Największe mistyfikacje w świecie techniki [cz. 3]: eFilm, karburator Pogue'a, GenPets i Poliwoda

Największe mistyfikacje w świecie techniki [cz. 3]: eFilm, karburator Pogue'a, GenPets i Poliwoda

Fot. Genpets
Fot. Genpets
Mariusz Kamiński
07.08.2012 17:00, aktualizacja: 14.01.2022 09:27

Jedno z praw psychologicznych mówi, że pierwsza informacja na dany temat koduje się najmocniej w ludzkiej pamięci. Kolejne dane, nawet gdy falsyfikują pierwszą porcję informacji, są przyswajane z większym oporem, a często wręcz odrzucane. To właśnie dzięki temu prawu wielkie mistyfikacje mają tak długie życie, a ludzie nie chcą przestać wierzyć w jawne oszustwo. Oto kilka przykładów niezwykle żywotnych kantów ze świata nauki i techniki.

Jedno z praw psychologicznych mówi, że pierwsza informacja na dany temat koduje się najmocniej w ludzkiej pamięci. Kolejne dane, nawet gdy falsyfikują pierwszą porcję informacji, są przyswajane z większym oporem, a często wręcz odrzucane. To właśnie dzięki temu prawu wielkie mistyfikacje mają tak długie życie, a ludzie nie chcą przestać wierzyć w jawne oszustwo. Oto kilka przykładów niezwykle żywotnych kantów ze świata nauki i techniki.

eFilm

Cofnijmy się na chwilę do 2001 r. W świecie fotografii jest to okres przejściowy. Pojawiają się pierwsze zaawansowane lustrzanki cyfrowe, a profesjonalni fotografowie stoją jeszcze w rozkroku między cyfrą a kliszą. Wielu z nich wciąż korzysta z bardzo drogich lustrzanek (i obiektywów) analogowych i nie ma specjalnie ochoty przesiadać się na raczkującą cyfrę z dość niską jakością obrazu. Nadchodzą targi PMA i pojawia się niesamowite rozwiązanie tego dylematu - firma Silicon Film prezentuje specjalnie spreparowaną przystawkę cyfrową, którą wkłada się do aparatu analogowego jak kliszę i robi cyfrowe zdjęcia.

Obraz

Nadzieje, jakie eFilm rozbudził wśród fotografów, były olbrzymie! Wygodny w użyciu kartridż wkładany do slotu na kliszę 35 mm miał przetwornik CMOS i rejestrował zdjęcia, korzystając ze standardowej optyki ówczesnych aparatów. Gadżet koncepcyjnie nazwany EFS-1, był jednym z najbardziej wyczekiwanych produktów w branży. Było tylko jedno ale..

Obraz

Wnikliwi obserwatorzy zauważyli, że osoby na zdjęciach demonstracyjnych różnią się nieco od ich żywych odpowiedników. Co prawda prezentacja wyglądała na prawdziwą, ale coś tu brzydko pachniało.

Targi dobiegły końca, a firma Silicon Film zapowiedziała masową produkcję urządzenia. Schody zaczęły się, gdy FCC rzekomo oblało projekt w testach. Co ciekawe, FCC nic o tym fakcie nie wiedziało i twierdziło, że firma nigdy się z nimi nie kontaktowała. We wrześniu Silicon Film zamyka siedzibę na cztery spusty i słuch o eFilmie ginie.

Po dłuższym śledztwie dziennikarskim okazało się, że istniejące wtedy prototypy urządzenia istniały i działały, ale jakość generowanego obrazu była tak niska, że projekt z góry skazany był na niepowodzenie. Szefowie firmy Silicon Film nie chcieli jednak słyszeć o wycofaniu się i postawili wszystko na jedną kartę. Świat przez wiele miesięcy wierzył w nadchodzącą rewolucję w świecie fotografii...

