„Polscy naukowcy wynaleźli…” – to bez znaczenia. Liczy się produkt

„Polscy naukowcy wynaleźli…” – to bez znaczenia. Liczy się produkt

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos
Łukasz Michalik
26.01.2017 19:10, aktualizacja: 10.03.2022 08:42

Choć media często donoszą o sukcesach polskich naukowców, to brakuje informacji o tym, co dzieje się dalej. Bez zmiany wynalazku w produkt to wszystko nie ma większego znaczenia.

Wynalazek to dopiero początek

Kilka dni temu prokrastynacja podsunęła mi na ekran artykuł o polskim wynalazku, który – zapowiadając się na światowy przebój – powtórzył smutny scenariusz w postaci wielkich oczekiwań, ogromnego entuzjazmu, nietrafionych decyzji, rozpaczliwych prób ratowania tego, co zostało i – w końcu – bankructwa tych, którzy jeszcze niedawno byli potencjalnymi milionerami.

Ten konkretny przypadek dotyczył wytwarzania kryształów azotku galu, ale wystarczy pogrzebać w pamięci, by podobnych spraw znaleźć więcej. Wystarczy wspomnieć grafen, polski niebieski laser czy nawet – sięgając nieco dalej w przeszłość – wynalazki Jacka Karpińskiego.

Technologia w praktyce

Wszystkie te sprawy łączy jedno: wynalazki interesujące z punktu widzenia nauki czy technologii mogą być pozbawione znaczenia. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: bo liczy się nie wynalazek, prototyp czy technologia. Liczy się coś innego: produkt. Zapytałem o tę kwestię popularyzatora nauki, Karola Wójcickiego:

Faktycznie, zdarzają się sytuacje, w których naukowcy dostają pieniądze na badania i poniekąd bawią się swoją pracą, ale nie czują obowiązku, aby swoje osiągnięcia jakoś monetyzować. Na szczęście są instytucje, które od jakiegoś czasu wykładają pieniądze z naciskiem na to, by naukowy znaleźli dla siebie partnera biznesowego, który pomoże im później zmienić wynalazek w produkt.

To nie technologie zmieniają świat

To dobry kierunek. Bo przecież nie ma dla mnie znaczenia, że jakiś geniusz ma w swoim garażu Bulbulator, którym może zakończyć wojny, zlikwidować choroby i nakarmić wszystkich głodujących na naszej planecie. Dla ginących na frontach, chorujących i głodnych również nie ma to znaczenia, przynajmniej tak długo, jak długo ów geniusz nie wyciągnie wynalazku z garażu i nie zacznie nim naprawiać świata.

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos

Mam wrażenie, że z polskimi wynalazkami jest podobnie. Co pewien czas media – bardzo często bezkrytycznie - donoszą o kolejnym sukcesie polskich naukowców. Cieszą mnie te doniesienia. Jako płacący podatki Polak odczuwam dumę, bo przecież jest to po części również i mój sukces.

Myślę, ze dotyczy to nie tylko mnie. Przez chwilę nie musimy o sobie myśleć jak o ostatnich frajerach, fundujących politykom egzotyczne potrawy i limuzyny do roztrzaskania, i poczuć się mecenasami polskiej nauki, finansującymi ważne dla świata odkrycia.

Odkrycie? Świetnie. I co dalej?

Nie przeczę, to kuszący punkt widzenia. Problem pojawia się w momencie, gdy zechcemy sprawdzić, czy z faktu dokonania jakiegoś odkrycia wynika coś istotnego.

„Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka

Gdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielka

Gdyby to najczęstsze słowo polskie”

Fot. Wikimedia Commons, Lic. CC BY-SA 4.0
Fot. Wikimedia Commons, Lic. CC BY-SA 4.0

Wygląda na to, że śpiewający te słowa dziadek Staszewski znowu ma rację. Gdy zechcemy prześledzić losy jakiegoś odkrycia, to w pewnym momencie prawie zawsze pojawia się jakieś „gdyby”.

Weźmy choćby pomnikową postać polskich entuzjastów komputerów, Jacka Karpińskiego, który – owszem – tworzył interesujące urządzenia, ale niezależnie od ustroju nic istotnego z tego nie wynikało (krytyczne spojrzenie na dorobek polskiego konstruktora znajdziecie w artykule „Jacek Karpiński - informatyczny geniusz, który hodował świnie”).

