Telefon komórkowy dla 150 milionów

Telefon komórkowy dla 150 milionów

Fot.: Flickr/the Italian voice
Fot.: Flickr/the Italian voice
Katarzyna Kieś
12.12.2010 08:00

W październiku tego roku ruszyła wielka akcja, która ma położyć kres swoistej tradycji, że pierwszy telefon komórkowy trafia do głowy rodziny, czyli ojca, a następny do najstarszego syna. Gdzie mają miejsce tego typu praktyki?

W październiku tego roku ruszyła wielka akcja, która ma położyć kres swoistej tradycji, że pierwszy telefon komórkowy trafia do głowy rodziny, czyli ojca, a następny do najstarszego syna. Gdzie mają miejsce tego typu praktyki?

Tam, gdzie kobieta ma małe prawo do własnego zdania i jeszcze mniejsze do podejmowania decyzji, np. w Bangladeszu. Program pod nazwą „Mwomen” uzyskał „błogosławieństwo” m.in. Nokii i Vodafone'a oraz wsparcie Hilary Clinton i Cherry Blair (żony byłego premiera brytyjskiego Tony'ego Blaira). W ciągu trzech lat 150 milionów kobiet na całym świecie ma stać się posiadaczkami telefonów komórkowych – w ramach wdrażania równouprawnienia.

Nie ma się co czarować: oprócz szczytnej idei, czyli walki z nierównym traktowaniem płci pięknej, jest w tym interes typowo finansowy. Operatorów telefonii komórkowej, rzecz jasna. Jednym z partnerów akcji jest Banglalink - drugi co do wielkości operator w Bangladeszu. Irum Iqbal, szef komunikacji w tej firmie potwierdza, że Banglalink bierze udział w akcji „Mwomen”, ponieważ liczy na zysk komercyjny – właśnie dzięki niwelowaniu zjawiska nierównego traktowania płci i wysiłkowi włożonemu w organizację kampanii nakierowanych na kobiety właśnie.

Na profity z wyposażenia kobiet w telefony komórkowe liczą też handlowcy i ekonomiści. Ci pierwsi przewidują, że dzięki posiadaniu telefonu komórkowego więcej kobiet zdecyduje się na samodzielność zawodową i zaangażuje się w prowadzenie biznesu.

Czytacie to z niedowierzaniem? Za przykład posłuży kariera jednej z mieszkanek Bangladeszu - Monowary Talukder, właścicielki prężnego herbacianego imperium. Kobieta zainwestowała w 1997 r. w telefon komórkowy. Były to wówczas całkiem spore pieniądze, a ona sama stała się jedną z pierwszych osób w Bangladeszu, które taki gadżet posiadały. Po 13 latach założona przez nią firma zatrudnia 1500 kobiet, ma całkiem pokaźne obroty i odbiorców produktów również poza granicami kraju. Przez cały czas komórka była dla właścicielki narzędziem wielofunkcyjnym, zastępującym biuro (którego zresztą nadal nie ma, bo – jak przyznaje – nie jest jej potrzebne), dział marketingu, PR i reklamy oraz handlu.

W Bangladeszu akurat „Mwomen” to niejedyna akcja „telefonizowania” pań. Jakiś czas temu uruchomiono tam też program "village phone ladies". Kobiety mieszkające na biednych, wiejskich obszarach mogły zaciągnąć pożyczkę na zakup telefonu komórkowego. A potem użyczać komórkę za drobną opłatą potrzebującym sąsiadom. Posiadaczka zarobiła trochę grosza, operator również, a ci, którzy telefonu nie mieli, i tak byli zadowoleni: bo przynajmniej mogli porozumieć się ze światem.

Ekonomiści wyliczyli, że zwiększenie o 10 proc. udziału telefonii komórkowej w rynku oznacza wzrost PKB o 1,2 proc.

Niby niewiele... ale ze względu na to, w ilu krajach kobiety spychane są gdzieś na ubocze, nacelowanie na przedstawicielki płci pięknej jest dla inwestorów bardzo atrakcyjne (w sensie czysto ekonomicznym, a nie estetycznym ;-)).

Fot.: Flickr/whiteafrican
Fot.: Flickr/whiteafrican

Źródło: PhysOrg

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)