Bezpieczny remake | recenzja Koszmaru z ulicy Wiązów

Bezpieczny remake | recenzja Koszmaru z ulicy Wiązów

Bezpieczny remake | recenzja Koszmaru z ulicy Wiązów
Michał Nowak
18.07.2010 13:31

Gdy obejrzałem niedawno oryginalny Koszmar z 1984 roku, stwierdziłem, że w tym filmie zestarzały się nie tylko muzyka i fryzury. Poparzony Freddy już nie straszy jak kiedyś, ale stał się za to legendą horroru i prawdziwą ikoną slasherów. Mając taki status, wcale nie potrzebował remaku.

Gdy obejrzałem niedawno oryginalny *Koszmar *z 1984 roku, stwierdziłem, że w tym filmie zestarzały się nie tylko muzyka i fryzury. Poparzony Freddy już nie straszy jak kiedyś, ale stał się za to legendą horroru i prawdziwą ikoną slasherów. Mając taki status, wcale nie potrzebował remaku.

Ale przemysł filmowy to bardzo przewidywalna i wtórna maszyna. Po tym jak Rob Zombie odświeżył serię Halloween, a później ktoś inny nakręcił nową wersję Piątku 13-go, było jasne że Freddy Krueger nie będzie długo czekać na swój lifting. Odczuwałem jednak uzasadniony niepokój w stosunku do tego remaku. Nowe *Halloween *nie spełniło pokładanych w nim oczekiwań, chociaż Zombie starał się nakręcić film oryginalny, nie będący kopią swoich poprzedników. Natomiast w przypadku Piątku 13-go, nikt nawet nie ruszył palcem, żeby film miał cokolwiek interesującego do zaoferowania widzom. W porównaniu do tego gniota, nowy Freddy wypadł o niebo lepiej.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2010/07/nightmare3.jpg)

Sam szkielet fabuły jest niemal identyczny jak ten w oryginalnym filmie. Grupa nastolatków zaczyna śnić koszmary z tym samym człowiekiem w roli głównej. Zdeformowany mężczyzna w pasiastym swetrze wykańcza kolejne zastępy bezbronnej młodzieży. Z czasem się okazuje, że młodych ludzi łączy kawałek historii. Wszyscy chodzili do tego samego przedszkola, w którym doznali kilku nieprzyjemności z rąk woźnego, niejakiego Freda Kruegera. Później wszyscy zapadli na amnezję, wypierając z pamięci traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Trochę to naciągane, ale nie zapominajmy, że to tylko slasher.

Trzeba pochwalić twórców, że starali się odciąć od klisz w stylu lat '80. Mimo, że mamy do czynienia z grupką nastolatków, to nie są to ludzie o inteligencji na poziomie płytki chodnikowej. Nie chodzą się parzyć kiedy i gdzie popadnie, nie kierują nimi irracjonalne zachowania, nie ma też podziału na macho, grzeczne uczennice, luzaków i kujonów. Chociaż w takich podziałach bardziej przoduje wspomniana seria z Jasonem Voorheesem, niż filmy Wesa Cravena. Z drugiej zaś strony, nie ma też nawet jednego bohatera, który czymś mógłby zaskarbić sobie naszą sympatię i sprawić, że to jemu będziemy kibicować aż do finału.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2010/07/nightmare2.jpg)

Nowa wersja *Koszmaru *dużo skopiowała z pierwszego filmu, ale też pewne elementy przetworzyła, a jeszcze inne są zupełnie nowe. Niektóre sekwencje snów robią wrażenie, szczególnie te z padającym śniegiem w pokoju, albo scena w której podłoga zamienia się w krwistą breję. Ale jeśli ktoś spodziewa się, że ten film buduje jakiekolwiek napięcie i stymuluje uczucie strachu, to będzie srogo zawiedziony. Całe straszenie polega tutaj na tym, że Freddy wyskakuje niespodziewanie zza rogu w akompaniamencie głośnego efektu dźwiękowego, przez co mamy podskoczyć w fotelu. Znamy to z setek innych horrorów. Ale co jeszcze gorsze, jeśli ktoś już w życiu obejrzał trochę filmów, to nie ma mowy, żeby choć raz wystraszył się na Koszmarze z ulicy Wiązów. Jesteśmy w stanie przewidzieć za każdym razem, kiedy widzimy na ekranie sen lub jawę, a także kiedy i jak zaatakuje Freddy.

A no właśnie, o samym Kruegerze trzeba byłoby coś powiedzieć, w końcu wcielający się w tę postać Robert Englund przekazał pałeczkę po ponad 20. latach Jackiemu E. Haleyowi. Cóż, nowy Freddy jest zdecydowanie poważniejszy, już nie dowcipkuje jak dawniej, nie popisuje się chorymi sztuczkami, czasem tylko zachichocze, a momentami zdarzy mu się przekląć. Nie mam nic przeciwko temu nowemu wizerunkowi, lecz nie mogłem przyzwyczaić się do charakteryzacji. Krueger wygląda teraz bardziej jak ofiara pożaru, co się chwali. Ale jego oczy wyglądają jakoś dziwnie bezpłciowo, co skutecznie maskowały plakaty. Może takie było zamierzenie, ale do mnie facjata Freddy'ego średnio przemawia.

Można powiedzieć, że otrzymaliśmy poprawnie skrojony produkt. Remake Koszmaru z ulicy Wiązów bardzo bezpiecznie trzyma się oryginału - nie idzie jego śladami jak po sznurku, ale też nie dodaje zbyt wiele od siebie. To film stworzony tak, aby zadowolić starych fanów i zupełnie nowych widzów. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z szybką i bezbolesną rozrywką, gdzie trupy ścielą się gęsto. A po seansie zapominamy już, na czym właściwie byliśmy.

Obraz
© [źródło](http://niezlekino.pl/images/2010/07/nightmare_on_elm_street.jpg)

foto: filmweb, impawards

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)