Zuckerberg i cała reszta. Do kogo tak naprawdę należy Facebook?

Zuckerberg i cała reszta. Do kogo tak naprawdę należy Facebook?

Zuckerberg znów ma kłopoty (Fot. Flickr/Andrew Feinberg/Lic. CC by)
Zuckerberg znów ma kłopoty (Fot. Flickr/Andrew Feinberg/Lic. CC by)
Michał Michał Wilmowski
14.04.2011 14:17, aktualizacja: 14.01.2022 13:34

Na początku wyglądało to na wielkie oszustwo, ale sprawa zaczyna stawać się coraz poważniejsza. Człowiek znikąd, który twierdzi, że Zuckerberg tworzył Facebooka na jego zlecenie, ma w ręku mocne dowody.

Na początku wyglądało to na wielkie oszustwo, ale sprawa zaczyna stawać się coraz poważniejsza. Człowiek znikąd, który twierdzi, że Zuckerberg tworzył Facebooka na jego zlecenie, ma w ręku mocne dowody.

Kiedy Facebook okazał się gigantycznym sukcesem, wszyscy dawni ojcowie projektu zaczęli dopominać się o swoje. Związki Zuckerberga z Eduardem Saverinem i braćmi Winklevossami cały świat poznał dzięki filmowi "The Social Network".

Ale jest jeszcze jeden "właściciel" Facebooka: Paul Ceglia. Pojawił się znikąd i zaczął domagać się udziałów w firmie. Na początku został uznany za oszusta, któremu brakuje piątej klepki, ale to się właśnie zaczyna zmieniać.

84% dla sprzedawcy pelletów, 16% dla Zuckerberga

Był kwiecień roku 2003. Paul Ceglia, sprzedawca pelletów drzewnych z hrabstwa Allegany w stanie Nowy Jork, podpisał umowę z niespełna 19-letnim studentem Harvardu Markiem Zuckerbergiem na stworzenie dwóch stron: StreetFax i "the face book".

Ceglia wniósł do projektu "the face book" 1000 dolarów, a Zuckerberg miał stworzyć kod. Po ruszeniu strony każdy z panów miał dysponować 50% udziałów. Ale w umowie był jeden kruczek: jeśli Zuckerberg skończy pracę szybciej, dostanie dodatkowy 1% udziałów za każdy dzień, który przyspieszy uruchomienie strony. Jeśli się spóźni, to straci odpowiednią liczbę udziałów.

19-latek spóźnił się o 34 dni, w związku z czym zostało mu tylko 16% udziałów. Resztę zgarnął ten, który wszystko wymyślił: Paul Ceglia, sprzedawca pelletów. Dziś i tak jest łaskawy, bo domaga się od Zuckerberga "tylko" 50% udziałów.

To oczywiście wersja samego Ceglii. Dlaczego ujawnił te rewelacje po sześciu latach od deklarowanego czasu zakończenia współpracy z Zuckerbergiem? Słysząc takie pytanie, wszyscy odpowiadali: bo jest złodziejem. A może i wariatem.

Facebook szybko znalazł na niego haka: oszustwo, które popełnił w 2009 roku. Nie dostarczył wówczas odbiorcom drewna wartego 200 tys. dolarów. Wypłynęła też sprawa grzybków halucynogennych, za których posiadanie w 1997 roku Ceglia był skazany na sporą grzywnę.

Ujawniona korespondencja

Ceglia na te ataki nie odpowiedział. Wyjaśnił mediom, że milczał tak długo, ponieważ nie mógł znaleźć umowy z Zuckerbergiem. Teraz odnalazła się nie tylko umowa, ale też korespondencja z ówczesnym studentem Harvardu. Będzie ona jednym z ważnych dowodów w sprawie, którą wytoczono właścicielowi Facebooka.

