Nieudane (jak dotąd) rewolucje

Nieudane (jak dotąd) rewolucje

W grze Republika: Rewolucja obalało się dyktatora republiki Nowistrana. Zadanie wyglądało poważnie, dopóki nie zaczęło się czytać haseł napisanych cyrylicą. Miały tylko jedną wadę -- były bez sensu.
W grze Republika: Rewolucja obalało się dyktatora republiki Nowistrana. Zadanie wyglądało poważnie, dopóki nie zaczęło się czytać haseł napisanych cyrylicą. Miały tylko jedną wadę -- były bez sensu.
Źródło zdjęć: © Eidos Interactive
Sir Haszak
18.12.2013 23:41, aktualizacja: 31.12.2013 15:28

Symulacje zarządzania próbowały mniej lub bardziej udatnie pokazać rzeczywistość właściciela linii kolejowych, sieci pizzerii, hotelu, więzienia, firmy cukierniczej, centrum handlowego czy parku rozrywki. Jak dotąd nikt nie pokusił się o sensowny symulator zarządzania protestem czy rewolucją. Niedawno pojawiła się kolejna szansa, że to się wkrótce zmieni.

Jak dotąd rewolucje gościły na naszych ekranach z rzadka i nie zanosi się w tym względzie na rewolucję. Traktowane były oględnie i pojawiały się przy okazji. Najczęściej albo musieliśmy im zapobiegać, albo je tłumić i po nich sprzątać.

Opanowanie sytuacji

Rewolucje w różnej postaci stanowiły część gier politycznych, których wysyp nastąpił w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W „Hidden Agenda” stawaliśmy się premierem rządu bananowej republiki złożonego z czterech ministrów rekrutowanych spośród trzech partii: lewicowej, prawicowej i centrowej. Należało rozwijać kraj i nie ulegać nadmiernie żadnej ideologii, by uniknąć zamachu stanu. Nie znalazłem informacji, by klienci demolowali sklepy w poszukiwaniu tej gry. Warto jednak wspomnieć, że uczyli się na niej dyplomaci amerykańscy wysyłani na placówki w Ameryce Środkowej.

Zapobieganie rewolucjom i buntom, a później likwidowanie ich przykrym skutkom pojawiało się w tak różnych grach jak m.in. „Civilization V”, „Total War: Rome 2” czy „Crusader Kings II: Mroczne Wieki”. W tej ostatniej śmierć panującego w nieodpowiednim momencie i zastąpienie go mało charyzmatycznym następcą mogła doprowadzić do obalenia władcy przez możnych. Po nim z wielkiego państwa zostawała jedna żałosna prowincja.

Wywracanie tronu

Była jednak pewna grupa gier robiąca z destabilizacji politycznej przeciwnika sztukę. Do tej grupy należało „Conflict: Middle East Political Simulator”. Akcja tej gry, dla zmylenia przeciwnika, rozgrywała się na Bliskim Wschodzie. Jako osoba sprawująca władzę można było wykonywać akcje wojskowe, dyplomatyczne i szpiegowskie w celu pokonania państw graniczących z naszym. Oczywiście największej finezji wymagały te ostatnie działania. O klasie gracza świadczyło takie wybranie momentu zamachu stanu, gdy rząd wroga był wystarczająco słaby, a organizatorzy przewrotu odpowiednio silni. Inaczej po nieudanym przewrocie rząd się wzmacniał, rozbijał spiskowców i budowanie opozycji u wroga zaczynało się od początku.

Z kolei w „Balance of Power” stawało się na osiem lat na czele jednego z ówczesnych supermocarstw i próbowało przejąć wpływy nad jak największą częścią globu. Dodatkowy warunek stanowiło uniknięcie wojny nuklearnej. Jej wywołanie oznaczało porażkę. Wymagało to wyważonego reagowania na wydarzenia na świecie. Zależnie od ich skali m.in. wysyłało się noty protestacyjne, wspierało strajki, finansowało partyzantki i rebelie lub organizowało demonstracje wojskowe zwane ćwiczeniami. Przy okazji wychodziła na jaw prawda, że każde pieniądze są za małe, by zdominować świat. Nawet dla supermocarstwa.

