Najciekawsze internetowe przekręty [cz. 2]

Najciekawsze internetowe przekręty [cz. 2]

Najciekawsze internetowe przekręty [cz. 2]
Mariusz Kamiński
25.01.2013 11:00, aktualizacja: 13.01.2022 12:45

Najlepszą receptą na internetowy przekręt jest wykorzystanie ludzkich emocji i wiedzy. W pierwszym przypadku jest o wiele łatwiej, bo wystarczy sięgnąć po najprostsze metody, takie jak kontrowersja. Drugi sposób wymaga długich przygotowań i prawdziwego kunsztu. O jednych i o drugich wspomnę w drugiej części przeglądu najciekawszych internetowych przekrętów.

Najlepszą receptą na internetowy przekręt jest wykorzystanie ludzkich emocji i wiedzy. W pierwszym przypadku jest o wiele łatwiej, bo wystarczy sięgnąć po najprostsze metody, takie jak kontrowersja. Drugi sposób wymaga długich przygotowań i prawdziwego kunsztu. O jednych i o drugich wspomnę w drugiej części przeglądu najciekawszych internetowych przekrętów.

Henryk Batuta

Tradycyjnie zacznę od własnego ogródka i podam przykład przekrętu o wyjątkowo długiej żywotności. Wiecie, kim był Henryk Batuta? Polska Wikipedia podawała od 2004 do 2006 r., że był to komunistyczny działacz międzynarodowego ruchu robotniczego urodzony w Odessie. Wsławił się między innymi organizowaniem morderstw współpracowników policji politycznej i udziałem w hiszpańskiej wojnie domowej. Pod koniec życia został członkiem KPP, a życiorys zakończył nieudaną potyczką z oddziałem UPA. Na Służewcu jest ulica jego imienia, co widać na zdjęciu otwierającym. A poza tym Henryk Batuta nigdy nie istniał.

Przekręt został przygotowany bardzo skrupulatnie. Niewielki artykuł na Wikipedii został opracowany wzorcowo i nie budził większych podejrzeń. Powód tej prowokacji znajduje się na samym końcu wpisu, gdzie czytamy: "Jego osobie poświęcona jest ulica w Warszawie (Służew nad Dolinką). Po 1989 r. pojawiały się liczne głosy, by zmienić jej nazwę, jednak do zmiany nie doszło". Prowokatorzy (jak określiła autorów wpisu "Gazeta Wyborcza") chcieli zwrócić uwagę na wciąż istniejące nazwy ulic hołdujące komunistycznym zbrodniarzom lub komunistycznym strukturom. Przekręt trwał 15 miesięcy, a o sprawie wspomniał nawet "The Observer". Ulica Batuty dotyczy... narzędzia dyrygenta.

John Titor

Legenda przekrętów internetowych. John Titor to postać, która pojawiła się na kilku grupach dyskusyjnych w 2000 r. Człowiek kryjący się pod tym pseudonimem twierdził, że jest podróżnikiem w czasie i że przybył z roku 2036. Początkowo nikt na "wariata" nie zwracał uwagi, ale po kilku dniach John Titor stał się prawdziwą gwiazdą. Opisy technologii przyszłości i predykcje dotyczące najbliższych lat były bardzo wiarygodne.

Pierwszy wpis pojawił się na forum Time Travel Institute pod imieniem "TimeTravel_0". Dyskusja rychło przeniosła się na forum Art Bell, na którym wymogiem było podanie imienia. Wtedy też narodził się John Titor. John miał być żołnierzem na specjalnej misji. Jego zadaniem było odzyskanie komputera IBM 5100 do celów naukowych w przyszłości. W roku 2000 zatrzymał się chwilowo z powodów osobistych. Poproszony o wyjaśnienie sposobu podróży, John dostarczył zszokowanym forumowiczom dokładne diagramy, zdjęcia oraz skan instrukcji obsługi maszyny do podróży w czasie. Wszystko wyglądało na prawdziwe. Wszystkie opisy naukowej strony przedsięwzięcia brzmiały w 100% wiarygodnie i ściągnęły na forum wielu naukowców.

