Klawiatura Logitech K310 kontra nerd – ona lubi się myć, a on...

Gdy klawiatura staje się podejrzanie ciężka, a przyciski nie chcą odkleić się od palców, utrudniając sprawne pisanie, to znak, że czas coś zmienić. Najprościej byłoby zacząć żywić się z dala od komputera i dbać o higienę, a brudne urządzenie wymienić. Można też zainwestować w klawiaturę Logitech K310, która nie boi się tłustej pizzy, piwa ani… wody z mydłem.
Logitech K310 – może nie wygląda, ale… kosztuje
Logitech K310 na pozór niczym się nie różni od zwykłych klawiatur, które zalegają na półkach w markecie. Nie ma podświetlenia, setek dodatkowych przycisków i uzbrojonego w nylonowy oplot kabla, nawet podpórki pod nadgarstki. Ot, taki typowy przeciętniak z białymi klawiszami i grafitowym wykończeniem, który w sąsiedztwie najnowszego iMaca wygląda po prostu zwyczajnie i… tanio.
Tani jednak nie jest. Logitech K310 kosztuje w sklepie producenta aż 180 zł. Oczywiście wystarczy skorzystać z porównywarki cenowej, aby zaoszczędzić 60 zł, ale i tak 120 zł to dla wielu użytkowników cena zaporowa i o 5–6 razy za wysoka. Podobną wizualnie chińszczyznę można kupić w osiedlowym sklepiku za 20–25 zł. A więc skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać? Odpowiedź jest prosta.
Zobacz również: Pierwsze wrażenia: Samsung Galaxy TAB
Twardziel mydła się nie boi…
Logitech K310 jest obecnie jedną z nielicznych (twardych!) klawiatur, które nie boją się, w przeciwieństwie do wielu ludzi, wody z mydłem. Oznacza to w skrócie tyle, że w końcu można skończyć z dokarmianiem mikroorganizmów czy zwyczajnym robieniem zapasów jedzenia na czarną godzinę w tym jakże niezbędnym na co dzień urządzeniu. Można też śmiało rozkręcać imprezę w pobliżu komputera.
Lejący się strumieniami browar nie powinien odbić się K310 czkawką. Po skończonej zabawie niepozorne cudo Logitecha można zabrać ze sobą pod prysznic i porządnie wyszorować, a następnie osuszyć i używać dalej. Przynajmniej tego oczekiwałbym od kosztującej ponad stówkę klawiatury, która — jak deklaruje producent — wprost „uwielbia się myć”. A skoro tak, to dlaczego nie poddać jej próbie?
Będę jadł, pił i… mył cię!
Ponieważ nie lubię marnować jedzenia, a stołuję się zwykle z dala od komputera, postanowiłem poprosić o pomoc kolegę, który rzadko wstaje sprzed monitora, a dzień zaczyna od kawałka tłustej pizzy i napisania kolejnego exploita. Dotychczas używał on żelkowatych klawiatur, które może nie były zbyt wygodne, ale potrafiły przetrwać na jego biurku znacznie dłużej niż klasyczne przyrządy tego typu.
Postanowiłem więc dać mu na tydzień Logitecha K310 z wyraźnym zakazem mycia lub czyszczenia klawiatury, zmiany przyzwyczajeń czy jakiegokolwiek oszczędzania. Jak nietrudno się domyślić, po tym czasie sprzęt nie wyglądał najlepiej, a ja mogłem bliżej poznać niezbyt urozmaicone menu znajomego. Tłuszcz, keczup, fragmenty pieczarek i bliżej niezidentyfikowanego sosu pokrywały znaczną część urządzenia.
Do kompletu postanowiłem dolać szklankę soku pomarańczowego, koncentrat pomidorowy Pudliszki (ziołowy) i po chwili przystąpić do mycia. Przyznam, że zaschnięty brud nie był łatwy do usunięcia miękką gąbeczką, więc w ruch poszedł ostrzejszy, kuchenny zmywak nasączony oliwkowym mydełkiem Palmolive Naturals. Gdy już uporałem się z widocznymi śladami użytkowania (jedzenia), wszystko spłukałem pod bieżącą wodą i odstawiłem klawiaturę Logitech K310 na suszarkę.
Logitech K310 kontra prysznic – 1:0
Po upływie ok. 16 godzin (zalecany czas suszenia to 8 godzin, ale co tam) z nieco szybciej bijącym sercem (nie, nie miałem ochoty płacić za sampla testowego) podłączyłem K310 do komputera i okazało się, że… działa. Każdy klawisz pracuje tak, jak tego dnia, w którym kurier wepchnął mi w ręce paczkę z klawiaturą i uciekł. Wszystkie klawisze łączą i ładnie odbijają, ciągle stawiają niewielki opór i cicho pracują.
