6 mln Polaków korzysta z nielegalnych stron bukmacherskich. Wcale mnie to nie dziwi - legalnych trudno polubić

6 mln Polaków korzysta z nielegalnych stron bukmacherskich. Wcale mnie to nie dziwi - legalnych trudno polubić

Zdjęcie obstawiającego mecze pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie obstawiającego mecze pochodzi z serwisu shutterstock.com
Adam Bednarek
10.11.2014 08:04

Mimo że zagraniczne serwisy bukmacherskie są w Polsce nielegalne, to i tak mają wielu klientów. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - brakuje ciekawej, legalnej alternatywy. Jak zawsze.

Teoretycznie nie wolno grać w zagranicznych serwisach bukmacherskich. Zagranicznych, czyli takich, które nie są zarejestrowane w Polsce i które nie płacą tutaj podatków.

Chcesz obstawiać sport w Sieci? Tylko sts.pl i efortuna.pl. Zagraniczne strony są zabronione, chociaż promuje je m.in. prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek, czy znana para komentatorów - Roman Kołtoń i Mateusz Borek.

Na tym polega największy absurd całej tej afery. Niby nie wolno, ale wszyscy grają. I choć polski sport na tym ucierpiał, bo np. Lech Poznań i Wisła Kraków nie mogły mieć zagranicznego bukmachera na koszulkach, to poza tym trudno było znaleźć poważne konsekwencje zakazu.

Internetowy bukmacher na celowniku

Aż do teraz. Jak pisze portal biztok.pl, “6 mln Polaków może mieć problem z fiskusem”, chociaż póki co “Służba Celna na celowniku ma na razie 24,5 tys. z nich”. Ale ci, którzy u internetowego bukmachera wygrali, mogą czuć się zagrożeni.

Wkurzający jest sam fakt, że coś takiego jak “ustawa hazardowa” istnieje. Ale nie wiem, czy jeszcze gorsza nie jest postawa legalnych bukmacherów.

Oni dzisiaj krzyczą: “złapać złodzieja!”. Nie chcą ich zdaniem nieuczciwej i nielegalnej konkurencji. A tak naprawdę w ogóle nie chcą konkurencji.

To z ich punktu widzenia logiczne i naturalne, ale mimo to ich działania są mocno niesmaczne. Zamiast apelować do rządu o to, aby obniżyć podatek, tym samym nie tylko zachęcając zagraniczne firmy do powrotu, ale też zapewniając sobie lepsze warunki, oni mówią - zamknąć ich! Dowalić kary! Wykurzyć!

Tak naprawdę to najlepiej byłoby ukarać nie samych graczy, ale firmy. Te jednak trudniej złapać, bo siedzą na Cyprze czy Malcie. Jednak trzeba pochwalić Ministerstwo Finansów, że wreszcie zaczęło walczyć z problemem

Po to, żeby calusieńki rynek był dla nich. Dla sts.pl czy efortuna.pl akcje fiskusa to miód na ich uszy. Polskie państwo wysyła sygnał ostrzegawczy: lepiej nie graj u zagranicznych, “nielegalnych”. Jak już musisz to idź do takich, którzy płacą nam. Wtedy możesz spać spokojnie, nie będziesz miał kłopotów. Pasuje?

Rozumiem, że konkurowanie z “nielegalnymi” bukmacherami też nie jest sprawiedliwą walką. Sts.pl czy efortuna.pl muszą płacić podatek, a więc wygrywając u nich, dostaje się mniej pieniędzy niż grając w zagranicznych serwisach. Nie obstawia się 2 zł, tylko 1,76 - 12% podatku od razu leci do państwa.

Obraz
© https://www.facebook.com/typowyBukmacher1?fref=ts

Nic więc dziwnego, że ludzie wybierają tych “nielegalnych”, skoro można wygrać więcej. Nawet jeśli to drobne sumy, to kto chce dzielić się wygraną? Głupich nie ma.

Skoro już mamy płacić, to chrońcie nas - zwracają się zarejestrowane w Polsce firmy do państwa. I wygląda na to, że państwo na ten apel zareaguje pozytywnie.

Zdrowa rywalizacja o bukmacherów

Tyle że nie tędy droga. Polscy, legalni bukmacherzy muszą zrozumieć, że to wcale nie przyciągnie wszystkich grających w Sieci. Pewnie, gdyby udało się wykurzyć z Polski wszystkich i alternatywy by nie było, to część z tych 6 mln przyszłaby do legalnego bukmachera. Ale zawsze jakiś sposób na grę się znajdzie i "zakazany owoc" wybierany będzie częściej.

A można inaczej i prościej. Po co chować się za plecami silniejszego państwa? Po co napuszczać jednych na drugich? Nie lepiej zakasać rękawy i zacząć normalną, sportową rywalizację o klienta?

Wchodzę na sts.pl i widzę, że strona chwali się tym, że wreszcie można dokonywać natychmiastowych przelewów - szach, prast i kasa na koncie. Super, ale ta “nielegalna” konkurencja miała to już sto lat temu.

Nie dziwię się, że trudno odciągnąć ludzi od nielegalnych bukmacherów, jeśli u nas podstawy są nowością.

Obraz

Ten prosty przykład pokazuje, w czym problem. Polskie firmy bukmacherskie są w tyle. Nie gra się u nich nie tylko dlatego, że zarabia się mniej. Zagląda ktoś na efortuna.pl i myśli: nawet meczu tu nie obejrzę. Po co mam tu być?

Żeby nie było - polskie strony bukmacherskie też się rozwijają. Powoli, bo powoli, ale jakoś to idzie. Na sts.pl można było obejrzeć mecz Real - Barcelona. Za darmo, bez obstawiania. Owszem, stream się ciął, nie był najlepszej jakości, ale zawsze to jakaś alternatywa dla pirackich transmisji.

Spotkań transmitowanych na stronie jest coraz więcej. I to jest dobra droga. Nie czekanie na państwo, które wykosi konkurencję, tylko przyciąganie klientów czymś unikalnym (na wielu innych stronach bez konta meczu oglądać nie można). Zachęcanie ich: chodźcie do nas, u nas też jest fajnie. Może wygracie mniej, ale i tak znajdziecie coś fajnego.

Obraz

Chciałbym, żeby ustawy hazardowej nie było, ale jeszcze bardziej pragnąłbym tego, żeby polskie strony bukmacherskie nie zachowywały się jak dziecko w przedszkołu (“Proszę pani, a on mnie bije!”), tylko biły się o graczy. Zgoda, mają pod górkę, ale to nie wszystko tłumaczy.

Tyle że pewnie się nie doczekam. Szef efortuna.pl, Konrad Łabudek, mówi:

Najpierw powinna bowiem odbyć się medialna kampania w stylu tej "Weź paragon", informująca o zakazie grania u nielegalnych bukmacherów, a dopiero później powinno graczy zacząć się ścigać.

Panie prezesie, a kiedy jakaś akcja eFortuny, która przyciągnie klientów do serwisu?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)