Bezduszny cyfrowy świat | recenzja filmu Tron: Dziedzictwo

Bezduszny cyfrowy świat | recenzja filmu Tron: Dziedzictwo

Bezduszny cyfrowy świat | recenzja filmu Tron: Dziedzictwo
Ireneusz Podsobiński
26.12.2010 15:01

Fani oryginału musieli czekać całe 28 lat na kontynuację hitu z 1982 roku. To wymaga nie lada cierpliwości, tym bardziej że Disney miał w planach sequel mniej więcej od 1990 roku. Ale dopiero teaser wyreżyserowany przez Josepha Kosinskiego na Comic-Con 2008 w końcu ruszył machinę produkcyjną. Czy ten czas oczekiwania się opłacił? Mamy do czynienia z kolejnym przełomem?

Fani oryginału musieli czekać całe 28 lat na kontynuację hitu z 1982 roku. To wymaga nie lada cierpliwości, tym bardziej że Disney miał w planach sequel mniej więcej od 1990 roku. Ale dopiero teaser wyreżyserowany przez Josepha Kosinskiego na Comic-Con 2008 w końcu ruszył machinę produkcyjną. Czy ten czas oczekiwania się opłacił? Mamy do czynienia z kolejnym przełomem?

Efekty specjalne: Zacznijmy od tego, co jest bez wątpienia największą zaletą filmu Tron: Dziedzictwo. Cyfrowy świat jest tak bajeczny, że nie można oderwać od niego oczu. Spece od efektów specjalnych wykonali kawał niesamowitej roboty. Czerń Sieci z fluorescencyjnymi szczegółami oraz szklanymi konstrukcjami hipnotyzuje i czaruje, a przy tym sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z czymś niezwykle realnym i namacalnym. Tak jak Pandora z Avatara pozwoliła nam obcować z przepiękną i bogatą dżunglą, tak Sieć zachwyca swoim posępnym mrokiem – taki Mordor cyfrowego świata.

Koniecznie trzeba tutaj wspomnieć o Clu, czyli cyfrowej wersji Kevina Flynna, zagranego przez Jeffa Bridgesa. Programy nie starzeją się, więc znany z oryginału bohater musiał mieć wygląd około 30-letniego aktora. Spece od efektów specjalnych udowodnili, że są już bardzo blisko wskrzeszania zmarłych aktorów. Oglądanie odmłodzonego Bridgesa potrafi wywołać ciarki na plecach. Gorzej jednak, gdy próbuje okazywać emocje. Tutaj nadal widzimy słabość cyfrowych reprodukcji. Mimo że twarz Clu jest niezwykle realistyczna (kolor, wszelkie szczegóły), mimiką przypomina człowieka, który ma za sobą lifting twarzy (przy napiętej skórze uśmiech wydaje się być sztuczny itd.).

Obraz

3D: Fani wyskakujących z ekranu przedmiotów będą rozczarowani. Nie zaznacie praktycznie żadnych tego typu efektów. Jeśli ktoś kręcił nosem w przypadku Avatara, tym razem nie będzie lepiej. Trzeci wymiar posłużył twórcom przede wszystkim do nadania głębi cyfrowemu światu. Czy było to konieczne? Może w kinie tak, ale w domu w wersji HD nie znajdziecie zbyt wielu różnic.

Akcja: Film obfituje w kilka sekwencji, które na długo zapadają w pamięć. Już w oryginalnym Tronie rozgrywka na motorach robiła wrażenie, ale w kontynuacji została doprowadzona do zapierającej dech w piersi perfekcji. Efektownych sekwencji jest tutaj sporo i jeśli komuś zależy tylko na nich, nie powinien być rozczarowany.

Obraz

Muzyka: Wybór duetu Daft Punk do zaaranżowania ścieżki muzycznej był strzałem w dziesiątkę. Dominuje przede wszystkim ciężka elektronika, ale nie zabrakło melodii zagranych w stylu orkiestralnym. Innymi słowy, cyfrowa muzyka w cyfrowym świecie.

Fabuła: I tutaj zaczynają się schody. Nie jest gorzej od oryginału, bo sequel powiela dokładnie te same błędy. Naiwna fabuła (od biedy można przymknąć na nią oko) jest przeplatana dłużyznami (prawie cały środek filmu). Najgorsze jest jednak to, że przepełniona akcją historia nie potrafiła mnie zaangażować emocjonalnie. Oglądałem piękne obrazki na ekranie, ale perypetie bohaterów kompletnie mnie nie wciągnęły. Uczta dla oczu – zdecydowanie tak, uczta dla emocji – zdecydowanie nie.

Obraz

Bohaterowie: Przyjemnie się na nich patrzy (szczególnie na piękne damy), lecz ogólnie są trochę nijacy. W tym gąszczu kolorowych szaraczków wyróżnia się tylko Michael Sheen jako Castor. Ale nikogo nie powinno to dziwić – w końcu dobry aktor nawet z podrzędnej roli wyciśnie ostatnie soki.

Summa summarum: Wizualny majstersztyk bez duszy. Nie angażuje emocjonalnie, ale pozwala chłonąć oczętami piękno cyfrowego świata, jakiego jeszcze nie widzieliście. Jeśli Wam to odpowiada, nie będziecie rozczarowani. Fani oryginału także powinni być zachwyceni, bo tak samo jak poprzednik, tak i sequel jest krokiem na przód pod względem efektów specjalnych. Może w końcu w trzeciej części twórcy nie zapomną o emocjach i napięciu.

Obraz

Foto: Filmweb, Impawards

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)