Rozumiem, że duże korporacje jak Adobe muszą walczyć o swoje prawa. Rozumiem też, że bardzo często ich prawnicy wysyłają stosy pism do mniejszych firm, które coś przeskrobały i muszą za to zapłacić. Nie rozumiem jednak, dlaczego taki los spotkał społeczność skupioną wokół Flasha.
Rozumiem, że duże korporacje jak Adobe muszą walczyć o swoje prawa. Rozumiem też, że bardzo często ich prawnicy wysyłają stosy pism do mniejszych firm, które coś przeskrobały i muszą za to zapłacić. Nie rozumiem jednak, dlaczego taki los spotkał społeczność skupioną wokół Flasha.
Sprawa jest bardzo dziwna. Adobe wystosowało do Envato.com pismo, w którym domagało się zmiany nazwy jednego z serwisów, który prowadziła ta druga firma. Serwis nazywał się FlashDen i był miejscem, gdzie użytkownicy mogli sprzedawać i kupować rozmaite pliki zrobione w Adobe Flash (np. szablony stron). Wokół strony zbudowała się duża społeczność z całego świata (zarówno autorów plików, jak i klientów).
Envato zdecydowało się nie wchodzić w drogę korporacji przewrażliwionej na punkcie nazwy Flash (po co firmie dodatkowy problem?) i zmieniło FlashDen na ActiveDen. Całe wydarzenie ostro skomentowali użytkownicy wspomnianego serwisu, którzy raczej negatywnie ocenili działania Adobe.
Jeżeli masz popularne oprogramowanie i chcesz by legalnie korzystało z niego jak najwięcej osób, to spraw by nigdzie (oprócz oficjalnych stron) nie pojawiła się jego nazwa - wspaniały plan, przyznajcie sami. Po Adobe można było spodziewać się większej klasy i stylu. Zwłaszcza, że FlashDen tak naprawdę zachęcał ludzi do aktywnego korzystania z Flasha.
Źródło: TechCrunch