Obraz
Obraz

John pisał dużo o fizyce kwantowej. Przekonywał o poprawności modelu Everetta–Wheelera, który mówił o nieskończonej liczbie nowych światów/zdarzeń, gdzie paradoksy są niemożliwe. Twierdził, że każda prawdopodobna możliwość zdarzenia zajdzie na pewno w innym uniwersum. Dyskusja trwała aż do 2001 r. Ostatnia wiadomość od Johna brzmiała dość enigmatycznie:

What amazes me is why no one here wonders why Y2K didn’t hit them at all?

Bring a gas can with you when the car dies on the side of the road.

Po niej nigdy się już nie odezwał. Do dziś nie wiemy, kim był John Titor, ale jego spuścizna jest wciąż tematem rozpraw i książek. Jedną z takich analiz możecie przeczytać

Środowisko graczy to wyjątkowo podatny grunt na przekręty. Twierdzenie to było szczególnie prawdziwe kilkanaście lat temu, gdy weryfikacja informacji była znacznie trudniejsza niż obecnie. Na zdjęciu powyżej widzicie grę zręcznościową Polybius. Jest to jedyne istniejące zdjęcie systemu. Gra była wektorową strzelanką przypominającą nieco klasyczny Tempest. Pojawiła się w 1981 r. w kilku egzemplarzach (część źródeł podaje, że był to jeden egzemplarz) w Portland i wzbudziła niezdrowe zainteresowanie tamtejszych graczy.

Obraz

Dyskusje na Usenecie dostarczały niesamowitych informacji o grze. Wiele osób donosiło o zaburzeniach pamięci, wymiotach, koszmarach i bezsenności spowodowanej grą w Polybius. Gracze mieli bić się o pierwszeństwo w grze, czuć uzależnienie bądź całkowite zniechęcenie. Kilka osób miało popełnić samobójstwo. Do maszyn mieli podchodzić dziwni panowie w czerni i pobierać z nich dane po całym dniu gry. Automaty bardzo szybko wycofano i już nigdy nie miały się pojawić w żadnym salonie gier. Nikt nie wie, jak dokładnie wyglądał Polybius, nikt też nie ma ROM-u, czyli fizycznego nośnika z grą. Legenda jednak wciąż żyje, choć jest ewidentnym przekrętem.

Bonsai Kitten

Na koniec przekręt, którego sam padłem ofiarą. Będąc wielbicielem kotów, jestem szczególnie wyczulony na jakiekolwiek przejawy znęcania się nad zwierzętami. Bonsai Kitten był przekrętem i żadne stworzenie nie ucierpiało z jego powodu, ale wściekłość i oburzenie, jakie wywołał, były szczególne.

Historia miała miejsce pod koniec 2000 r. W internecie pojawił się serwis reklamujący metodę hodowli kotków w słoikach. Do szklanego pojemnika wkładało się nowo narodzonego kociaka i szczelnie go zamykało. Specjalnie skomponowany pokarm podawany jest przed otwór w dnie, a odchody odprowadzane przez rurkę przyklejoną do odbytu. Wciąż niewykształcone kości kotka miały podczas wzrostu dostosować się do kształtu pojemnika i przypominać w ten sposób drzewko bonsai (nie pytajcie...).

Sprawa stała się na tyle głośna, że zajęło się nią FBI, choć organizacje stojące na straży praw zwierząt od samego początku twierdziły, że jest to kiepski żart i przekręt. Do dziś organizacje monitorujące Internet otrzymują maile ze zgłoszeniami na kolejne mirrory strony. Animal Welfare Institute zaapelował o całkowite usunięcie wszelkich śladów po stronie, gdyż ktoś mógłby wzorować się na instrukcjach w niej zawartych i spróbować skrzywdzić zwierzę w rzeczywistości. Do dziś pamięć o tej stronie wywołuje u mnie dreszcze...

Mirror strony znajdziecie tutaj. Pamiętajcie, że to, co na niej zobaczycie, nie jest prawdziwe.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)