Chiński minister przemysłu Li Yizhong powiedział w czwartek, że władze w Pekinie nie będą zmuszać wszystkich użytkowników do instalowania tak zwanej Zielonej Tamy - programu, który filtruje ruch sieciowy w komputerach.
Chiński minister przemysłu Li Yizhong powiedział w czwartek, że władze w Pekinie nie będą zmuszać wszystkich użytkowników do instalowania tak zwanej Zielonej Tamy - programu, który filtruje ruch sieciowy w komputerach.
Tama ma służyć przede wszystkim ochronie nieletnich przed treściami pornograficznymi. Dlatego będzie instalowana w szkołach, kafejkach i innych miejscach, gdzie maszyny są dostępne publicznie.
Początkowo Pekin faktycznie chciał dodawać Zieloną Tamę do wszystkich komputerów sprzedawanych w Państwie Środka. Wcielenie w życie tej koncepcji odłożono w czasie w czerwcu 2009 roku. Ostatecznie zrezygnowano z niej całkowicie.
Li twierdzi dziś, że jego resort od początku chciał, aby Tama była opcjonalna i obecna jedynie tam, gdzie z komputerów korzysta się publicznie. Polityk tłumaczy, że "pierwsze regulacje wydane w maju były niejasne". Dlatego media źle zinterpretowały pomysł ministra.
Oczywiście według nowego projektu Zielona Tama będzie mogła być instalowana także w prywatnych maszynach - będzie to zależało od decyzji rodziców.
Pomysł ministra Li i tak jest kontrowersyjny - inicjatywa pochodzi od ministra rządu, który stosuje autorytarne metody w rządzeniu krajem i wykorzystuje cenzurę. Nawet jeśli intencją władz jest faktycznie wyłącznie zatrzymanie zalewu pornografii Zielona Tama nigdy nie będzie wzbudzać zaufania u zagranicznych obserwatorów.
Źródło: "The Wall Street Journal"