Lightbox – przyszłość efektów specjalnych według Cuaróna

Lightbox – przyszłość efektów specjalnych według Cuaróna

Lightbox – przyszłość efektów specjalnych według Cuaróna
Robert Dunst
12.05.2014 16:21, aktualizacja: 13.05.2014 10:36

„Grawitacja” Alfonso Cuaróna w koncertowy niemal sposób zgarnęła multum nagród - 7 Oscarów spośród 10 nominacji zdecydowanie robi wrażenie. Choć w przypadku niektórych można by mieć pewne zastrzeżenia, bez cienia wątpliwości gromkie brawa należą się sztabowi specjalistów od efektów specjalnych. Wizualnie produkcja ta to prawdziwy majstersztyk. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że gdyby nie pewna konstrukcja, film ten mógłby jeszcze do tej pory nie mieć premiery lub co gorsza… w ogóle nie powstać.

Najnowszy obraz meksykańskiego reżysera, twórcy i producenta takich filmów jak „Ludzkie dzieci” czy „Harry Potter i więzień Azkabanu” to jeden z lepszych obrazów 2013 roku i tak naprawdę od niemal samego początku wielki faworyt krytyków w oscarowym wyścigu szczurów. Nie pomylili się ci, którzy typowali, iż „Grawitacja” będzie świeciła tryumfy podczas rozdania Nagród Akademii Filmowej mającego miejsce rokrocznie w Dolby Theatre w Hollywood.

Obraz

Dość jednak wiemy już o warstwie fabularnej, aktorskiej czy też sukcesach na „statuetkowym polu” dzieła Cuarona. Zdecydowanie cichym, a jednocześnie dość nagminnie pomijanym w mediach bohaterem jest w tym przypadku urządzenie zwane Lightbox. Innowacyjne, mające szansę zmienić sposób tworzenia efektów specjalnych i kręcenia filmów. I tak, jest w głównej mierze oparte na oświetleniu.

Technologia z koncertem w tle

Produkcja „Grawitacji” trwała blisko pięć lat, z czego prawie połowę czasu przeznaczono na wstępne wizualizacje całego projektu. Zapewne całość poszłaby znacznie sprawniej, gdyby nie fakt, iż w pewnym momencie Cuarón wraz z operatorem filmowym, Emmanuelem Lubezkim, dostrzegli na horyzoncie problem dosyć sporego kalibru.

Co zrobić z oświetleniem, które w przestrzeni kosmicznej zachowuje się zupełnie inaczej niż na Ziemi, a dodatkowo według scenariusza miało zmieniać się niemal błyskawicznie? W warunkach takich światło pochodzi ze Słońca, które odbija się od całej reszty, w tym najmocniej od jasnej strony naszej planety.

Doliczyć do tego chęć osiągnięcia jak najlepszej jakości owego światła i jak największe jego zróżnicowanie i okazało się, że obecnie dostępne metody produkcji nie pozwolą na zrealizowanie zamierzonego planu. Rozwiązanie przyszło dosyć niespodziewanie, bo... na koncercie, na którym obecny był wspomniany wyżej, słynny operator filmowy.

Obraz

Lubezki doznał olśnienia, gdy zauważył jak inteligentnie i pomysłowo użyte zostały wszelkie diody elektroluminescencyjne (LED) mające za zadanie oświetlić scenę i rzucać na nią odpowiednie efekty świetlne, jak i różnorakie projekcje. Następny dzień był już prawdziwym przełomem. Idea tytułowego Lightboxa zaczęła powoli wchodzić w życie.

Lightbox? A z czym to się je?

Lightbox był konstrukcją o wyglądzie sześcianu, mierzącą blisko 6 metrów w pionie i 3 metry w poziomie, do której wchodziło się przez rozsuwane z jednej strony drzwi. Składała się ona z 196 paneli o rozmiarach 60 cm na 60 cm, z których każdy zawierał po 4096 wbudowanych diod LED. Ledy te nie miały jedynie za zadanie wytwarzanie światła czy chociażby pełną gamę kolorów, lecz również zaprogramowane były do poruszania się z dowolną i zależną od danej sceny prędkością.

