Krzywym Okiem: Trochę nietypowych, dziwnych gier

Krzywym Okiem: Trochę nietypowych, dziwnych gier

Krzywym Okiem: Trochę nietypowych, dziwnych gier
niezgrani.pl
23.01.2012 20:05

Rosnący rynek gier mobilnych i niezależnych przyniósł prawdziwy zalew nietypowych projektów i dziwactw w stylu „sprawdzić i wyrzucić”. Dawniej robienie eksperymentalnej gry wymagało nieco większego ryzyka (czyt. budżetu), dlatego też wypada poświęcić dużym, pudełkowym produkcjom więcej uwagi niż tworom internetowej fali pixel-artu i naiwnego pseudopowrotu do starej szkoły. Przypomniałem sobie trochę pozycji, które pobudzały moją wyobraźnię jeszcze nie tak dawno, zresztą nie tylko moją…

Rosnący rynek gier mobilnych i niezależnych przyniósł prawdziwy zalew nietypowych projektów i dziwactw w stylu „sprawdzić i wyrzucić”. Dawniej robienie eksperymentalnej gry wymagało nieco większego ryzyka (czyt. budżetu), dlatego też wypada poświęcić dużym, pudełkowym produkcjom więcej uwagi niż tworom internetowej fali pixel-artu i naiwnego pseudopowrotu do starej szkoły. Przypomniałem sobie trochę pozycji, które pobudzały moją wyobraźnię jeszcze nie tak dawno, zresztą nie tylko moją…

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/mosquito580x245.jpeg)

Słowem wstępu wypada zaznaczyć, że nie ma czegoś takiego jak historia gier dziwnych, bo losy bardziej odważnych, nietypowych projektów są ściśle powiązane z samym rozwojem branży; pojawiają się one dosłownie od zawsze, odróżniając się od wielkich hitów i same od siebie tak bardzo, że nie da się znaleźć dla nich wspólnego mianownika.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/maestro580x228.jpeg)

Tytuł, od którego warto zacząć, jest bardzo niepozorną imitacją insekta od niewielkiej firmy z Sapporo, Zoom inc. – Mister Mosquito (2002, PlayStation 2). W grze wcielamy się w komara terroryzującego rodzinę Yamada. Głównym zadaniem jest oczywiście wysysanie krwi, co wiąże się ze sporym niebezpieczeństwem. Jeśli będziemy robić to nieudolnie, zdradzając swą obecność, czeka nas śmierć. Niestety MM nie był tak dopracowanym produktem jak można by się było spodziewać – zamiast latać po całym domu w pseudo-otwartym świecie, mieliśmy podział na plansze… Co gorsza, miejsce ukłucia skóry także było odgórnie narzucone.

Ze względu na jakże ciekawa charakterystykę tytuł ten nadrabia braki gameplayowe swą otoczką i stanowi konkretny okaz wśród kolekcjonerów. Takim samym rarytasem jest inna gra z marca 2002 – Mad Maestro. Wcielając się w mistrza batuty w całkiem przyjemnej grafice, w rytm klasyków, będziemy zmuszeni do rytmicznego wciskania przycisków. Fajnie jednak, że potrudzono się o zaimplementowanie systemu, który rozpoznaje również siłę nacisku: zgodnie z kolorem jaki zobaczymy musimy zadbać o odpowiednie uderzenie, co oczywiście przekłada się na końcową ocenę. Obie gry wyszły w tym samym czasie w Europie za sprawą Eidos i ich serii wydawniczej „Fresh Games”, która miała szczytny cel przenoszenia na rynki anglojęzyczne różnych japońskich wynalazków… Jednak zbyt długo nie pociągnęła, jak i cała firma.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/cho21.jpeg)

