Co czuje człowiek, który wraca do Internetu po roku przerwy? Już to wiemy

Co czuje człowiek, który wraca do Internetu po roku przerwy? Już to wiemy

A gdyby tak porzucić Internet? (Fot. Flickr/photosteve101/Lic. CC by)
A gdyby tak porzucić Internet? (Fot. Flickr/photosteve101/Lic. CC by)
Marta Wawrzyn
06.05.2013 15:30, aktualizacja: 10.03.2022 12:12

"Myliłem się" – zaczyna swój wpis po powrocie do Sieci bloger, który przeżył rok w odcięciu od wirtualnego świata. I opisuje, jak jego wyobrażenia o życiu bez Internetu zostały skonfrontowane z rzeczywistością.

"Myliłem się" – zaczyna swój wpis po powrocie do Sieci bloger, który przeżył rok w odcięciu od wirtualnego świata. I opisuje, jak jego wyobrażenia o życiu bez Internetu zostały skonfrontowane z rzeczywistością.

O Paulu Millerze z serwisu The Verge, znanym bardziej jako facet, który przeżył rok bez Internetu, pisałam przed długim weekendem. Wtedy wszystko opierało się na przypuszczeniach, nieregularnych wpisach Paula wrzucanych w czasie "przerwy" przez jego kolegów oraz zwierzeniach Krzysztofa Gonciarza, który bez Internetu przetrwał miesiąc.

Choć miesiąc odcięcia od Sieci daje jakiś obraz sytuacji i pozwala człowiekowi dostrzec, do czego tak naprawdę jest mu ten wynalazek potrzebny, zapewne dopiero po paru miesiącach takiego eksperymentu można faktycznie zacząć żyć tak, jakby to nie była chwilowa zachcianka, tylko coś prawdziwego i namacalnego.

"Myliłem się" – pisze Paul

Paul Miller wrócił do Sieci z wielkim hukiem 1 maja i jego pierwszy wpis po przerwie jest fascynujący (tutaj przeczytacie go w całości). I chyba nie tylko dla mnie – nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam jakikolwiek artykuł, który miałby 87 tys. facebookowych lajków. Już na samym początku bloger The Verge pisze to, co można było od dawna podejrzewać:

Myliłem się. Rok temu opuściłem Internet. Myślałem, że czyni mnie bezproduktywnym. Myślałem, że nie ma znaczenia. Myślałem, że "niszczy moją duszę". (...) A teraz powinienem być w stanie wam powiedzieć, jak to rozwiązało wszystkie moje problemy. Powinienem być oświecony. Powinienem być bardziej "prawdziwy". Bardziej idealny.

I oczywiście Paul nie jest mądrzejszy:

Ale oto jest ósma wieczorem, a ja się właśnie obudziłem. Spałem cały dzień, obudziłem się z ośmioma wiadomościami głosowymi od moich znajomych i współpracowników.

A artykuł w tym czasie oczywiście nie napisał się sam.

Pragnienie ucieczki

Bloger pisze, że rok temu miał 26 lat i czuł się wypalony. Chciał przerwy, ucieczki od nowoczesnego życia, które jest jak kółko dla chomika wypełnione e-mailami i mnóstwem informacji wylewających się ze stron internetowych. Uważał, że Internet nie jest naturalnym stanem dla ludzi, a ponieważ nie był w stanie używać go rozsądniej, postanowił całkiem od niego uciec.

W Sieci był od 12. roku życia życia, używał jej do pracy od 14. roku życia. Po tylu latach siedzenia godzinami w Internecie trudno już pamiętać, że jest w ogóle coś innego. Paul chciał wakacji:

Wolność i frisbee

Obraz

Sporo schudł, specjalnie nawet się nie starając, kupił nowe ciuchy i pławił się w komplementach ludzi powtarzających mu, jak dobrze wygląda. Wreszcie też zaczął naprawdę się z ludźmi spotykać. Poza Twitterem i Facebookiem. Siostra cieszyła się, że wreszcie może z nim normalnie pogadać i że nie jest cały czas wpatrzony w ekran. Jemu też wydawało się, że znalazł sposób na szczęśliwe życie. Okazało się również, że da się prowadzić normalne życie bez Wikipedii, map Google czy możliwości kupowania biletów w Sieci.

Rzeczywistość w listach

A tymczasem do blogera, który zaczął korzystać z tradycyjnej skrytki pocztowej do komunikacji ze światem, zaczęły przychodzić listy. Ludzie go wspierali i dziękowali mu za to, że zdecydował się opuścić Internet. Listów było coraz więcej i Paul z czasem zaczął ich nienawidzić. Zaczęły mu się wydawać pracą, i to gorszą, niż wykonywał kiedykolwiek wcześniej.