Trzema najważniejszymi elementami omawianej konfiguracji były wspomniane wyżej panele wprawiające światło w ruch, robot poruszający kamerą w dowolnym i ustalonym przez programistów kierunku oraz swoisty szkielet do poruszania aktorami i nadawania im odpowiedniego pochyłu, który działał niejako na zasadzie podnośnika dźwigowego. Szkielet ten był dla pary aktorskiej Bullock/Clooney prawdziwym „władcą marionetek”.

Obraz

Byli oni ubezwłasnowolnieni i musieli dostosować się do zasad, którymi kierowała się konstrukcja. Często bywało to bardzo niebezpieczne – wystarczyłby jeden błąd w algorytmie zarządzającym maszyną i wszystko skończyłoby się tragedią. Oczywiście nic takiego miejsca nie miało, lecz w przypadku nieodpowiedniego zaprogramowania robot z zamontowaną kamerą mógłby staranować i z niesamowitym impetem uderzyć w obezwładnioną przez stelaż osobę.

Inną świetną cechą Lightboxa była możliwość projekcji dowolnych obrazów, wliczając w to widok planety Ziemi, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej czy chociażby odległych gwiazd. Dało to aktorom perspektywę tego, co miała widzieć jej/jego postać w filmie. Tuż przed ich oczami wyświetlał się obraz otoczenia, w jakim mieli się aktualnie znajdować.

Większej immersji dodawało z pewnością również samo zamknięcie wewnątrz tak olbrzymiej machinerii. Dość powiedzieć, iż Sandra Bullock spędziła sama w Lightboxie kilka dni, które z całą pewnością oddały klimat opuszczenia w przestrzeni kosmicznej.

Nad przebiegiem całego procesu kręcenia scen w Lightboxie czuwała ekipa specjalistów od efektów specjalnych. Znajdowali się oni tuż nad całą konstrukcją, w przyłączonej do całości suwnicy bramowej, gdzie znajdowało się komputerowe centrum zarządzania.

Więcej, lepiej, bardziej efektownie

To, że Lightbox był w centrum zainteresowania niemal każdego członka ekipy filmowej i osią całej akcji nie ulega żadnej wątpliwości. Teoretycznie, rozbierając konstrukcję na części, okazuje się, że nie ma w niej nic rewolucyjnego. Nic przecież nie ma innowacyjnego w światłach LED, robotycznych szkieletach, jak również w pozostałych elementach tej technologii.

Obraz

To, co jednak powoduje niemały opad szczęki, to sposób, w jaki technicy i ludzie pracujący nad „Grawitacją” połączyli to wszystko w jedną, spójną i bardzo udaną całość. Z pewnością jeszcze nie raz jak i dwa usłyszymy o twórcach, którzy podążą podobną drogą celem osiągnięcia równie spektakularnych efektów specjalnych.

Gdy ktoś zdecyduje się na stworzenie filmu w podobnej konwencji, dziejącego się w warunkach zerowej grawitacji kosmicznej lub innych egzotycznych klimatach z pewnością przemyśli użycie podobnej technologii. Może nie będzie to Lightbox sam w sobie, taki, jaki znamy go z produkcji Alfonso Cuaróna, ale dając solidne podwaliny pod przyszłe, podobne projekty w chwili obecnej ma wielkie szansę stać się przyszłością przemysłu VFX.

Sam jestem pod olbrzymim wrażeniem „Grawitacji”. Urzekła mnie wizualnie, dźwiękowo, klimatem zwaliła z nóg. Cuarón ponoć nie zamierza wracać już więcej do tematyki kosmicznej space opery. I fakt, nie musi. Przyczynił się do stworzenia świetnej technologii, którą osobiście mam nadzieje ujrzeć w następnych jego projektach. Jeśli zrobi to z równie wielkim rozmachem – ja to kupuję.

Reżyser przyznał również, że technologia nie była jego główną motywacją do stworzenia tego filmu. Kto wie jednak, czy bez niej byłby w stanie w ogóle go zrealizować. Proszę więcej Lightboxa, panowie filmowcy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)