Nie skomentujecie filmów z Donaldem Tuskiem na YouTube. Czego boi się premier?

Nie skomentujecie filmów z Donaldem Tuskiem na YouTube. Czego boi się premier?

Hipsterski maoizm
Hipsterski maoizm
Marta Wawrzyn
27.05.2014 12:28, aktualizacja: 27.05.2014 12:54

Autor Analogowego vloga zajrzał na konto Kancelarii Premiera na YouTube. I oczywiście okazało się, że jest to kolejny kanał, za który płacimy, mimo że nikogo nie interesuje jego zawartość. Nie możemy też oceniać ani komentować filmów, które są tam wrzucane.

Na Wykopie furorę robi wideo z Analogowego vloga, którego autor zrobił coś, czego prawie nikt w Polsce nie robi: zajrzał na kanał premiera na YouTube. I troszkę się zdziwił.

Nie ma dyskusji, są jednostronne komunikaty

Jak na premiera prawie 40-milionowego kraju Donald Tusk ma mało subskrybentów – zaledwie 2,7 tysiąca. Poszczególne filmy, które - trzeba przyznać - wrzucane są regularnie, mają zwykle po kilkaset odsłon. Czasem zdarzają się wyjątki, ale reguła jest taka, że wystąpień premiera prawie nikt nie ogląda.

Interakcji też nie ma żadnych, bo Kancelaria Premiera skutecznie je uniemożliwiła. Filmów nie można komentować, nie można głosować, czy nam się podobały, czy nie. Krótko mówiąc, YouTube wykorzystywany jest przez premiera tak jak telewizja: do wygłaszania jednostronnych komunikatów. Pracownicy KRPM nie pozwalają zwykłemu człowiekowi na zareagowanie na to, co zobaczył – choć przecież o to właśnie chodzi w Internecie. O dyskusję każdego z każdym.

Co się dzieje, kiedy zwykły człowiek ma głos?

Vloger zauważył, że przy jednym z najpopularniejszych filmów, tym z występem w "Szansie na sukces", nie wyłączono ocen. I widać efekt: przeważają oceny negatywne. Co prawdopodobnie oznacza, że gdyby włączono opcję komentowania przy każdym filmie, posypałyby się hejterskie komentarze.

Donald Tusk w programie "Szansa na sukces"

Można zrozumieć, dlaczego Kancelaria Premiera nie chce mieć do czynienia z komentarzami. Teraz prawdopodobnie to konto bez problemu jest w stanie obsłużyć jedna osoba, która znajduje też pewnie czas na zajmowanie się innymi serwisami społecznościowymi. Gdyby trzeba było czyścić komentarze, koszty by wzrosły, a i wizerunek mógłby ucierpieć. Stąd też wybrano taką, a nie inną opcję.

Problem w tym, że takie zachowanie po prostu nie pasuje do naszych czasów. Serwisy społecznościowe nie mają służyć politykom do wygłaszania przemów, mają służyć do interakcji. Oczywiście, w żadnym razie nie sugeruję, że premier osobiście powinien czytać komentarze. Nie o to chodzi. Chodzi o nieodbieranie zwykłemu człowiekowi możliwości wypowiedzenia się. Bez tego cała ta zabawa w obecność w Sieci po prostu nie ma sensu.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)