Ujawnione przez Ceglię e-maile mają pokazać, jakim draniem jest Zuckerberg, który uparł się wyprzedzić braci Winklevossów pracujących wówczas nad podobnym projektem. Zuck wysyłał do Ceglii e-maile, w których tłumaczył się, że pracując jednocześnie nad "the face book" i StreetFaksem, nie będzie w stanie oddać tego pierwszego na czas.

Prosił o odstąpienie od zapisu o tym, że traci 1% udziałów za każdy dzień zwłoki. Domagał się też kolejnych 1000 dolarów, podobno potrzebnych do skuteczniejszej walki z bliźniakami. Ceglia dał mu te pieniądze. Wtedy Zuckerberg zaczął sugerować w e-mailach, żeby zamknąć stronę, bo nie odniesie ona sukcesu.

Sprzedawcę trochę to zaskoczyło. Odpisał Zuckerbergowi, żeby nie wydawał pieniędzy na kobiety, piwo czy cokolwiek, co tam robi na Harvardzie. Zaczął grozić studentowi, że pójdzie do jego rodziców i na uczelnię. W końcu przestał się z nim kontaktować z powodu problemów osobistych, które w tym czasie przeżywał.

Tego wszystkiego można się dowiedzieć z ujawnionej korespondencji, która według Ceglii miała miejsce między lipcem 2003 a lipcem 2004. Kończy się w czasie, kiedy Zuckerberg wyjechał do Kalifornii rozwijać Facebooka. E-maile można przeczytać na łamach Business Insidera.

Przekonujące dowody?

Przedstawiciele Facebooka przekonują, że korespondencja została sfałszowana, i przypominają przestępstwa popełnione przez Ceglię. Prawda wyjdzie zapewne podczas procesu, podczas którego zostanie przeanalizowana zawartość dysków Zuckerberga. Na razie nikt jej nie zna, więc internauci bawią się w zgadywanki, nazywane czasem dla niepoznaki analizami.

O autentyczności korespondencji oraz umowy między Zuckerbergiem i jego inwestorem są przekonani prawnicy ze znanej firmy DLA Piper, którą zatrudnił Ceglia. Twierdzą, że wszystko dokładnie zbadali. Czy zaryzykowaliby swoją wiarygodność dla oszusta znikąd?

Business Insider przekonuje, że warto tę korespondencję potraktować poważnie. Gdyby była sfabrykowana, łatwo byłoby to odkryć. Tak łatwo, że bez problemu zrobiliby to eksperci zatrudnieni przez DLA Piper.

Poza tym dla Ceglii ta sprawa to za duże ryzyko. Jeśli faktycznie wszystko zmyślił, ryzykuje wieloletnim więzieniem. Co innego oszukać paru lokalnych klientów na drewnie, a co innego próbować oszukać jedną wielką korporację na setki milionów dolarów. Czy ktoś naprawdę mógłby zrobić coś takiego?

Kolejne pytanie: w ujawnionych e-mailach Ceglia wychodzi momentami na idiotę. Czy był wystarczająco sprytny, żeby tak się w nich przedstawić, czy może jednak są prawdziwe?

Miliardy od Zuckerberga

Jeśli autentyczność korespondencji zostanie udowodniona, Mark Zuckerberg może mieć kłopoty większe niż kiedykolwiek. Jeżeli dojdzie do ugody między nim a jego dawnym inwestorem, zapłaci zapewne setki milionów, a może nawet miliardy dolarów.

Wysokości tej kwoty pewnie nigdy nie poznamy, tak jak nie poznaliśmy szczegółowych warunków ugody z Eduardem Saverinem. Ot, kolejne wielkie sprawy wielkich ludzi.

Jeśli jednak Ceglia to oszust, w więzieniu będzie mógł zajmować czas czytaniem licznych listów od fanów. Będzie bowiem niewątpliwie najciekawszym człowiekiem, który próbował wyciągnąć kasę od Zuckerberga.

Źródło: Business InsiderMashable

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)