Steam sprawdzał, jakie porno oglądasz? Mógł. Przecież mu pozwoliliśmy!

Steam sprawdzał, jakie porno oglądasz? Mógł. Przecież mu pozwoliliśmy!

Valve sprawdzało adresy, odwiedzane przez użytkowników?
Valve sprawdzało adresy, odwiedzane przez użytkowników?
Łukasz Michalik
18.02.2014 13:28, aktualizacja: 18.02.2014 13:47

Wieść o szpiegowaniu użytkowników Steamu lotem błyskawicy obiegła Internet. Jak to? Valve, ulubieniec graczy, nie różni się niczym od innych wielkich firm? I choć jak zwykle w takich sytuacjach możemy znaleźć wiele głosów niezadowolenia, to fakty są jednoznaczne: nawet jeśli Valve szpieguje, to robi to zgodnie z umową.

Cheatowanie stare jak świat

Co zrobić, gdy gra zamiast dawać radość i odprężenie, frustruje z powodu wyśrubowanego poziomu trudności? Współcześnie, gdy warunkiem sukcesu gry jest jej przystępność, takie pytanie pojawia się rzadko, ale przed laty sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.

Ratunkiem okazywała się wówczas nie tylko małpia zręczność i mózg Garry’ego Kasparowa, ale także drobne oszustwa, zwane cheatami. Niektórzy twórcy gier umieszczali je w swoich produkcjach celowo, ukrywając ułatwienia rozgrywki pod różnymi kombinacjami klawiszy, jak choćby iddqd czy idkfa (kto pamięta?).

Inne cheaty dotyczyły różnych błędów w grze. Pozwalały na przykład na błyskawiczne bogacenie się. Świetnym przykładem może być choćby Transport Tycoon, w którym wystarczyło zbudować tunel przez całą mapę, by zostać milionerem. Dla najwytrwalszych pozostawały rozwiązania takie jak Game Wizard (umożliwiał modyfikowanie zawartości pamięci podczas rozgrywki).

Cheater!
Cheater!

Cheaty w epoce gier online

Czasy się zmieniły, ale chęć ułatwienia sobie życia pozostała. Problem polega na tym, że o ile dawniej oszukiwaliśmy najwyżej komputerowych przeciwników i samych siebie, to obecnie często rywalizujemy z żywymi ludźmi. Nawet gdy nie konkurujemy z nimi bezpośrednio w świecie gry, to do rywalizacji zachęca wdrażany na różnych platformach system osiągnięć.

W takiej sytuacji cheaty nie są w porządku, co nie zmienia faktu, że wielu graczy z nich korzysta, a na tym fundamencie wyrósł całkiem znaczący biznes. Dostęp do usług pozwalających na oszukiwanie w grach jest nieraz możliwy dzięki opłatom abonamentowym, a gracze w celu skorzystania z wykupionej usługi łączą się z serwisami, które ją oferują.

Valve kontra oszuści

Aby poradzić sobie z cheaterami, Valve (m.in. właściciel popularnej wśród graczy platformy Steam) uruchomiło przed laty narzędzie o nazwie VAC (Valve Anti-Cheat). Od tamtego czasu pomiędzy Valve a serwisami pozwalającymi na cheatowanie trwa wyścig zbrojeń.

VAC w akcji
VAC w akcji

Zgodnie z tą ideą mechanizm działania VAC jest, przynajmniej w teorii, ściśle strzeżonym sekretem. Najprawdopodobniej, jak przypuszcza Zaufana Trzecia Strona, VAC zbiera informacje z podręcznej pamięci DNS użytkownika, szyfruje je i przesyła do Valve. Teoretycznie ma to na celu sprawdzenie, czy użytkownik nie łączył się wcześniej z serwerem umożliwiającym cheatowanie.

No właśnie – teoretycznie. W tej chwili nie sposób niczego stwierdzić z całą pewnością, ale pojawiły się obawy, że VAC może być wykorzystywany nie tylko do wykrywania cheaterów, ale też pośrednio do inwigilowania użytkowników. Inwigilacja ma w tym przypadku polegać na przesyłaniu do Valve listy odwiedzanych przez nich stron.

Szpiegują czy nie szpiegują?

To dość niepokojące oskarżenie opiera się jednak w tej chwili jedynie na poszlakach. Jedną z nich jest udostępniony w Sieci fragment kodu VAC, który ma potwierdzać zbieranie informacji o odwiedzanych adresach.

Na przesyłanie ich do Valve wskazuje analiza ruchu sieciowego – przy pustej pamięci podręcznej DNS do Valve przesyłane jest prawie 2 MB danych. Gdy w pamięci podręcznej DNS znajdują się tysiące wpisów, objętość przesyłanych danych rośnie do 2,5 MB, by spaść do 2 po ponownym wyczyszczeniu pamięci.

Gabe Newell  – współzałożyciel i dyrektor Valve Software
Gabe Newell – współzałożyciel i dyrektor Valve Software

Na razie nie ma oficjalnego stanowiska Valve w tej sprawie, choć szef firmy Gabe Newell wypowiedział się już na Reddicie. Potwierdził, że przez kilkanaście dni VAC przesyłał do Valve informacje na temat odwiedzanych adresów, ale miało to dotyczyć wyłącznie domen powiązanych z cheatowaniem i zostało wyłączone, gdy cheaterzy zmienili metody działania. A ponadto - co podkreślił Gabe - nikogo w Valve nie interesuje, jakie porno oglądają gracze. Wierzycie mu?

Czytanie regulaminów. Konieczność i iluzja

W tym miejscu warto wspomnieć inną kwestię. Obojętnie jak bardzo użytkownicy byliby oburzeni na inwigilację przez Valve, są na przegranej pozycji. Dlaczego? W jednym z wywiadów Wojciech Orliński przytacza badania wskazujące, że statystyczny internauta, aby zapoznać się z regulaminami usług, z których korzysta w Sieci, musiałby poświęcić na lekturę 180 godzin rocznie.

To rzecz jasna niewykonalne i pokazuje, jak niedoskonałe jest prawo – możliwość zapoznania się z regulaminami jest obecnie czysto teoretyczna, a firmy świadczące różne usługi skwapliwie to wykorzystują. Należy do nich również Valve. Gdy wczytacie się w regulamin Steamu, w punkcie 4. znajdziecie zapisy pozwalające na działania, mające na celu namierzenie cheaterów. Zapisy są na tyle ogólne, że można nimi wytłumaczyć właściwie wszystko.

I nawet jeśli zarzuty wysunięte pod adresem Valve okażą się prawdziwe, na pretensje nie ma tu miejsca: firma robi po prostu to, na co jej pozwoliliśmy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)