Ich skok, swoją drogą stosunkowo krótki (~2 mm), jest niezbyt wyraźny, ale nie oszukujmy się – nigdy nie był lepszy i nie będzie, w końcu to klasyczna konstrukcja z membranami, a nie mechanicznymi przełącznikami Cherry MX Blue. Krótko mówiąc, to faktycznie działa. Przynajmniej o ile stosujecie się do zaleceń producenta, czyli np. nie podtapiacie klawiatury na dnie basenu przez dobę i nie piszecie na niej po włożeniu do wody. Jestem pewny, że taki sprawdzian jak na poniższym filmiku zniesie bez problemu.
Symbole na płytkach wygrawerowano laserowo i pokryto warstwą chroniącą przed promieniowaniem ultrafioletowym. Nie trzeba się więc martwić o to, że oznaczenia zetrą się lub zmyją po niedługim czasie i trzeba będzie nauczyć się rozkładu przycisków na pamięć lub posłużyć się zestawem samoprzylepnych symboli (które i tak prędzej czy później odpadną, jeśli wcześniej nie przestaną być czytelne…).
Oczywiście nie zawsze K310 trzeba myć. Ciała stałe (okruszki chipsów etc.) można wymieść spomiędzy klawiszy za pomocą dołączonego przez Logitecha pędzelka. Jest on przymocowany po spodniej stronie urządzenia, żeby się nie zgubił i żeby zawsze był pod ręką. Na spodzie, oprócz szeregu otworów drenażowych ułatwiających odprowadzanie wody, znalazły się dwie nóżki, które pozwalają pochylić sprzęt pod kątem 8 stopni.
O wykonaniu i użytkowaniu słów kilka
Klawiatura może nie wygląda imponująco, ale jest solidna i dobrze spasowana. Antypoślizgowe stopki są niewielkie, ale dają radę nawet na śliskich, szklanych blatach. Logitech K310 jest wykonany z przyzwoitej jakości plastików i lekki (456 gramów bez przewodu), więc nie ma obaw, że myjąc go nad miejscową studnią podczas wakacyjnego wypadu na wieś, nie dacie rady utrzymać go w nasączonej mydełkiem ręce.
Odnośnie do walorów praktycznych – poza nie najlepszym feedbackiem (przynajmniej dla mnie, przyzwyczajonego do klawiatury mechanicznej z przełącznikami Cherry MX Blue) nie przypadło mi do gustu wyskalowanie i rozkład niektórych klawiszy. Podobnie jak w testowanej ostatnio przeze mnie gamingowej G710+ jest krótki lewy Shift i piętrowy Enter, a obok małego prawego Alta znalazł się krowich rozmiarów przycisk Fn.
Można się do tego przyzwyczaić, ale chyba nie o to chodzi, by ciągle iść na kompromisy, tym bardziej że urządzenie kosztuje całkiem sporo. Na plus zaliczam szereg klawiszy funkcyjnych, które się przydają (np. do sterowania multimediami czy uruchamiania użytecznych aplikacji). Szkoda tylko, że nie można zmienić ich domyślnych funkcji w programie SetPoint. Cóż, za "jedyne" 180 zł nie można mieć wszystkiego…
Logitech K310 daje radę
Klawiatura Logitech K310 nie jest tania, nie imponuje liczbą obsługiwanych funkcji, feature’ami czy wyszukanym designem. Nie jest to nawet wysoka półka pod względem jakości wykonania i materiałów czy wytrzymałości (klasyczne membrany, które są w stanie znieść raptem ok. 5 mln uderzeń). Ma jednak jedną, niepodważalną zaletę – w razie potrzeby można ją umyć. Oczywiście nie w zmywarce i nie we wrzątku, ale ciepła woda z mydłem jej nie szkodzi.
Nie trzeba więc regularnie inwestować w nowe klawiatury, gdy stare przestają działać w wyniku zalania lub zbytniego nagromadzenia żywności. Wystarczy wziąć klawiaturę pod prysznic i doprowadzić ją do porządku. Jeśli więc nie możecie oderwać się od komputera, nie chcecie zmieniać przyzwyczajeń, a jednocześnie lubicie w międzyczasie coś przekąsić i wypić, to Logitech K310 jest propozycją naprawdę godną uwagi.

Polecane przez autora:
- Sprzęt dla graczy – sposób na wyciąganie kasy od naiwnych czy narzędzia dla zawodowców?
- Co dwie pary oczu, to nie jedna. Jak sprawdzić co dzieje się w domu pod naszą nieobecność?
- Android czy Windows? Tablet z jakim systemem powinien wybrać student?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze