5 części prawdy i sensacja. Recenzja filmu 8 części prawdy

5 części prawdy i sensacja. Recenzja filmu 8 części prawdy

Krzysiek Czapiga
09.04.2008 11:00

Wszelkie porównania 8 części prawdy do Rashômona Kurosawy większego sensu nie mają. Jednak jako kino sensacyjne, trzymające w napięciu i oferujące kilka zaskakujących zwrotów akcji, film Pete'a Travisa sprawdza się dobrze.

Wszelkie porównania 8 części prawdy do Rashômona Kurosawy większego sensu nie mają. Jednak jako kino sensacyjne, trzymające w napięciu i oferujące kilka zaskakujących zwrotów akcji, film Pete'a Travisa sprawdza się dobrze.

Próba pokazania jednego zdarzenia z różnych punktów widzenia nie jest niczym nowym, a Travis nie wykazuje się szczególną innowacyjnością. Choć trzeba przyznać, że każdy kolejny z pojawiających się wątków pomysłowo uzupełnia wcześniejszy. Ponadto urywa się w najciekawszym momencie, dzięki czemu z niecierpliwością czekamy na kolejny. Zaczyna się od zamachu na prezydenta (William Hurt), który przybywa do Hiszpanii na konferencję poświęconą walce z terroryzmem. Zdarzenie relacjonują media - spojrzenie producentki telewizyjnej (Sigourney Weaver) jest pierwszym, jakie poznamy. Następnie akcja się cofa, a zainteresowanie reżysera przenosi się kolejno na ochroniarza (Dennis Quaid), policjanta, turystę (Forest Whitaker), samego prezydenta i zamachowców.

Pete Travis konsekwencją wykazuje się niestety ledwie do wątku prezydenta, czyli gdzieś do połowy. Po nim koncepcja, aby prezentować wydarzenia za pomocą kolejnych narratorów zostaje porzucona, a 8 części prawdy zmienia się już tylko w kino sensacyjne. Dynamiczne i sprawnie zrealizowane, nie mniej podczas seansu miałem wrażenie, jakby twórcy mieli ambicje na coś więcej. Obiecujący punkt wyjścia pozostaje niewykorzystany, wydaje się być ledwie ambitnym pretekstem dla popisowego pościgu wąskimi uliczkami i późniejszego efektownego finału. Problemy ludzkiego postrzegania, ułomnego i wybiórczego rozmywają się w gąszczu strzelanin i samochodowych stłuczek. Twórcy nie uniknęli również pompatyczności, co zdecydowanie psuje wymowę filmu. Pozostaje cieszyć się ciekawym aktorstwem Whitakera i Weaver, którzy choć przebywają na ekranie krótko, naznaczają swe postaci kilkoma wyróżniającymi ich cechami charakteru. Spory potencjał Hurta nie został wykorzystany, zatrudnienie Quaida do roli dręczonego wyrzutami ochroniarza było już czystym nieporozumieniem.

Travis, zwłaszcza na początku, dyskretnie przemyca drobne, nieznaczące dla fabuły obserwacje, jak buntująca się reporterka telewizyjna. Nie chce ona poddać się dyktatowi szefów i mimo zakazu zwraca uwagę na strajkującą przeciw prezydentowi grupę ludzi. Jednak również z nich reżyser rezygnuje i stawia na wątek sensacyjny, który pozostałe, warte uwagi aspekty zrzuca na drugi plan. Mam wrażenie, że twórcom 8 części prawdy nie wystarczyło odwagi, aby do końca pociągnąć ambitny wątek i postawili, już bez kontrowersji, zrealizować kino sensacyjne. Wyszło, jak wyszło, czyli niespójnie i niekonsekwentnie. Z kina wyjdą rozczarowani zapewne i widzowie liczący na film powyżej średniej (im przypadnie do gustu pierwsza połowa), i oczekujący akcji (ich pierwsza połowa znudzi). A wystarczyło się zdecydować, jaki film realizujemy...

foto: United International Pictures

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)