Dwanaście listów tygodniowo było równie przytłaczające jak wcześniej sto e-maili dziennie. Nie odpisywał na nie i czuł się winny, że tego nie robi. A jednocześnie dopadła go proza życia – okazało się, że wcale nie jest tak łatwo zmotywować się do sięgnięcia po dobrą książkę. Wyjście z domu i spotkanie się z ludźmi nie stało się łatwiejsze niż kiedyś.

Przed końcem 2012 roku nauczyłem się, jak prowadzić styl życia złożony ze złych wyborów poza Internetem. Porzuciłem pozytywne nawyki. (...) Po roku nie jeżdżę już tyle na rowerze. Moje frisbee się kurzy. Przez większość tygodni nie wychodzę spotkać się z ludźmi ani razu. Moim ulubionym miejscem jest kanapa. Kładę nogi na stoliku i gram w gry oraz słucham audiobooka. Wybieram gry niewymagające myślenia, jak Borderlands 2 czy Skate 3.

Innymi słowy, bez Internetu też człowiek potrafi tracić czas. A gdyby spróbował odebrać sobie jeszcze dostęp do gier, pewnie znalazłby inny czasopochłaniacz.

Ludzie są w Internecie

O ile bez zakupów offline i innych ułatwiających codzienne życie wynalazków da się przeżyć, o tyle kontakt z drugim człowiekiem wcale nie okazał się łatwiejszy bez Internetu.

Bez Internetu trudniej jest znaleźć ludzi. Trudniej jest wykonać telefon niż wysłać e-mail. Łatwiej wysłać wiadomość, niż wpaść do kogoś do domu. Nie żeby tych przeszkód nie dało się pokonać. Robiłem to na początku, ale długo to nie trwało.
Paul Miller (Fot. The Verge)
Paul Miller (Fot. The Verge)

Na początku Paulowi wydawało się, że brak Internetu to wolność, potem okazało się, że nie potrafi nic z tą wolnością zrobić. Wcale nie zrobił się od razu duszą towarzystwa – zdarzało mu się przez kilka dni nie odbierać telefonów ani nawet nie wychodzić z domu. Raz rodzice wkurzyli się i wysłali siostrę do jego mieszkania, żeby sprawdziła, czy on w ogóle żyje. Kiedy człowiek jest podłączony do Sieci, niewątpliwie łatwiej jest sprawdzić, czy żyje. Facebookowy przyjaciel jest lepszy niż żaden przyjaciel – konkluduje bloger. Zwłaszcza że ludzie są zajęci i często tygodniami nie da się z kimś umówić, bo ten ciągle pracuje.

Mądrzejszy, ale nie do końca

Czytanie zwierzeń człowieka, który przeżył rok bez Internetu, to ciekawa sprawa dla kogoś, kto sam spędza w Sieci ok. 15 godzin dziennie i najchętniej by od tego uciekł. Co zrobiłabym inaczej niż Paul, czy znalazłabym czas na ważne rzeczy? Czy wróciłabym do Internetu z poczuciem, że to właśnie tam należę? Nie wiem i nie sądzę, żeby ktoś w Polsce chciał mi zapłacić za rok nierobienia niczego poza sprawdzaniem tego.

Ale może to i lepiej. Bloger The Verge jest po tym roku mądrzejszy – i jednocześnie mądrzejszy nie jest. Dowiedział się czegoś o sobie, dowiedział, że "prawdziwy on" to ten facet, który spędza mnóstwo czasu w Sieci. W czasie swojej przerwy był na konferencji dotyczącej Internetu, podczas której Nathan Jurgenson powiedział, że świat realny i wirtualny się przeplatają, w świecie wirtualnym jest rzeczywistość, a w świecie realnym sporo wirtualności. To całkiem mądre stwierdzenie.

Teoretycznie Paul Miller wie więcej o Sieci, o sobie, o tym, jakie zagrożenia na niego czyhają. Ale czy tym razem ich uniknie? Prawdopodobnie nie.

Kiedy wrócę do Internetu, mogę nie używać go dobrze. Mogę tracić czas albo dać się rozpraszać, albo klikać niewłaściwe linki. Nie będę miał tyle czasu na czytanie czy introspekcje czy pisanie kolejnej wielkiej powieści science fiction. Ale przynajmniej będę połączony ze światem.

Rozkładanie tej puenty na czynniki pierwsze prawdopodobnie by ją zabiło, podobnie jak pisanie oczywistości typu "używajmy Internetu z głową, a nie zwariujemy" (tutaj Paul pisze, jak wygląda używanie Internetu po rocznej przerwie). Zapytam więc tylko na koniec, co Wy byście zrobili, gdybyście mogli na rok uciec z Internetu? Czy potrafilibyście ustrzec się tych błędów, które popełnił bloger The Verge?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)