Skaner: żałoba po Blipie, wrzesień 1939 w polskiej prasie, blogerzy wolą Instagram

Skaner: żałoba po Blipie, wrzesień 1939 w polskiej prasie, blogerzy wolą Instagram

Blip 2 września rano
Blip 2 września rano
Marta Wawrzyn
02.09.2013 09:00, aktualizacja: 13.01.2022 10:47

W dzisiejszym Skanerze przypominamy, jak wyglądała propaganda sukcesu uprawiana przez polską prasę w pierwszych dniach kampanii wrześniowej, żegnamy Blipa (który miał zakończyć działalność 31 sierpnia, ale wciąż działa) i zdziwieni patrzymy na infografikę, z której wynika, że polscy blogerzy wolą siedzieć na Instagramie niż na Facebooku. A oprócz tego piszemy o zombie, SEO po polsku, budżecie amerykańskich służb i nagłym wzroście użytkowników TOR-a.

W dzisiejszym Skanerze przypominamy, jak wyglądała propaganda sukcesu uprawiana przez polską prasę w pierwszych dniach kampanii wrześniowej, żegnamy Blipa (który miał zakończyć działalność 31 sierpnia, ale wciąż działa) i zdziwieni patrzymy na infografikę, z której wynika, że polscy blogerzy wolą siedzieć na Instagramie niż na Facebooku. A oprócz tego piszemy o zombie, SEO po polsku, budżecie amerykańskich służb i nagłym wzroście użytkowników TOR-a.

Histmag przypomina, jak polska prasa pisała o kampanii wrześniowej. We wszystkich tytułach panowała propaganda sukcesu – gazety nie donosiły o tym, co udało się Niemcom, ale o sukcesach polskiej armii i naszych sojuszników.

"Nagłówki z pierwszego dnia września 1939 roku charakteryzuje wielki optymizm. Trudno wywnioskować, czy wynikało to z woli utrzymania bojowego ducha wśród czytelników, czy z braku rzetelnych informacji na temat sytuacji na froncie. Lektura tytułów wskazuje na to, że Niemcy bezprawnie rozpoczęli kolejną wojnę. Jednocześnie zapewniano, że polska armia sama doskonale radzi sobie z wrogiem. W obliczu niewielkiej liczby oficjalnych komunikatów pochodzących od wojska, redaktorów ponosiła wyobraźnia" – pisze Histmag.

Czytając gazety z kilku pierwszych dni września 1939 roku, można odnieść wrażenie, że Polacy wygrywali wojnę. W Histmagu znajdziecie kilka mocnych przykładów dowodzących, że polska prasa wpadła w nieuzasadnioną euforię. Tak, skany gazet też są.

Taką tezę stawia Hatalska, którą zainteresowała informacja dotycząca akcji Morska Ferajna Kolonie Blogerów. Otóż blogerzy zgromadzeni w Gdańsku najczęściej pisali na Instagramie, drugi był Twitter, a dopiero trzeci Facebook. Oczywiście nie można z tego wysnuwać pochopnych wniosków, pamiętajmy, że Instagram to liliput przy Facebooku. Ale z infografiki opublikowanej przez Hatalską wynika wyraźnie, że blogerzy wolą serwisy Instagram i Twitter od Facebooka.

"Osobiście uważam, że szczególnie warto obserwować Instagrama – moim zdaniem przechodzi teraz (lub przejdzie wkrótce) ze stadium early adopters do early majority. To moja mocno subiektywna opinia – opieram ją na obserwacji zachowań swoich prywatnych znajomych. Widzę, że z Instagrama zaczynają korzystać ci, którzy nie są internetowo jakoś szczególnie zaawansowani" – podsumowuje Hatalska.

Gazeta.pl zombie z filmu "World War Z" z naukowego punktu widzenia. Filmowe zombiaki są specyficzne, zaraza rozprzestrzenia się bardzo szybko. Chwilę potem, jak człowiek zostaje ugryziony, podnosi się jako zombie i zaczyna gryźć innych. Na dodatek zombiaki przemieszczają się bardzo sprawnie, więc zaraza w szalonym tempie opanowuje miasto.

Czemu nie powinniśmy się bać, że zaraza, która pojawiła się w jednym mieście, stanie się początkiem apokalipsy ludzkości? "Wyobraźmy sobie miasto, w którym pojawia się jeden zakażony, wściekły, agresywny zombie. Rzuca się i w ciągu kilkudziesięciu sekund zaraża 3-5 osób. Każda z nich przekazuje wirusa kilku kolejnym. Takie tempo sprawia, że kilkusettysięczne miasto zostaje opanowane przez zombie w ciągu kilku godzin. I... dalej nic się nie dzieje. Zaraza wcale nie rozprzestrzenia się po całym kraju i świecie, bo i jak. Zombie nie wykazują celowego działania, takiego jak wsiadanie do pociągów czy samochodów. Z kolei gdy tylko tracą z oczu ofiary, stają się otępiałe i bezwolne. Efekt - całe miasto snujących się bez sensu potworów, które zakaziły wszystkich dookoła i nie mają co robić" – dowodzi Piotr Stanisławski z Gazety.

