Skaner: trzy lata z tabletami, Mass Effect w muzeum i facet, który wygrał Internet

Skaner: trzy lata z tabletami, Mass Effect w muzeum i facet, który wygrał Internet

Czy gry zasługują na miejsce w muzeum?
Czy gry zasługują na miejsce w muzeum?
Marta Wawrzyn
08.04.2013 15:00, aktualizacja: 13.01.2022 12:09

Dziś powraca Skaner, nasz przegląd ciekawych tekstów z polskiego Internetu. W dzisiejszym odcinku wspominamy, jak to było, kiedy pojawił się pierwszy iPad, nie płaczemy po LucasArts, zastanawiamy się nad tym, czy gry to sztuka, oraz czytamy rady tych, którzy wiedzą, jak stać się sławnym w Internecie.

Dziś powraca Skaner, nasz przegląd ciekawych tekstów z polskiego Internetu. W dzisiejszym odcinku wspominamy, jak to było, kiedy pojawił się pierwszy iPad, nie płaczemy po LucasArts, zastanawiamy się nad tym, czy gry to sztuka, oraz czytamy rady tych, którzy wiedzą, jak stać się sławnym w Internecie.

Zamknięcie LucasArts to dla wielu fanów "Gwiezdnych wojen" kolejny dowód na to, że Disney jest zły i ma wielkie kły. Adam Bednarek w Gamezilli nazywa rzecz po imieniu: LucasArts zamknięto, bo od dawna nie zrobiło dobrej gry.

"Gdybyśmy patrzyli na suchą średnią ocen, to ich ostatnią porządną grą było Star Wars: Republic Commando z... 2005 roku. Osiem lat bez gry, której średnia ocen przekroczyłaby 75%! Nie licząc odgrzewanego kotleta w postaci The Secret of Monkey Island: Special Edition oraz Monkey Island 2 Special Edition: LeChuck's Revenge, LucasArts serwowało nam przeciętniaki na licencji Gwiezdnych Wojen. Szczytem bezczelności był Kinect Star Wars, czyli żenującej jakości skok na kasę. Disney nie musiał patrzeć na słupki sprzedaży (które zresztą rewelacyjne nie były) - wystarczy spojrzeć na recenzje, by wiedzieć, że LucasArts lata świetności ma już dawno za sobą. Utrzymywanie ich przy życiu byłoby ryzykowną inwestycją".

Pod koniec zeszłego tygodnia w polskiej Sieci głośna była sprawa Michała Olecha, współpracownika naTemat, który przez prostą manipulację adresem URL "docierał" do nowych okładek tygodnika "Wprost" i publikował je na Twitterze, zanim stały się one oficjalnie dostępne. Michał zauważył, że wystarczy zmienić numer w adresie, żeby zobaczyć "ukrytą" nową okładkę. "Wprost" uznał, że tak robić nie wolno, i postanowił blogera pozwać.

"Drogi Michale – głowa do góry. Prawnicy mogą Ci skoczyć, a Ty właśnie wygrywasz Internet!" - skomentował sytuację Przemysław Pająk na Spider's Webie. I przypomniał, że stworzony przez niego blog też stał się znany po podobnym wyczynie.

"Sprawa interesuje mnie o tyle, że… sami kiedyś zrobiliśmy to, co Michał Olech, i to nie byle komu, bo firmie Apple! Zrobiliśmy dokładnie to samo co Michał – widząc jak skonstruowane są adresy URL poszczególnych części oficjalnego forum wsparcia dla sprzętu Apple, na dzień wcześniej dotarliśmy do informacji, co zostanie pokazane na konferencji prowadzonej przez Steve’a Jobsa – nowy MacBook Air, a także nowe wersje programów z pakietu iLife! Oczywiście opublikowaliśmy tę informację, którą szybko podchwyciły największe serwisy informacyjne na świecie informując, że mały blog z Polski odkrył tajemnice Apple’a".

"Tomb Raider w ciągu trzech tygodni sprzedał się w liczbie 3,4 mln egzemplarzy. Wydawca jest rozczarowany tym wynikiem" – pisze w "Forbesie" Paweł Olszewski z Gamezilli. Ile w takim razie trzeba sprzedać, żeby zarobić? Dużo. Naprawdę dużo.

"Mogłoby się wydawać, że kosztująca zwykle 60 dolarów gra mogąca pochwalić się ponad 3-milionową sprzedażą spokojnie na siebie zarobi. Po odjęciu kosztu kilkuletniego utrzymania nawet 200-osobowej załogi, kosztów produkcji i opłat licencyjnych dla Sony i Microsoftu, a także marketingu oraz marży sklepów okazuje się, że pułap trzech milionów wcale nie musi gwarantować rentowności projektu".