Cho Aniki to już zupełnie inna historia – ten dwuwymiarowy shooter najbezpieczniej jest nazwać „homoseksualnym” i zostawić w spokoju (Fallicyzm to słowo-klucz). Jednak w tym przypadku warto zajrzeć trochę głębiej i dostrzec nietypową, mocno artystyczną oprawę: prowokującą i odrzucającą, ale niepozbawioną magnetycznej siły. W to się gra po to, żeby zobaczyć co jeszcze można wymyśleć… Część o tytule Cho Aniki: Kyukyoku Muteki Ginga Saikyo Otoko jako jedyna z serii dostała się na amerykański PSN (Czyli można ją uznać za powszechnie dostępną). Jest to port z PlayStation i Saturna. Słabe sterowanie i wyżyłowany poziom trudności wciąż nie zmieniają tego, że przynajmniej raz w życiu w Cho Aniki zagrać wypada. Jest to projekt od początku do końca zrobiony z przesadnym… Jajem.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/cho.jpeg)
Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/supermonkey.jpeg)

Jeżeli jesteśmy już przy kształtach kulistych to nie można pominąć serii Super Monkey Ball, która wprost z salonów arcade (2001) wskoczyła na platformy Nintendo, których pilnowała aż do 2005 roku, przez co wciąż dla niektórych może stanowić ciekawostkę. I taką w istocie jest – pomysł na zamknięcie małpki w przezroczystej kuli i za pomocą przechylania zawieszonej w przestrzeni planszy, doprowadzenia jej do mety chwycił momentalnie.

Zrozumienie zasad i wkręcenie się w zabawę przebiegała w bardzo szybkim czasie – dziś tą nietypową pozycję można ograć na większości łatwo dostępnych sprzętów z iPhonem na czele, wiele osób odmawia sobie jednak tej przyjemności. Mnie bawiła nawet wersja z Game Boya Advance. Polecam też zapoznanie innych małp, tych z serii Ape Escape. Coraz mniej osób pamięta, że była to jedna z tych serii, które promowały… DualShocka, w czasie gdy Sony wprowadzało na rynek swój nowoczesny, high-endowy kontroler pozwalający na szalone zabawy dwoma gałkami (sic!) i poczucie wibracji.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/Ape_Escape_3.jpeg)

Był 1999 rok i wtedy kolorowy platformer w którym łapiemy szalone małpy w siatkę okazał się być strzałem w dziesiątkę. Ape Escape to jedna z najbardziej zróżnicowanych gier z pierwszego PlayStation, której muzyka do dziś budzi we mnie koszmary (Oj, nie przypasował mi ten kindergarden w głośnikach, to prawie kopia równie słabo brzmiącego Mario) i o ile ciężko się teraz na nią patrzy, tak części z PS2 (zwłaszcza trójka) potrafią niesamowicie wciągnąć. To jak miodnie goni się te stwory potrafią powiedzieć tylko prawdziwi weterani.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/bishi.jpeg)

Konami w latach 1998 i 1999 wydało na świat cuda o nazwie Super Bishi Bashi i Hyper Bishi Bashi, potem obie gry zostały wrzucone na jedną płytę i w 2000 roku w Europie ukazało się Bishi Bashi Special (PSX). Był to naprawdę szalony zbiór minigier, których grywalność ciężko przecenić – właściwie cała oprawa przedstawiona była za pomocą spirte’ów (część rysowanych, część wyglądała jak powklejane zdjęcia) i szalonych dźwięków napędzających głupkowaty styl produkcji. Łapanie papierowych samolotów to tylko początek… Świetny pakiet dla każdego.

Podobne mini, a raczej mikro-gry posiada tylko seria WarioWare Inc. w której to psotliwy Wario odkrywa, że gry to żyła złota i postanawia tworzyć własne, otwiera więc tytułową firmę i bierze się do pracy. Efekty jego twórczości to dosłownie kilkusekundowe przebłyski formy testujące nasz refleks w rozmaity, często pomysłowy sposób. Natężenie atrakcji w BBS i WWI co wrażliwszym osobom może zrobić dziurę w mózgu, a fanom strategii ekonomicznych skojarzy się co najwyżej z piskliwym krzykiem utopionym w morzu ADHD, nie umniejsza to jednak nic tym produkcjom. Przedstawiają one najzwyklejszą w świecie chęć pójścia na całość. Im się to udało.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/wariow.jpeg)
Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/digg.jpeg)

Dla przodowników pracy Taito wypuściło w 2000 roku Power Diggerz (PSX) – symulator koparki nie dawał za wygraną i pomimo mało interesującego tematu gra została dopracowana i wyszykowana w sposób godny prawdziwego hitu… Sterowanie było hardkorowe i dawało niesamowity feeling. PD to klimat, mini-gry (Jest tryb Arcade!) i sporo skomplikowanych zadań – po przejściu początkowych testów (Aż się Driver przypomina) zostaje już tylko czyste szaleństwo i kopanie dziur.

Dopracowane mogą być także programy do nauki pisania na klawiaturze bez patrzenia, zawierające zombie, dużo zombie. “The Typing of the Dead” przetarło szlaki i dostało się tam gdzie żaden inny nieumarły nie potrafił. Gra/program, nazwijcie to jak chcecie, korzystała z Dreamcastowej klawy (Niewiele gier to robiło, m.in. Quake 3) w sprytny sposób. Otóż The Typing of the Dead nasyła na nas watahę zgniłych ludków (W zasadzie projekt jest przerobioną na inne sterowanie wersją The House of the Dead 2) koło których pokazuje się okienko z wyrazem, który trzeba wklepać, by pozbyć się natręta. O dziwo to się sprawdza.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/typing1.jpeg)
Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/bloodwill33.jpeg)

Szukając gry w którą gra się „normalnie”, ale ma zupełnie niezwykłą wizję warto sięgnąć do zapomnianego Blood Will Tell (2004) od WOW entertainment (Studio stojące za Valkyria Chronicles). Kierujemy tu Hyakkimaru, któremu potwory ukradły… 48 kawałków ciała – wyruszamy więc na misję odzyskania ich. Co z tego, że nie mamy rąk, skoro zamiast nich, z kikutów zwisają nam katany, a nasze ciało mieści w sobie mini-armatę i karabin.

To wszystko i jeszcze więcej w klimatach samurajskich robi po prostu konkretną sieczkę. Niestety wcielamy się też w postać swego młodego przyjaciela Dororo (Zresztą BWT w Japonii zostało zatytułowane Dororo), ta część zabawy burzy nieco klimat, jednak całościowo otrzymujemy produkt ze świetną wyżynką – na poziomie większości tego typu produkcji z PS2, tą jednak szczególnie warto poznać.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/bloodwillcov.jpeg)

Przyszedł i czas pogadać z rybą. Seaman na Dreamcasta to eksperymentalna gra hodowlana w której rozmawiamy z karpiem o ludzkiej twarzy wykorzystując mikrofon (DC miał fajne akcesoria). Potrójnym orgazmem wśród nerdowskiego społeczeństwa jest wiadomość, że głos który nam odpowiada to glos pana Leonarda Nimoya, odtwórcy Spocka, ukochanego bohatera Star Treka. Nasze zadanie to… Poznać Seamana, ponieważ to bardzo nieufny okaz badawczy lubiący złośliwości – udomowienie go to prawdziwa przygoda. W tym przypadku video opowie więcej niż pół encyklopedii, mała sprzeczka pewnego gracza z Seamanem powinna dokładnie wyjaśnić jak ciekawym przeżyciem jest ta gra:

Czas na zakończenie… Tak by „Trochę nietypowych, dziwnych gier” nie zmieniło się w „Bardzo dużo nietypowych, dziwnych gier” i kolejne zestawienie. Pewnych produkcji nie powinno się traktować wg jednej, twardej wytycznej, a zwłaszcza tych wyżej opisanych. Każda eksperymentalna pozycja, potrafiąca wyróżnić się z tłumu bez speców od marketingu i trailerów wychodzących co drugi dzień, sama z siebie zasługuje na uznanie, a nawet osobny tekst.

Obraz
© [źródło](http://s2.blomedia.pl/gadzetomania.pl/images/2012/01/apeescape.jpeg)

Wpis gościnny z:

Obraz
© [źródło](http://niezgrani.pl)
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Trochę inne szachy
Trochę inne szachy
Marek Maruszczak
Zderzenia gier
Zderzenia gier
Michał Kowal
Komentarze (0)