacznie większe, niż się zazwyczaj wydaje: pod jego kontrolą działa niemal cały, współczesny świat.

Linux i domowe komputery

Po artykule „To mnie wkurza. Pingwin z jednym jajem, czyli dlaczego nie znoszę Linuksa?” wielu oburzonych użytkowników Linuksa nie zostawiło na mnie suchej nitki. Trudno, sam wystawiłem się na strzał prowokacyjnym tytułem i tezą, że Linux to tak naprawdę dzieło kontrolujących jego rozwój korporacji.

Gdy spojrzymy na Linuksa jak na zwykły system operacyjny, działający w komputerach stacjonarnych i laptopach, to raczej nie ma powodu do optymizmu. Pod względem popularności jest mniej więcej w podobnym miejscu, jak ćwierć wieku temu – gdzieś tam widać go na dnie statystyk, ale statystyczny użytkownik nawet, jeśli o nim słyszał, to nie chce mieć z nim nic wspólnego.

Obraz

Mogłoby się to wydawać bardzo dziwne, zważywszy na fakt, że za system Microsoftu trzeba przecież zapłacić, Linux jest zazwyczaj darmowy, a instalacja popularnych dystrybucji nie przekracza możliwości przeciętnego użytkownika. Starcie darmowy kontra płatny wydaje się – na pozór – przesądzone, zwłaszcza gdy spojrzymy choćby na skalę piractwa muzycznego czy serwisy VOD, oferujące treści, do których ich właściciele nie mają żadnych praw.

Szkoła „óczy” jak samorządowiec każe

Z systemem operacyjnym sprawa wygląda jednak inaczej, bo użytkownik może i zainstalowałby sobie Linuksa, ale pod warunkiem, że ten byłby po prostu darmową kopią Microsoft Windows. Jasne, ze znajdą się bardziej świadome wyjątki, ale sadzę, że bardziej reprezentatywne jest zupełnie inne podejście.

Opisał je niedawno jeden z użytkowników serwisu LinuxPortal:

Jestem informatykiem w jednym z urzędów gmin. Do moich zadań pisanych/nie pisanych należy tez wsparcie merytoryczno-techniczne.

W zeszłym roku zapadła decyzja o zakupie komputerów dla dwóch nowych pracowni szkolnych. Po analizie tematu, biorąc pod uwagę czynnik możliwości/cena zaproponowałem by stanowiska komputerowe pracowni wyposażyć w bezpłatny system operacyjny Linux.

Na każdym z 16 komputerów została preinstalowana aktualna na dany dzień wersja systemu Linux Mint wraz z pakietem 'dobranego' oprogramowania (…)

Za cenę 1900 zł brutto skonfigurowano w pełni nowoczesną składającą się z 16 mobilnych stanowisk pracownię komputerową - wyposażoną w bogaty zasób oprogramowania. Środowisko graficzne zostało przygotowane tak, aby na wskroś imitowało wygląd systemu Windows.(…)

Przechodząc do sedna sprawy - w dniu wczorajszym zostałem oskarżony przez swojego zwierzchnika Wójta Gminy, iż "zaproponowałem rozwiązanie oparte na Linuxie, gdyż pewnie chciałem się na nim dorobić". Zostałem poniżony i oczerniony tylko dlatego, że pani dyrektor jednej ze szkół stwierdziła cyt: " to g... nie system" i zażądała kwoty ok. 17 tys. z budżetu na wymianę jak to oprogramowania na płatne. Wezwano mnie na rozmowę gdzie musiałem wysłuchiwać, że jedynym i słusznym edytorem tekstu jest 'WORD', a - tu cyt. "z Libre Office to nikt nigdzie nie korzysta". (…)

Pracownia została oddana do użytku pod koniec kwietnia ubiegłego roku. Dzieciaki nie zastanawiają się jaki mają system - one siadają i 'działają'. Obsługują intuicyjnie i naturalnie.

Rzecz dzieje się po ponad roku czasu działania pracowni. P. dyrektor stwierdziła też, że cyt "nie ma windows i wszyscy się śmieją, że ma jakiś linux i co wezwie jakiegoś swojego informatyka to każdy jej mówi, że tym się on nie zajmuje i to zły system".

Ręce opadają, prawda? Zwłaszcza, że koncertowy popis ignorancji dają tu, opłacani z publicznych - czyli naszych - pieniędzy urzędnicy. Zamiast 1900 złotych łatwo im wydać nie swoje 17 tys. Przy okazji hodują kolejne pokolenie, dla którego kanonicznym systemem desktopowym jest Windows.

Obraz

I które nie będzie w przyszłości radziło sobie z dowolnym interfejsem graficznym, tylko wykuje na pamięć położenie ikon w pasku narzędzi Worda. Albo – znając plastyczność dziecięcych mózgów – poradzi sobie nie dzięki, ale pomimo wysiłków szkoły.

Dobrze mieć wybór

Niestety, ludzka mentalność (lubimy to, co znamy) i przyspawane do urzędniczych stołków klony wójta i pani dyrektor z cytowanego wyżej listu sprawiają, że Linux jako system desktopowy wśród domowych użytkowników nie ma znaczenia. Albo, ujmując sprawę nieco precyzyjniej, ma bardzo duże znaczenie i nikłe udziały w rynku.

Sprzeczność? Niekoniecznie. Chodzi bowiem o to, że choć nikt (no dobrze, prawie nikt) Linuksa na swoim domowym komputerze nie zainstaluje, to najważniejsze jest istnienie alternatywy. Użytkownicy mogą w każdej chwili powiedzieć: żegnaj Windowsie, byłeś moim utrapieniem, od teraz korzystam z Minta, Debiana, SUSE czy jeszcze z czegoś innego. Raczej tego nie zrobią, ale taka możliwość istnieje.

Do wyboru, do koloru!
Do wyboru, do koloru!

To trochę jak z kołem zapasowym w samochodzie: najlepiej by było, gdyby nigdy nie trzeba było z niego korzystać, ale wyruszając w dłuższą trasę warto wiedzieć, że oprócz dobrego assistance mamy pod ręką również coś, czym sami możemy wyciągnąć się z problemów.

Linux jest wszędzie

Bardzo ironiczny jest w takim kontekście fakt, że większość użytkowników Windowsa korzysta z Linuksa prawdopodobnie częściej, niż z systemu operacyjnego Microsoftu, tylko po prostu nie zdaje sobie z tego sprawy.

Przykładów jest bez liku – od bankomatów (choć parę lat temu widziałem działające na OS/2), poprzez bardziej zaawansowane sprzęty AGD czy routery Wi-Fi po smartfony z Androidem, który przecież również jest Linuksem. Nie zapominajmy również o stronach WWW – bardzo wiele serwerów działa pod kontrolą odpowiedniej dystrybucji Linuksa, więc odwiedzając różne adresy w Sieci również pośrednio z niego korzystamy.

Obraz

Internet rzeczy, czyli świat pod kontrolą Linuksa

Świat przyszłości, w którym już stoimy jedną nogą, to świat Internetu rzeczy (nazywanego również Internetem przedmiotów). To nabierająca coraz konkretniejszych kształtów rzeczywistość, w której otaczają nas przedmioty, wykonujące automatycznie różne działania i samodzielnie wymieniające się danymi tylko po to, aby komfort naszego życia stal się jeszcze wyższy.

I wszystko wskazuje na to, że ten świat będzie działał pod kontrolą Linuksa. W takim kontekście to jednak Pingwin jest zwycięzcą.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (76)