Jutro 20. urodziny „Secret Service”. Powspominajmy

Jutro 20. urodziny „Secret Service”. Powspominajmy

Pierwszy numer "Secret Service"
Pierwszy numer "Secret Service"
Łukasz Michalik
15.03.2013 12:06, aktualizacja: 10.03.2022 12:20

Kiedyś redakcje magazynów o grach pozwalały sobie na drobne złośliwości pod adresem konkurencji. Dlatego to zupełnie naturalne, że po latach, w tygodniu, w którym piszemy na łamach Gadżetomanii bardzo dużo o magazynie „Top Secret”, nagle wciska się inne pismo. Ale nie mogliśmy o nim nie napisać - obchodzi okrągłe, dwudzieste urodziny.

Kiedyś redakcje magazynów o grach pozwalały sobie na drobne złośliwości pod adresem konkurencji. Dlatego to zupełnie naturalne, że po latach, w tygodniu, w którym piszemy na łamach Gadżetomanii bardzo dużo o magazynie „Top Secret”, nagle wciska się inne pismo. Ale nie mogliśmy o nim nie napisać - obchodzi okrągłe, dwudzieste urodziny.

Zaczęło się od „Top Secretu”

Skąd wziął się fenomen charakterystycznych, czerwonych okładek? Zgodnie z hitchcockowskim przepisem na początku było małe trzęsienie ziemi. Marcin Przasnyski, znany wówczas jako Martinez, i Waldemar Nowak, podpisujący się zgrabną ksywką Pegaz Ass, opuścili „Top Secret” – pierwszy w Polsce magazyn poświęcony w całości grom komputerowym.

W gruncie rzeczy wyglądało to trochę na porzucenie własnego dziecka, bo Martinez był redaktorem naczelnym „Top Secretu” od samego początku. Pożegnalnym prezentem zostawionym staremu tytułowi był nowy layout, a trzeba przyznać, że w tamtym czasie „Top Secret” urodą nie grzeszył, co nie zmieniło się do końca istnienia pisma.

Tak więc 9. numer „Top Secretu” ukazał się w nowej szacie, po czym wrócił do starego wyglądu, a Martinez i Pegaz Ass przepadli niczym kamień w wodę – według oficjalnej informacji chcieli ukończyć studia i uporządkować sprawy osobiste.

Nowa jakość

16 marca 1993 roku w kioskach zadebiutowało nowe pismo o grach komputerowych – „Secret Service”, stworzone przez ludzi, którzy „nie wiedzieli, że z dwoma komputerami i starą drukarką jest to niemożliwe”.

W porównaniu z TS "Secret Service" wyglądał zdecydowanie lepiej
W porównaniu z TS "Secret Service" wyglądał zdecydowanie lepiej

Nie da się w tym miejscu uniknąć porównań z „Top Secretem”. „Secret Service” wyniósł z niego to, co najlepsze – radosny styl artykułów i dbałość o statystycznego, czyli pozbawionego oryginałów czytelnika.

Co więcej, skutecznie unikał wad swojego protoplasty. Od początku ukazywał się na niezłym papierze i w poręcznym formacie, który obecnie jest standardem, a wówczas pozytywnie wyróżniał pismo na rynku. Do tego zwracał uwagę swoim wyglądem – layout był przemyślany, przejrzysty i po prostu ładny.

„Secret Service” – ulubieni autorzy powracają

Tym, co decydowało o sile pisma, byli jednak przede wszystkim autorzy i to właśnie do nich odwołuje się wstępniak z pierwszego numeru „Secret Service”:

Czy pamiętasz, gdy ostatni raz z przyjemnością czytałeś teksty swoich ulubionych autorów? (…) Ale to było rok temu! Dziś znów trzymasz w ręku pismo Twoich marzeń. Ulubieni autorzy powrócili! Od dziś już zawsze, co miesiąc, będziemy się spotykać.

Czytelnik trzymający w dłoniach pierwszy numer „Secret Service” mógł się też dowiedzieć, że w środku znajdują się opisy 26 gier. Poza nimi w pierwszym numerze było niewiele więcej – jeden wywiad z kosmitą, czyli szefem „firmy sprzedającej w Polsce oryginalne gry komputerowe”.

Innowator

Co jeszcze, poza wyglądem, wyróżniało „Secret Service”? Jednym z filarów, na którym oparto tę markę, była innowacyjność. Choć nie był to pierwszy tytuł o grach na rynku, dzieło Martineza w wielu kwestiach dzierży palmę pierwszeństwa.

Secret Service - Gulash i konkurs Mortal Kombat

To właśnie „Secret Service” jako pierwszy pojawił się na międzynarodowych targach, dostarczając czytelnikom najświeższych informacji z pierwszej ręki. Wysłannicy magazynu odwiedzili m.in. londyński ECTS czy amerykańskie targi E3.

„Secret Service” jako pierwszy z magazynów o grach zaoferował czytelnikom Cover Dysk. Początkowo, w numerze 12/1994, była to dyskietka, a od czerwca 1996 roku płyta CD z demami gier (czas pełnych wersji miał dopiero nadejść) i różnymi materiałami uzupełniającymi papierowe wydanie. Czytelnicy mogli np. zobaczyć, jak Gulash rozbija głową bryłę lodu. Kogo te dodatki nie interesowały, miał do wyboru tańszą wersję pisma bez dyskietki czy płyty.

