Słodkie owieczki. Recenzja filmu Czarna owca

Słodkie owieczki. Recenzja filmu Czarna owca

Ireneusz Podsobiński
25.07.2008 15:00

No tak, polscy dystrybutorzy lubią się budzić w najdziwniejszych momentach. Od premiery Czarnej owcy minęło niemal dwa lata, ale dopiero teraz trafia ona do polskich kin. Dlaczego? Nie mam bladego pojęcia. Szum wokół Władcy pierścieni (studio Weta Workshop pracowało nad efektami) minął, a wokół Hobbita dopiero przed nami. Nie ma jakiegoś parcia na ekran filmów z gatunku monster movies, bo jeden Cloverfield wiosny nie czyni. A czy chociaż było warto sprowadzać do kin Czarną owcę? Chyba nie bardzo, bo to produkcja typowo na rynek DVD.

No tak, polscy dystrybutorzy lubią się budzić w najdziwniejszych momentach. Od premiery Czarnej owcy minęło niemal dwa lata, ale dopiero teraz trafia ona do polskich kin. Dlaczego? Nie mam bladego pojęcia. Szum wokół Władcy pierścieni (studio Weta Workshop pracowało nad efektami) minął, a wokół Hobbita dopiero przed nami. Nie ma jakiegoś parcia na ekran filmów z gatunku monster movies, bo jeden Cloverfield wiosny nie czyni. A czy chociaż było warto sprowadzać do kin Czarną owcę? Chyba nie bardzo, bo to produkcja typowo na rynek DVD.

Twórcy rzekomo inspirowali się innymi dziełami z Nowej Zelandii ? kultowymi już dzisiaj produkcjami Petera Jacksona, Bad Taste i Martwica mózgu. W rzeczywistości bliżej temu filmowi do Pełzaczy i Krwawej uczty z ostatnich lat, ale obraz debiutanta, Jonathana Kinga, nawet do pięt nie dorasta tym amerykańskim komedio-horrorom. Co prawda już opis fabuły śmieszy, ale sam obraz jest nudny jak flaki z olejem.

Henry Oldfield (Nathan Meister) od czasów dzieciństwa ma traumę związaną z owcami. Panicznie się ich boi i dlatego wyprowadził się z rodzinnej farmy. Po śmierci ojca powraca ma wieś, by odsprzedać bratu swój udział. Angus Oldfield (Peter Feeney) ma dość specyficzne plany - prowadzi na owcach genetyczne eksperymenty, chcąc stworzyć najlepszy z możliwych gatunków. Skutki tego są oczywiście tragiczne i niedługo później bohaterowie będą musieli zmierzyć się z watahą krwiożerczych owiec.

Horrory lubią wykorzystywać najbardziej absurdalne pomysły. Skoro mieliśmy Ślimaki i krowy (Izolacja) to dlaczego nie owce? W tym przypadku mamy jednak do czynienia z komedią z elementami horroru i teoretycznie powinno to było wyjść filmowi na dobre. Gdyby jeszcze ta komedia była śmieszna? Twórcy co rusz sypią wyświechtanymi pomysłami, które bardziej męczą i wzbudzają uśmiech politowania, niż autentycznie bawią. Nie da się ukryć, że dwoją się i troją, ale nie bardzo im to wychodzi. Brak talentu? Najwyraźniej. Sam widok krwiożerczej owcy wywołuje spazmy śmiechu, ale nie będę się przecież śmiał z tego sympatycznego zwierzęcia przez cały seans.

Skoro nawet aktorzy nie ratują filmu, jest coś wartego w nim obejrzenia? Z "komediowymi" elementami kontrastują porządnie wykonane efekty gore. Czarnej owcy nie można nazwać ugłaskanym filmem, gdyż takiej ilości krwi i flaków nie powstydziłoby się wiele poważnych horrorów. Na tle ogólnego wydźwięku obrazu sceny te wypadają wręcz absurdalnie ? trudno się przy nich nie śmiać, choć nerwowy chichot miesza się z obrzydzeniem. Szkoda tylko, że twórcom zabrakło pomysłów na fabułę, która jest sztampowa do bólu, a przez to ciągnie się gorzej od sprintu wspomnianych wyżej ślimaków. Ja by to powiedział inżynier Mamoń: ?Nuda, Panie, nuda.?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)