Czy celebryckie projekty wykończą Kickstartera? [dyskusja]

Czy celebryckie projekty wykończą Kickstartera? [dyskusja]

Czy celebryckie projekty wykończą Kickstartera? [dyskusja]
Blomedia poleca
02.08.2013 12:00, aktualizacja: 13.01.2022 10:59

Gdy ulubiony serwis crowdfundingowy zmienia się z miejsca finansującego designerskie breloczki drukowane w 3D w oazę wielomilionowych projektów próżnych hollywoodzkich reżyserów i im podobnych, pytamy, jaki jest właściwie dalszy sens jego istnienia.

Gdy ulubiony serwis crowdfundingowy zmienia się z miejsca finansującego designerskie breloczki drukowane w 3D w oazę wielomilionowych projektów próżnych hollywoodzkich reżyserów i im podobnych, pytamy, jaki jest właściwie dalszy sens jego istnienia.

Marcin Sikora, "Stuff Polska":

Niemal wszystkie ważniejsze filmy i gry są obecnie franczyzami. Przyczyną są pieniądze - każda gra i film to inwestycja. Jeżeli wydaje się niepewna, panowie w garniakach z zarządu korporacji jej nie zatwierdzą.

Dlatego wszyscy inwestują w to, co już jest znane. Stąd w planach są bzdurne remaki oraz rebooty takich arcydzieł, jak "Akira", "Ptaki" czy "Człowiek z blizną", oraz filmów akcji popularnych w latach 80. Będzie nowy "RoboCop", "Commando", "Nieśmiertelny", "Zabójcza broń", "Mad Max"... Już to widzieliśmy w przypadku "Pamięci absolutnej", której remake z Colinem Farrellem to gniot, jakich mało.

Obraz

Kickstarter miał to zmienić, pozwolić ambitnym, młodym twórcom zabłysnąć pomysłem i zebrać kasę na realizację marzenia. Niestety, znani reżyserzy i twórcy, którzy od lat działają w branży, postanowili skorzystać z okazji zebrania pieniędzy na swoje niezrealizowane dotąd pomysły.

I w sumie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie sumy, jakich żądają, oraz fakt, że sporo na tym zarobią, nie ponosząc żadnego ryzyka.

Zach Braff, którego skądinąd lubię za "Hożych doktorów" (choć ostatnie sezony to było dorzynanie fajnego serialu), sfinansował dzięki Kickstarterowi projekt filmu "Wish I Was Here", który lubi nazywać produkcją indie. Ponad 3 miliony dolarów (czyli więcej niż jego debiut reżyserski "Powrót do Garden State", który kosztował 2,5 miliona dolarów, a zarobił w sumie około 40 milionów dolarów) to sporo jak na film niezależny aktora, reżysera i producenta, który od blisko dekady jest co najmniej znany w branży.

Uważam, że sam spokojnie mógłby zorganizować te pieniądze z pomocą producentów i wytwórni (lub wyjąć z własnej kasy i zaryzykować), ale zbiórka na Kickstarterze ma tę zaletę, że z fundatorami nie będzie musiał dzielić się dochodami z filmu. A jeżeli będzie miał taką przebitkę jak w przypadku "Powrotu do Garden State", stanie się bardzo zamożnym człowiekiem dzięki ludziom, którzy w zamian dostaną koszulkę, soundtrack, plakat czy możliwość obejrzenia pokazu przedpremierowego. Sprytne.

Obraz

Kevin "Cichy Bob" Smith, prawdziwy twórca niezależny, którego kochamy za "Clerks", a który za swój pierwszy film zapłacił długiem na karcie kredytowej, powiedział na Reddicie, że teraz, gdy jest już bogaty, "Clerks 3" sfinansowałby z własnej kasy, a nie wysysał pieniądze z crowdfundingu.