Dla każdego coś miłego

„Secret Service” wyróżniał się również świetną interakcją z czytelnikami. Jak w jednym z wywiadów wspominał Martinez, przy nakładzie 130 tys. egzemplarzy do redakcji przychodziło miesięcznie nawet 6. tys. listów. Fragmenty niektórych trafiły do rubryki „Super supery”, w której można było znaleźć np. takie perełki:

Hymn o Amigowcu

“Pięć dyskietek naraz wsadził

DooMny z siebie zatarł ręce

Komunikat go ostudził

“Nie odpalisz na tym sprzęcie”

Począł modlić się w te słowa

Rzucać czary i zaklęcia:

“Ależ jak to?, skąd ta mowa?

nie zostawiaj w poniewierce”

Amigowiec nasz kochany

Zatarł stację, przegrzał RAMy

Nawet korbą jak zarkęcił

Nie przybyło mu pamięci

Amigowcze!

Nie rżnij głupa

DooM nie chodzi

No i dupa.

Co istotne, „Secret Service” nie ograniczał się wyłącznie do gier. Jako pierwsze pismo w Polsce zaczął regularnie pisać na temat mangi, zaangażował się w patronat medialny filmu „Romeo musi umrzeć”, a wielbicieli militariów kusił serią artykułów „Moje Boje - czyli Bergera historia wojskowości”.

Niespodziewane okoliczności spodziewanego końca

„Secret Service” zakończył działalność w dziwnych okolicznościach. Jeszcze w 1999 roku z zespołu odszedł Martinez, a nieco później kilka innych, znanych w branży postaci. Nowym naczelnym został ostatecznie Waldemar Nowak, jednak „Secret Service”, a właściwie „New S Service” – bo magazyn w międzyczasie zmodyfikował swój tytuł (w grę wchodziły kwestie prawne) - radził sobie coraz gorzej.

Do rąk czytelników trafiło 95 numerów magazynu
Do rąk czytelników trafiło 95 numerów magazynu

Choć pod koniec jego istnienia czytelnicy narzekali na gorszą jakość tekstów i całego pisma, to informacja o zawieszeniu działalności, która pojawiła się na oficjalnej stronie, była zaskakująca. Jeszcze większym zaskoczeniem było dementi redakcji, tłumaczącej pojawienie się tej informacji włamaniem hakerów. Sprawa wyjaśniła się w kolejnym miesiącu, gdy 96 numer „Secret Service”, choć był gotowy do druku, nigdy nie trafił do kiosków.

Wielbiciele magazynu nie pogodzili się z jego zamknięciem. Oddolna inicjatywa usiłowała wskrzesić tytuł w Sieci, gdzie przez pewien czas wegetował pod nazwą „Elektroniczny magazyn SS-NG”, jednak w 2005 roku ostatecznie zakończył działalność.

Nie ma tytułu, są autorzy

Co poza legendarną marką i sentymentem pozostało po „Secret Service”? Bez dwóch zdań jest to plejada świetnych autorów, którzy przewinęli się przez łamy pisma. Wielu z nich potem wciąż pracowało w branży, tworząc media lub wydając gry.

Marcin Przasnyski opuścił „Secret Service” jeszcze w 1999 roku. Rozkręcił magazyny o grach i komputerach w wydawnictwie Axel Springer Polska, a potem zajął się choćby giełdą i inwestowaniem – jest m.in. współzałożycielem serwisów StockWatch.pl i Vodeon.pl, a także przewodniczącym Rady Nadzorczej 11 bit studios.

Marcin „Gulash” Górecki  był w „Secret Service” specjalistą od wszystkiego, co związane z obijaniem twarzy. Zasłynął jako twórca działu „Kombat Korner” i ekspert od konsol. Wielbiciele jego talentu nie musieli po upadku „SS" ogłaszać żałoby – Gulash został naczelnym zamkniętego kilka dni temu „NEOplus”, a przez chwilę także „Stuffa”.

Krzysztof „Banan” Papliński zajmował się grami w tytułach wydawnictwa Axel Springer, był również wicedyrektorem ds. licencji w CD Projekcie, odpowiadał za działania PlayStation w Polsce, aż w końcu został naczelnym męskiego magazynu „Maxim Polska”.

Bogdan Wiciński, publikujący jako Wicik, jeszcze w 1997 roku założył firmę Manta, zajmującą się sprzętem elektronicznym.

Łukasz „Joseph” Bura założył sklep z grami Ultima.

Piotr „Micz” Mańkowski przez lata pracował jako recenzent filmowy, publikując w licznych tytułach, ale nie rozstał się z grami na dobre – prowadził program GameStory, napisał książkę "Cyfrowe marzenia". A przy okazji zdobył tytuł mistrza Polski dziennikarzy w scrabble.

Mateusz Ożyński, znany czytelnikom jako „Banzai”, po SS zaliczył epizod w magazynie „Komputer Świat”, a w kolejnych latach związał swoją karierę z branżą filmową – jest założycielem firmy FilmCraft, współpracuje między innymi z telewizją Hyper+.

A jaki był Wasz ulubiony autor tego magazynu? Śledziliście ich kariery? Macie ulubione teksty z tego pisma?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)