Pomysł kontra realizacja

Jakie znaczenie ma dla nas to, że Polacy przodują na świecie w eksperymentach z produkcją wysokiej jakości grafenowych wafli? Poza lawiną entuzjastycznych artykułów, donoszących o kolejnych patentach – niewielkie. Ważny wynalazek nie został przekształcony w produkt. Ani nie zmienił kraju nad Wisłą w Eldorado, ani nawet nie dał nam nowego iPoda. Choć - miejmy nadzieję - wciąż jeszcze w tej kwestii wszystko przed nami.

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos

Przed kilkoma dniami miałem okazję przeczytać informacje o sukcesie polsko-holenderskiego zespołu, którzy opracował metodę 1000-razy szybszego zapisu danych. Sukces? Z pewnością. Ale dla mnie on będzie miał znaczenie, gdy twardy dysk z taką technologią znajdzie się w moim laptopie. Albo przynajmniej w jakimś superkomputerze, który opracuje lekarstwo na raka.

To nie jest tak, że naukowcy robią rzeczy niepotrzebne, ale wiele wynalazków znajduje zastosowanie w bardzo niszowych, specjalistycznych rozwiązaniach, o który przeciętny Polak nie ma okazji usłyszeć. W tym wypadku jest to również kwestia PR-u. Niestety, nieczęsto słyszy się o wynalazkach polskich naukowców, które znajdują zastosowanie w codziennym życiu. Choć polscy naukowcy często stoją na światowym poziomie, to przebicie się z odkryciami do szerokiej publiczności w taki sposób, aby ona wiedziała na co wykłada pieniądze ze swoich podatków bywa problemem.

Praktyczne znaczenie badań

Można zarzucić mi, że jestem ignorantem, bo o wielu wynalazkach i osiągnięciach nie mam pojęcia. Zgoda. Ale nie czuję się winny tego, że nie dzwonię codziennie po polskich laboratoriach z pytaniem, czy czasem nie dzieje się tam coś interesującego (tak na marginesie - zapewniam, że dzieje się wiele).

Fot. Depositphotos
Fot. Depositphotos

Problem w tym, że ogół społeczeństwa nie ma o tym pojęcia, a badacze nie kwapią się, by zadbać o rozsądną politykę informacyjną. Zwołać konferencję prasową i ludzkim językiem powiedzieć coś w stylu: drodzy obywatele, dziękujemy, że nas utrzymujecie i opłacacie nasze badania. Dzięki wam opracowaliśmy Ostateczny Wihajster. A dzięki Ostatecznemu Wihajstrowi każdy z was będzie żył o tydzień dłużej. Albo zapłaci za OC stówę mniej. Albo chociaż nie przypali mleka na owsiankę.

Naukowiec musi umieć odnaleźć się na rynku – i celowo używam tu słowa „rynek”. Często jest tak, że kiedy np. w Stanach Zjednoczonych naukowiec prowadzi jakieś badania, co do których nie potrafi jasno uzasadnić po co to się robi i ile będzie można w przyszłości na tym zarobić, to nie dostanie dofinansowania. Oczywiście nie można popadać w skrajność, bo świat jest popychany do przodu przez różne wynalazki i pomysły, które nie zawsze da się wprost skomercjalizować, ale naukowiec powinien mieć świadomość, do czego jego praca będzie mogła się przydać.

Liczy się produkt

30 lat temu w pierwszym numerze legendarnego czasopisma „Bajtek” ówczesny minister Aleksander Kwaśniewski przekonywał, że w Polsce może powstać drugi Apple. W sumie miał rację. Bo drugi Apple powstawał przez ten czas pewnie nie raz i nie dwa – nad Wisłą, Peczorą, Gangesem czy Rio Grande.

Obraz

Mądrzy ludzie są wszędzie na świecie. Ale nie zawsze mają świadomość, warunki i determinację, aby wsadzić polutowaną stertę scalaków do skrzynki i przekonywać wszystkich napotkanych, że oto zbudowali nowy cud świata, który zmieni ich życie na lepsze. Gdyby Steve i Stephen poprzestali na imponowaniu nerdom z kółek komputerowych, dziś nikt by o nich nie pamiętał.

I dlatego jest tylko jeden Apple.

Dlatego też mam marzenie: chciałbym jak najczęściej mieć okazję, aby móc napisać nie o ciekawym polskim wynalazku czy rokującym odkryciu naukowym, ale o wykorzystującym je produkcie. Bo choć jego fundamentem są wynalazki i technologie, powstające w zaciszu laboratoriów, to tak naprawdę tylko on ma znaczenie.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)