Rewolucje z prawdziwego zdarzenia

Przez długi czas jedną z niewielu gier strategicznych traktujących o organizacji działalności podziemnej była „Solidarność” z 1991 roku polskiego studia California Dreams. Akcja zaczynała się w Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego. Kraj podzielono na regiony, w których podano liczbę zwolenników partii i opozycji, siły ZOMO, liczbę aktywistów. Ze skromnych środków podziemia produkowało się ulotki, gazety podziemne, audycje radiowe i telewizyjne. W ten sposób zyskiwało się zwolenników, którzy później brali udział w strajkach. Gra była jednak tak trudna, jak zadanie prawdziwych działaczy podziemia. Dlatego nie zyskała większej popularności.

"Solidarność" na pecety nie okazała się takim światowym przebojem, jak ta prawdziwa. Mimo że ukazała się po angielsku.
"Solidarność" na pecety nie okazała się takim światowym przebojem, jak ta prawdziwa. Mimo że ukazała się po angielsku.

Niewiele większą cieszyła się „Republika: Rewolucja”. Przedstawiała działanie opozycji w Nowistranie, fikcyjnym państwie, stanowiącym wcześniej republikę radziecką. W kraju rządzonym przez samozwańczego dyktatora dominował terror tajnej policji i korupcja, a przedsiębiorcy wspierali władzę, co brzmi dość znajomo. Organizacja ruchu oporu, zdobywanie poparcia i pokojowe przejęcie władzy okazało się jednak przygodą mało wciągającą. Przy tym zbyt liniową, by zdecydować się na powtórkę z rozrywki.

Dwa scenariusze

A przecież Ukraińcy dziesięć lat temu podpowiedzieli, jakie elementy powinny znaleźć się w dobrej grze strategicznej o proteście. Programiści i wydawcy jakoś nie podchwycili tematu, choć przekaz był jednoznaczny. Może dlatego mamy na Ukrainie kolejne protesty. A oto przepis (daję gratis chętnym twórcom): po pierwsze, chwytliwy problem, który poruszy społeczeństwo. Po drugie, zmobilizowanie obywateli do działania. Po trzecie, wybór akcji zbrojnej lub pokojowej (wskazujemy drugą opcję). Do tego należy dodać zabiegi o utrzymywanie poparcia protestujących, wsparcie międzynarodowej opinii publicznej, zapewnienie schronienia i żywności demonstrującym, dowóz nowych zwolenników, przeciwdziałanie prowokacjom i wynegocjowanie tego, co da się ugrać z władzą.

Jeśli na początku gracz zechce wybrać opcję powstania zbrojnego, twórcy mogą spokojnie wziąć za wzór rewolucję kubańską z dzielnym przywódcą Fidelem. Powinny się w niej znaleźć agitacja wśród miejscowych, zapewnienie dostaw broni i żywności oraz zręczne lawirowanie między mocarstwami, by zapewnić sobie wsparcie, a przy tym nie stać się marionetką żadnego z nich. Ważne jednak, by nie skupić się za bardzo na walce. Tak stało się choćby w serii „Jagged Alliance” – grze świetnej, ale nie spełniającej roli symulatora rewolucji.


Niedawno pojawiły się zapowiedzi kolejnej rewolucyjnej próby: „Solidarność: Menedżer Konspiracji”. Ma to być produkcja MMO pokazująca budowanie sieci powiązań konspiracyjnych w fikcyjnym polskim mieście PRL-u. Dostępne grafiki są przaśne jak czasy, o których gra opowiada. Do tego zaklasyfikowanie jej do gier edukacyjnych przywodzi na myśl demokrację socjalistyczną (dla młodszych: nie była ani demokracją, ani socjalistyczną). Trzeba jednak dać „Solidarności” szansę. I żyć ze świadomością, że jeżeli i tym razem się nie uda, nikt w tej sprawie nie wyjdzie na Majdan.

Dariusz J. Michalski

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)