Prawda, wątpliwość, kłamstwo - czym jest L.A. Noire? [recenzja]

Prawda, wątpliwość, kłamstwo - czym jest L.A. Noire? [recenzja]

fot. Zygia, flickr.com (CC BY-ND 2.0)
fot. Zygia, flickr.com (CC BY-ND 2.0)
Mateusz Gajewski
01.06.2011 21:16, aktualizacja: 14.01.2022 13:19

Są gry, w których wypruwamy przeciwnikom flaki, odrywamy ręce, przeżuwamy głowy, a po wszystkim zapalamy papierosa. Są tytuły, które pozwalają strzelać do wszystkiego, co się rusza, rozjeżdżać przechodniów lub wyskakiwać z samolotu pełnego ludzi. I wreszcie są gry takie jak L.A. Noire, w których chodzi tylko o jedno - tutaj liczy się prawda. Jaka więc jest ta gra? Tak "naprawdę"?

Są gry, w których wypruwamy przeciwnikom flaki, odrywamy ręce, przeżuwamy głowy, a po wszystkim zapalamy papierosa. Są tytuły, które pozwalają strzelać do wszystkiego, co się rusza, rozjeżdżać przechodniów lub wyskakiwać z samolotu pełnego ludzi. I wreszcie są gry takie jak L.A. Noire, w których chodzi tylko o jedno - tutaj liczy się prawda. Jaka więc jest ta gra? Tak "naprawdę"?

Historia zatacza koło

Sięgając nieco wstecz, jak dziś pamiętam kolejność gier studia R*, w które szpilałem: od pierwszego GTA aż po moment lekkiego zawahania – mowa o Red Dead Redemption. Zawahanie, które jak się później okazało, było potężnym bujnięciem się do przodu, ponieważ poziom rozgrywki, jaki Rockstar zaserwował w RDR, po prostu miażdżył czachę, a dodatek Undead Nightmare po wszystkim pozamiatał niczym krzepka sprzątaczka kończąca swoją zmianę nad ranem. Dziś mamy rok 2011 i za sobą premierę kolejnego dziecka słynnego, nieco kontrowersyjnego studia – L.A. Noire. Czy i ta gra ma szansę stać się epokową i zachwyci przeciętnego zjadacza chleba? Czy też może na rynek wypluto produkcję, która ma załatać budżetową dziurę na chwilę przed premierą kolejnej części GTA?

Nie będę kłamał! [fot. Stephan Uhlmann, su2.info (CC)
Nie będę kłamał! [fot. Stephan Uhlmann, su2.info (CC)

Bunkry są?

fot. kagomeshuko, flickr.com (CC BY-ND 2.0)
fot. kagomeshuko, flickr.com (CC BY-ND 2.0)

W L.A. Noire nie ma rozpierduchy rodem z filmów ze Stallone’em, a co właściwie jest? Czynnikiem, który tak naprawdę sprawia, że gra się z wytrzeszczem na twarzy i długo po wyłączeniu konsoli człowiek zastanawia się, czy faktycznie nóż znaleziony na miejscu zbrodni pochodzi z lokalnej rzeźni, jest to, że L.A. Noire stworzyli naprawdę sprytni goście. Niczym Pogromcy Mitów z Discovery znaleźli formułę znakomitą, istne E=MC2 naszej epoki. Gra jest świetnie zbudowana, a poszczególne wątki idealnie się łączą w jedną całość, tworząc wielopiętrowy tort, w którym każdy nowy poziom smakuje zupełnie inaczej, ale razem wszystko trzyma się kupy. Scenariusz to mistrzostwo świata, Champions League, najwyższy poziom podium, X Factor i rozłożona na łopatki "Bitwa na głosy" w jednym. Istny kosmos.

Cole wcale nie znaczy cool

słynny już notes :)
słynny już notes :)

Oprócz znakomitego scenariusza gra ma kolejnego asa, którym okłada wszystkich po mordzie przy każdej napotkanej okazji. Chodzi oczywiście o mimikę twarzy. Powiem Wam, że czegoś takiego nigdy nie widziałem. Osoby, które mają za sobą kurs perswazji (count me in!), mogą na tej grze trenować swoje umiejętności rozpoznawania prawdziwych intencji rozmówcy. Czoło, brwi, policzki, skóra na podbródku czy wreszcie ruchy oczami mogą powiedzieć znacznie więcej niż pokraczne notatki nabazgrane w pośpiechu w notesie. Nie wiem, jak długo Rockstar pracował nad tym elementem, ale w tytule pokroju L.A. Noire gra on pierwsze skrzypce. Dzięki mimice twarzy jesteśmy w stanie powiedzieć, czy dana osoba mówi prawdę, czy może też chce nas nabić w pustą, śmierdzącą butelkę. Pisałem już o Oscarze za scenariusz. Doliczcie do tego kolejny za mimikę. Trzeba to zobaczyć na własne oczy, w akcji, w samym jej środku, kiedy nie wiemy, czy mamy do czynienia z zasmuconą kochanką, czy z zimną dziwką chcącą przejąć pieniądze z ubezpieczenia denata.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)