Niuch, niuch – gry i filmy do odczuwania nosem

Niuch, niuch – gry i filmy do odczuwania nosem

Wtem!
Wtem!
Olga Drenda
28.11.2013 09:24, aktualizacja: 28.11.2013 09:56

Pomysł z efektami zapachowymi w kinie ma już kilkadziesiąt lat, ale od czasu do czasu wraca. Okazuje się, że nawet Microsoft nosił się z zamiarem wyposażenia Xboxa One w węchowe atrakcje.

Woń prochu, siarki, smoczych wyziewów albo palonych opon podczas grania? Wygląda na to, że byliśmy o krok od takich atrakcji. VentureBeat informuje, że Microsoft sporo zainwestował w prototyp pada do Xboxa One, wzbogacony o moduł zapachowy. „Wyposażyliśmy kontroler w małe dawki zapachów, które wydobywałyby się z niego, na przykład podczas sceny w dżungli byłoby czuć zapach roślinności”, mówił portalowi Zulfi Alam z zespołu pracującego nad nowym Xboxem.

Ostatecznie próby stworzenia pierwszej konsoli z efektami węchowymi spełzły na niczym, ale jak widać, pomysł ten wciąż brzmi dla niektórych atrakcyjnie (choć przecież całkiem sporo gier rozgrywa się w nieciekawym zapachowo otoczeniu – nie wiem, czy ktoś chciałby osobiście przekonać się o woniach wydzielanych przez zombie). Microsoft nie był specjalnie innowacyjny – sięgnął po pomysł z brodą, któremu nie udało się do tej pory zawojować rynku.

Doświadczenie totalne
Doświadczenie totalne© http://www.telepresenceoptions.com

Pierwsze filmy do odczuwania przez nos powstały pod koniec lat 50. Pewien rzutki inżynier, Hans Laube, skonstruował system o nazwie Smell-o-Vision, który w zamyśle miał otworzyć przed widzami nowy wymiar przeżyć i wrażeń. Podczas projekcji filmu w sali kinowej miały być emitowane zapachy odpowiadające danej scenie. Pierwszym i jedynym filmem nakręconym z myślą o Smell-o-Vision był „Zapach tajemnicy” z małą rólką Elizabeth Taylor, który zresztą przepadł z kretesem. Widzowie narzekali na irytujący syk dobywający się z siedzeń (tam znajdowały się urządzenia do emisji zapachów), a do widzów na balkonie wonie docierały z opóźnieniem, kiedy właściwa scena już minęła.

Przez krótką chwilę w Hollywood trwał jednak wyścig o nosy widzów. Producent konkurencyjnego systemu, AromaRama, zainwestował w film podróżniczy o Chinach wzbogacony efektami zapachowymi. Publiczność miała przekonać się, jak pachną tamtejsze łąki, jakich aromatów spodziewać się po prawdziwej chińskiej restauracji, a nawet powąchać na odległość tygrysa. „Zapachowe filmy zostaną z nami już na dobre”, pisała w entuzjastycznym tonie gazeta „The World Telegram Sun”, jednak innym krytykom, a co najważniejsze widzom pomysł ten nie przypadł do gustu. Aromatyzowane filmy stały się w końcu synonimem głupiego pomysłu – w roku 2000 magazyn „Time” umieścił je na liście najgorszych wynalazków świata.

Okazuje się jednak, że pomysł ten wciąż nie daje spokoju wynalazcom. Mało tego – filmy dla nosa cieszą się pewną popularnością w Azji. „Podróż do Nowego Świata” Terrence’a Malicka w japońskich kinach była uatrakcyjniona efektami zapachowymi w siedmiu scenach filmu. W tym samym kraju powstał niedawno monitor wyposażony w małe wentylatory, które w odpowiednim momencie uruchamiają się i rozpylają wokół zapach z żelowego wkładu. Z kolei Koreańczycy poszli jeszcze o krok dalej. W Seulu otwarto kino 4D, w którym można spodziewać się nie tylko sensacji dla nozdrzy, ale też baniek mydlanych z sufitu, wiercących się krzeseł, opryskania wodą lub delikatnego ciosu w okolice nerek, wymierzanego widzowi przez fotel. Niektórzy skarżą się na mdłości, ale podobno większość widowni jest zadowolona.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)