Ku pokrzepieniu serc | recenzja filmu Inwazja: bitwa o Los Angeles

Ku pokrzepieniu serc | recenzja filmu Inwazja: bitwa o Los Angeles

Ku pokrzepieniu serc | recenzja filmu Inwazja: bitwa o Los Angeles
Ireneusz Podsobiński
23.03.2011 18:09

Nie ukrywam, że po zwiastunach miałem spore oczekiwania. Dodatkowo sromotna porażka Skyline narobiła mi jeszcze większą ochotę na porządną akcję z gatunku "ratuj się kto może, marsjanie atakują!". Pomimo pretensjonalnej fabuły, uwielbiam Dzień niepodległości za faktor rozrywkowy. Równocześnie jest to niedościgniony wzór, jak powinno się kręcić efektowne inwazje obcych. Czy film Inwazja: Bitwa o Los Angeles coś pod tym względem zmienił?

Nie ukrywam, że po zwiastunach miałem spore oczekiwania. Dodatkowo sromotna porażka Skyline narobiła mi jeszcze większą ochotę na porządną akcję z gatunku "ratuj się kto może, marsjanie atakują!". Pomimo pretensjonalnej fabuły, uwielbiam Dzień niepodległości za faktor rozrywkowy. Równocześnie jest to niedościgniony wzór, jak powinno się kręcić efektowne inwazje obcych. Czy film Inwazja: Bitwa o Los Angeles coś pod tym względem zmienił?

Nie, *Dzień niepodległości *nadal pozostaje dla mnie wzorem. Dzieło Jonathana Liebesmana nie jest złe, ale to co najwyżej przeciętniak, który z czasem zostanie zapomniany. Bez wątpienia nie jest to żenujący poziom Skyline, który można pochwalić wyłącznie za efekty specjalne, aczkolwiek do solidnego kina akcji troszkę brakuje. Postaram się wytłumaczyć dlaczego.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2011/03/battle.jpg)

Przede wszystkim za szybko przechodzimy do rzeczy. Wstęp trwał ile, pięć minut? Nawet nie zdążyłem zapoznać się z bohaterami, a reżyser od razu rzucił nas w wir inwazji. No dobrze, zazwyczaj w takim przypadku poszczególnych osobników poznajemy w trakcie filmu. Sęk w tym, że większość z nich to żołnierze w pełnym umundurowaniu, więc trudno ich odróżnić (nie chcę wypaść na rasistę, ale nawet czarnoskórzy mi się mylili) – poza Michelle Rodriguez i Aaronem Eckhartem nie ma tutaj żadnej znanej twarzy. Tym samym wszyscy zlewają się w anonimową grupę mięsa armatniego dla obcych.

Po drugie film jest za długi. Jeśli seans mnie wciągnie, może trwać nawet trzy godziny. Niestety w przypadku Inwazji nie potrafiłem się zaangażować. Pomimo ciągłej akcji, wiało nudą. Nie pokazano nam nic nowego, niczego ekscytującego – to wszystko już było i to w lepszym opakowaniu. Film miał być hybrydą Black Hawk Down oraz Independence Day i, owszem, jest nią, aczkolwiek reżyser powybierał z tych produkcji najbardziej wyświechtane elementy. Nic zaskakującego (choć losy jednego z bohaterów mnie zaskoczyły – ciekawe, czy zgadniecie, o kogo chodzi ;)) i raczej leniwie posuwająca się do przodu akcja, pomimo (teoretycznie) nieubłaganie uciekającego czasu.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2011/03/031.jpg)

Najpoważniejszy minus – patos. Ta produkcja to istny film ku pokrzepieniu serc amerykańskich żołnierzy. Do połowy wszystko było w porządku, nawet zacząłem się zastanawiać, gdzie te patetyczne przemowy, które tak krytykowano w niektórych recenzjach. No i w końcu się doczekałem… Dawno nie słyszałem tak wzniosłych i tandetnych przemówień – po seansie miałem ochotę zaciągnąć się do wojska (joke, jak by ktoś miał wątpliwości). Nie mam nic przeciwko poruszającym momentom w tego typu kinie, ale to musi być zrobione ze smakiem – tutaj lukier w stronę amerykańskiego wojska mógł co najwyżej wywołać reperkusje żołądkowe.

Dlaczego film ten nie jest zatem taki najgorszy? Choć na początku trochę przysypiałem, końcówka zdołała mnie rozbudzić, zaś finałowy pojedynek został całkiem zgrabnie nakręcony, dzięki czemu nawet coś na wzór napięcia się pojawiło. Efekty specjalne były bez zarzutu, aczkolwiek wygląd obcych nie do końca mnie przekonał (skojarzyły mi się z robotami-zabawkami). Scenografia zniszczonego Los Angeles także na solidnym poziomie, choć zabrakło więcej ujęć szerokiego planu.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2011/03/041.jpg)

Inwazja: bitwa o Los Angeles dzień po seansie zaczyna mi się już rozmywać, a to nie jest dobry znak. Zapewne rzucę na film okiem, gdy wyjdzie na Blu-ray, ale objawienia się nie spodziewam. Przesadne zamiłowanie do wojska, klisze fabularne i mało nowych elementów sprawiają, że nie ma się czym ekscytować. Miało być dobrze, jest bardzo średnio. Jednakże film się sprzedał (113 mln $ na całym świecie w ciągu kilku dni od premiery przy budżecie 70 mln$), więc zapewne możemy spodziewać się kontynuacji – nie bez powodu do początkowego tytułu dodano "World Invasion". Zatem bitwa w ogólnym rozrachunku przegrana, ale wojna jest jeszcze do wygrania.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2011/03/battle_los_angeles_spaceship_poster9.jpg)

Foto: Stopklatka, Impawards

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)