Misja? A gdzie tam! Pieniądze z abonamentu idą w TVP na sport i "Ojca Mateusza"

Misja? A gdzie tam! Pieniądze z abonamentu idą w TVP na sport i "Ojca Mateusza"

Misja? A gdzie tam! Pieniądze z abonamentu idą w TVP na sport i "Ojca Mateusza"
Marta Wawrzyn
06.08.2014 11:56, aktualizacja: 06.08.2014 15:04

Dzięki współpracy z Pocztą Polską wpływy z abonamentu RTV rosną. Ale nie oznacza to wzrostu jakości programów nadawanych przez telewizję publiczną. "Gazeta Wyborcza" wylicza, na jakie programy idą pieniądze z naszej kieszeni.

Ostatnio trochę mniej się mówi o zamianie abonamentu RTV, którego większość z nas nie płaci, na opłatę audiowizualną, którą mielibyśmy zapłacić wszyscy, niezależnie od tego, czy z mediów publicznych korzystamy, czy nie. Nic dziwnego, że mniej się mówi – poparcie dla partii rządzącej nie rośnie w magiczny sposób, a to rozwiązanie popularności raczej by jej nie przysporzyło.

Nie wystarcza kasy z abonamentu

Poza tym wpływy z abonamentu rosną, dzięki temu że nieszczęśników, którzy kiedyś zarejestrowali odbiornik, a potem przestali opłacać abonament, ściga Poczta Polska. "Gazeta Wyborcza" przedstawia prognozę TVP i KRRiT, z której wynika, że w 2014 roku uda się wyciągnąć z naszych kieszeni 650 mln zł (w 2013 roku było to 630 mln), a w 2015 roku – 720 mln zł. To całkiem przyzwoicie, jak na kraj, w którym "nikt" nie płaci na media publiczne.

Najwięcej naszych pieniędzy dostają TVP2 i TVP1 – w zeszłym roku obie stacje otrzymały po ponad 70 mln zł. I nie jest to wcale dużo. Przykładowo "Wyborcza" pisze, że jeden odcinek serialu "Czas honoru" to koszt rzędu 590 tys. zł. Brytyjskie BBC ma roczny budżet w wysokości 25 mld zł, podczas gdy TVP – ok. 1,4 mld zł. Efekt jest taki, że trzeba postawić na programy, które będą miały przyzwoitą oglądalność i przyniosą zyski z reklam. Teatr Telewizji do takich programów nie należy, seriale w stylu "Ojca Mateusza" – owszem.

Obraz

Nie ma misji, bo Polacy nie chcą misji

I dlatego właśnie TVP stawia na seriale i programy rozrywkowe. To się ogląda. "Wyborcza" pisze, że nie ma przepisów, które by definiowały misyjność programów mediów publicznych, więc w praktyce z abonamentu finansowane jest wszystko: "The Voice of Poland", "Ojciec Mateusz", "Ranczo", "M jak miłość", "Czas honoru". A także transmisje z igrzysk olimpijskich czy piłkarskich mistrzostw świata, programy publicystyczne i informacyjne. Po prostu wszystko, co się ogląda.

Czasy, kiedy dzieciaki mogły dowiedzieć się z telewizji czegoś przydatnego, już za nami. Programy takie jak "Telekomputer" czy "Laboratorium" poznikały, a następców nie widać na horyzoncie. TVP serwuje taką samą papkę jak wszystkie inne polskie stacje. I niełatwo będzie to zmienić. "Wyborcza" wyliczyła, że jeśli abonament zastąpi obowiązkowa opłata w wysokości 10 zł miesięcznie, to wpływy z niej wyniosą ok. 972 mln zł rocznie. Czyli jak na potrzeby TVP – wciąż za mało. Własnego "Doktora Who" za to nie wyprodukujemy.

W TVP nie ma misji, bo Polacy nie chcą misji. Zagłosowaliśmy pilotami, a potem zaczęliśmy narzekać, że nam odebrano to, czego i tak oglądać nie chcieliśmy. Powstało błędne koło. Opłata audiowizualna nie jest żadnym rozwiązaniem, bo nie zmieni wiele. Nasi politycy powinni przestać wpatrywać się w model brytyjski, na który i tak nigdy nie będzie nas stać, i spojrzeć za ocean, gdzie media publiczne mają marginalne znaczenie i nikt nie musi na nie płacić haraczu.

TVP należy zaorać i zbudować od nowa. Tylko kto się odważy?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)