Ulga internetowa jeszcze działa - pisze Dziennik Internautów – i radzi, jak z niej skorzystać. Odliczyć można również Internet w komórce.

"Ulga jest jednak ograniczona kwotowo – od dochodu można odjąć wydatki faktycznie poniesione na ten cel, maksymalnie jednak nie więcej niż 760 zł. Jeżeli więc wydatki na używanie wyniosły nawet 1500 zł, dochód uzyskany w 2012 r. i tak można zmniejszyć co najwyżej o 760 zł. Jeśli natomiast wyniosły 500 zł, to od dochodu można odjąć całość poniesionych kosztów".

Jan Rybczyński na AntyWebie odpowiada na pytanie, co zmieniły w naszym życiu tablety, które są z nami od trzech lat (pierwszy iPad pojawił się 3 kwietnia 2010 roku). Oto fenomen tych urządzeń w jednym akapicie.

"Myślę, że to największy fenomen tabletów i jeden z największych sukcesów Apple – niby nikt nie potrzebuje tabletu, przynajmniej w takim sensie jak laptopa, jednak prawie wszyscy chcą go mieć. Sądzę, że za ten fenomen w dużej mierze odpowiedzialny jest fakt niedocenienia, jak bardzo istotna jest dla nas dzisiaj konsumpcja treści w niemal każdym miejscu i czasie. Dostęp do informacji poza domem w wygodniejszy sposób niż na telefonie czy laptopie, możliwość oglądania filmu czy czytania w łóżku, bez szumu wiatraków, na urządzeniu, które wytrzyma na baterii niemal cały sezon serialu. Oczywiście można się bez tego obejść, tak samo, jak można się obejść bez smartfona, albo nawet jeszcze łatwiej, ale mimo wszystko, nie ma wątpliwości, że tablety odniosły rynkowy sukces i wciąż nabierają rozpędu".

Jeśli nie wiecie, co oglądać, oglądajcie kanadyjskie seriale science fiction. Blogerka Wiedźma na orbicie poleca po pierwszym odcinku "thriller łańcuchowy" "Orphan Black", opowiadający o dziewczynie imieniem Sarah, która odkrywa, że ma klony.

"W "Natural Selection" Sarah natrafia tylko na wierzchołek góry lodowej, którego tak naprawdę jeszcze nie dostrzega, ale my już od razu widzimy, że wplątała się w nie lada intrygę. Tak jak w "Tożsamości Bourne’a", gdzie cierpiący na amnezję bohater nie wiedział, do czego doprowadzą go kolejne wskazówki, tak w "Orphan Black" Sarah z przerażeniem odkrywa kolejne tajniki nieznanego jej życia Beth. Nie mając wyjścia, musi zadbać o swoje bezpieczeństwo, cały czas mając przy okazji na uwadze, że spaliła się praktycznie z dwóch stron, jeśli nie więcej. Scenariusz prowadzi nas przez ten mętlik konsekwentnie, ale wcale nie trzymając za rączkę. Szybkie, wyważone tempo i multum postępujących po sobie wydarzeń nie tylko umiejętnie podkręcają atmosferę, ale rzeczywiście pozwalają nam poznać i polubić bohaterów".

"Polityka" pisze o tym, jak amerykańskie muzea wywołały dyskusję na temat wkładu gier we współczesną sztukę. Wystawa The Art of Video Games, która w zeszłym roku była w Smithsonian American Art Museum w Waszyngtonie, obecnie objeżdża całe USA. Niewątpliwie jest to wystawa, którą wielu z nas chętnie by zobaczyło.

"Podstawą wystawy w Smithsonian była ekspozycja 20 konsol i komputerów, od najstarszych po te najnowsze, które znajdują się dziś w domach milionów graczy. Do każdej maszyny dobrano cztery gry zaprezentowane przez krótkie filmy wyjaśniające ich akcję, formę, znaczenie. Razem 80 tytułów. Dodatkowo wystawiono najciekawsze szkice, instrukcje obsługi czy opakowania".

A na tym nie koniec – gry wideo do swojej kolekcji wzornictwa dołączyło MoMA, nowojorskie muzeum sztuki nowoczesnej. Komentatorzy najpierw się dziwili. "The Art of Video Games (...) przypomina raczej skromnego pokutnika, który ubiera się w swój jak najmniej wyzywający strój i zajmuje przyznane mu miejsce w rogu sali" – pisał "The New York Times". Nawet jeśli gry to sztuka, trochę czasu nam jeszcze zajmie przyzwyczajenie się do tej myśli.

Skaner to subiektywne zestawienie najlepszych autorskich tekstów z polskiego Internetu. Znalazłeś coś ciekawego, wartego zacytowania? Podziel się z nami – redakcja@gadzetomania.pl.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)