Wkurzył mnie też Tim Schafer, znów - postać znana i lubiana, twórca wyjątkowych gier. W zeszłym roku prosił o 400 000 dolarów na swoją nową przygodówkę Double Fine Adventure/Broken Age. Błyskawicznie zebrał ponad 3 miliony dolarów. A teraz, całkiem niedawno, poprosił o kolejne pieniądze, bo "zrobił za dużo gry" i funduszy nie starczyło. W międzyczasie sfinansował sobie na Kickstarterze kolejny projekt. Naprawdę? Dostał siedem razy więcej, niż prosił i nie dał rady wypuścić gry w terminie (obecnie to 2015...), a na dokładkę chce więcej? Słabe.

Obawiam się, że takie zagrywki nadszarpną zaufanie do Kickstartera i każdy twórca niezależny będzie postrzegany przez pryzmat celebrytów szukających okazji do zmniejszenia ryzyka inwestycji.

Bartłomiej Kossakowski, Gadżetomania.pl:

Schafer faktycznie okazał się potwornie bezczelny w swojej zachłanności, ale przecież nie reprezentuje on ani wszystkich twórców, ani wszystkich zbierających. Opinię może popsuć najwyżej sobie. Wątpię, że ludzie będą tak ochoczo wpłacać na jego kolejne projekty.

Niektórzy twórcy są dużo bardziej uczciwi. Joss Whedon otwarcie wyznał, że zbiórki na Firefly nie będzie, mimo że tysiące fanów słynnego serialu science fiction tego oczekują. Powód? Brak czasu, zaangażowanie ekipy w inne projekty. Nie wykluczył, że w przyszłości może okoliczności będą lepsze, ale na razie – nie ma szans.

Obraz

Dyskusja między Smithem i Braffem jest ciekawa, ale – na litość boską – o to właśnie chodzi w Kickstarterze, że nikt fanom Braffa tych pieniędzy wpłacać nie kazał. Czy na pewno był w stanie sam zdobyć gotówkę? No, ja pewności nie mam. Podobnie jak z twórcami Veroniki Mars. Wręcz nie wierzę, że nie próbowali sprzedać komuś pomysłu, zanim zdecydowali się na Kickstartera. I cieszę się jak małe dziecko, że powstanie film pełnometrażowy z Kristen Bell. Jestem wielkim fanem jej aktorskiego talentu, a ostatnie odcinki "House of Lies" oglądałem już niemal wyłącznie dla niej.

Zresztą jaskrawy przykład Schafera nic nie znaczy, bo nie trzeba być celebrytą, żeby zawieść zaufanie wpłacających. Właśnie projekty tych młodych, ambitnych, realizujących marzenia szaleńców były często przesuwane czasowo czy wręcz ostatecznie przybierały kształt niezgodny z pierwotnymi zapowiedziami, bo amatorzy zwyczajnie nie byli przygotowani na produkcję, brakowało im zaplecza czy know-howu. Mam wrażenie, że większym zaufaniem mogę darzyć celebrytów, bo w przypadku części z nich mam pewność, że zdobyli już jakieś doświadczenie.

Obraz

Inna sprawa, że serwisy finansowania społecznościowego powinny ewoluować - i zapewne to zrobią.

Już dziś niektórzy traktują to po prostu jako preorder na grę czy film swoich marzeń. Pytanie, czy wpłacający powinni mieć faktycznie wpływ na zawartość dzieła, bo to jest jakaś droga. Głosowanie dla sponsorów, by wybierali konkretne rozwiązania gameplayu czy fabuły, jest jakimś pomysłem, ale z drugiej strony – skoro płacę za czyjąś grę, to chcę, by na końcu drogi oślepił mnie i oszołomił blask jego talentu i kreatywności, a nie gust mas, nawet jeśli te masy wybierają wyłącznie z zaproponowanych przez mojego ukochanego geniusza rozwiązań.

No i jest jeszcze jedna nisza do zagospodarowania: kiedyś w ramach żartu jakiś serwis internetowy zaproponował zrzutkę na sekstaśmę pewnej gwiazdki. I tak sobie myślę: gdyby do niej faktycznie doszło i gdyby zbierającą była, dajmy na to, Megan Fox, to czy nie byłby to celebrycki projekt, który zamiast wykończyć Kickstartera, wyniósłby go na nowy poziom i pobił rekord Pebble?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)