Przemysław Pająk ma serwis, który zwykle korzysta z newsów podawanych przez innych, ale czasem jest źródłem newsów. I wtedy chciałby, aby ci, którzy z tych newsów korzystają, podali źródło, najlepiej z klikalnym linkiem. Jeśli nie podają, Pająk prosi o podanie.

"Tak nie było w Onecie [nie podali źródła - MW], w związku z czym interweniowaliśmy, na spokojnie, jak w kilku innych tego typu przypadkach w przeszłości. To, co jednak przy okazji odkryliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. I nie chodzi wcale o brak podania źródła czy linka, bo w natłoku medialnych doniesień o pomyłki (właśnie w nie chcę wierzyć) nietrudno. Chodzi o to, czego się dowiedzieliśmy 'przy okazji' od jednego z redaktorów Onetu. Otóż wyjawił nam on korporacyjną zasadę: nie linkujemy do Spider's Web czy AntyWeb" – pisze Pająk.

Dlaczego nie linkują? Bo ktoś na górze sobie tego nie życzy. "Chociaż ostatnio już nie linkujemy do nikogo. Przyszedł spec od SEO i zabronił" – wyjawił Pająkowi w rozmowie jeden z redaktorów portalu. Potem Onet próbował się tłumaczyć, ale nikt nie zaprzeczył, że nie linkują. Tymczasem na Zachodzie link do źródła to rzecz święta, źródła zawsze się linkuje, niezależnie od tego, jak bardzo nienawidzi się konkurencji. Ot, kolejna różnica między Internetem polskim a amerykańskim.

Grzegorz Marczak na AntyWebie chwali Blipa, który jego zdaniem był serwisem lepszym od Twittera. Dlaczego w takim razie zakończył działalność?

Rozwój mikroblogów w Polsce został też moim zdaniem przyhamowany przez Facebooka. Blip i podobne serwisy zostały w niszy, Facebook rósł w mainstreamie i trudno mi sobie wyobrazić co autorzy Blipa mogliby zrobić aby zmienić ten stan rzeczy. Funkcjonalnie Blip był wypasiony i nie brakowało mu niczego, z drugiej strony tego typu forma komunikacji ograniczała w pewnym sensie rozwój serwisu o nowe rzeczy. Co bowiem tak naprawdę można by jeszcze dodać? Widzimy jak do dziś Twitter odkrywa rzeczy, które w naszym Blipie był praktycznie od początku" – pisze Marczak.

Co ciekawe, Blip miał być wyłączony 31 sierpnia, a dziś mamy 2 września i wciąż pojawiają się nowe wpisy. Użytkownicy wyrażają w nich swoje zdziwienie, że termin egzekucji został odłożony. Ponoć Blip ma działać do środy.

W tym roku amerykańskie służby dostały do wydania 52,6 mld dol. O tym, na co idą te pieniądze, pisze Dziennik Internautów. "Najwięcej z tej puli dostała Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) - aż 14,7 mld dolarów. Nieco mniej trafiło do Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) - 10,8 mld dolarów. Sporo dostało też Narodowe Biuro Rozpoznania (NRO) - 10,3 mld dolarów. (...) Jeśli wziąć pod uwagę cele działań, to najwięcej pieniędzy wydaje się na ostrzeganie przywódców USA o zdarzeniach krytycznych (20,1 mld USD) oraz walkę z terroryzmem (17,2 mld USD)" – informuje DI.

Serwis bardzo krytycznie ocenia skuteczność amerykańskich służb. "Ponad 3,7 mld dolarów wydano na zapobieganie wyciekom informacji. Te pieniądze nie pomogły jednak powstrzymać Snowdena" – czytamy.

Zaufana Trzecia Strona donosi, że w ciągu tygodnia pięciokrotnie (z 7 tys. do ok. 37 tys.) wzrosła liczba polskich użytkowników TOR-a.

Obraz

Na świecie też nastąpił wzrost, ale tylko dwukrotny. Teorii dotyczących przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka: że to efekt PRISM (prawdopodobnie nie, bo o PRISM wiadomo już od 12 tygodni), wypuszczenia PirateBrowsera, zwiększenia cenzury w Rosji, atak albo nieudany eksperyment.

Ale najwięcej argumentów przemawia za botnetem. "Teoria mówiąca, że za wzrostem stoi aktualizacja sposobu komunikacji dużego botnetu, znajduje poparcie w kilku sensownych argumentach. Po pierwsze, wzrost jest nagły i dotyczy dużej liczby komputerów. 600 tysięcy nowych klientów w ciągu kilku dni odpowiada charakterystyce rozprzestrzeniania się aktualizacji botnetu. Również statystyki poszczególnych krajów przemawiają za tą teorią. W Indiach ilość użytkowników wzrosła z ok. 7,000 do 35,000. W Brazylii – z 15,000 do 90,000. W Meksyku – z 5,000 do 35,000. W Malezji – z 1,000 do 8,000. Co łączy te kraje? Według badaczy komputery ich obywateli są najbardziej podatne na ryzyko infekcji botnetem" – pisze Zaufana Trzecia Strona.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)