Karburator Pogue'a

Obraz

Gdy informacja o wynalazku przedostała się do mediów, ci natychmiast rzucili się na Charlesa, wypytując go o szczegóły projektu. Jednocześnie blady strach opadł firmy wydobywające ropę naftową. Ich akcje spadły po opublikowaniu informacji o wynalazku aż o 6 punktów procentowych! W tym momencie następuje najdziwniejszy rozdział tej historii. Zaproszeni do testów kierowcy i inżynierowie potwierdzają prawdziwość wynalazku! Do Charlesa zgłasza się milioner Jack Hammel, proponując współpracę i dofinansowanie na dalsze badania. Wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku. Kilka miesięcy po ogłoszeniu wyników Pogue niemalże traci rozum z rozpaczy. Wszystkie jego prototypy zostają ukradzione.

Obraz

Pogue próbuje odtworzyć i ulepszyć wynalazek. W 1953 r. znany dziennikarz amerykański przeprowadza wywiad z wynalazcą. Charles zdradza, że przez cały ten okres odwiedzali go ludzie przeróżnej maści - naziści, komuniści, nawet sam Roosevelt napisał list z prośbą o podarowanie projektu karburatora armii amerykańskiej na rzecz działań wojennych. Niestety, nikt już nie traktuje Charlesa poważnie. Kilku konstruktorów i naukowców nazwało go oszustem i mistyfikatorem, a projekty nie miały prawa być w połowie tak wydajne, jak Pogue zapowiadał.

Do dziś nie wiadomo, co stało się z niezwykłym wynalazkiem i czy ktoś rzeczywiście próbował go zrealizować. Pogue zmarł w zapomnieniu, a przyczyna śmierci miała związek z alkoholizmem wynalazcy. Warto pamiętać, że jego patenty są publicznie dostępne i każdy może się pokusić o rekonstrukcję cudownego karburatora. Tylko czemu jeszcze nikt tego nie zrobił...?

GenPets

Zauważyłem pewną właściwość socjopsychologiczną, która polega na relacji między wiedzą a emocjami. Im mniej obserwator wie na dany, kontrowersyjny temat, tym więcej emocji w nim on wywołuje. I tak np. 95% osób krytykujących żywność genetycznie modyfikowaną nie ma bladego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi i jakie są realne zagrożenia. Powiedzieli w telewizji, więc na pewną mają rację.

Fot. GenPets
Fot. GenPets

Podobny mechanizm działania spotkał produkt zwany GenPets. Zanim poznacie dokładnie jego historię, zajrzyjcie teraz na stronę producenta. Dla osoby, która trafiła tam pierwszy raz, sprawa jest jasna. Firma na drodze inżynierii genetycznej opracowała jakiś organizm/zwierzę, które jest następnie paczkowane w stanie uśpienia i sprzedawane klientom przez potężną korporację Bio-Genica.

Cała ta historia jest oczywiście jedną wielką mistyfikacją. Produkt o nazwie GenPets nie istnieje, a sroga korporacja i szokująca strona internetowa to jedynie prowokacja grupki uzdolnionych przyjaciół pod dowództwem artysty perfomera Adama Brandejsa. Odkrycie tego faktu nie przeszkodziło grupom ekologów w wysyłaniu skarg i protestów przeciwko niehumanitarnemu traktowaniu istot żywych. Swoją rolę odegrali też etycy, którzy perorowali w telewizji na temat GenPets, nie wiedząc, że padli ofiarą prowokacji.

Fot. GenPets
Fot. GenPets

Poliwoda

Poliwoda (Fot. wikicommons)
Poliwoda (Fot. wikicommons)

Boris Dieriagin, dyrektor laboratorium fizyki powierzchni z Instytutu Chemii Fizycznej w Moskwie, postanowił sprawdzić te doniesienia. Co było do przewidzenia, udało mu się odtworzyć reakcję Fedyakina, a nawet ją udoskonalić. Po wytrąceniu się wystarczającej ilości nowej substancji można było przystąpić do badań. Poliwoda krzepła w -40°C i wrzała w 150°C. Była zupełnie nową substancją.

Dieriagin przybywa do Anglii w 1966 r., gdzie wywołuje zachwyt wśród naukowców z Faraday Society. Nowo odkrytą substancję określają mianem "wody anormalnej". Badania nad poliwodą trwały przez kolejne dwa lata, tym razem z udziałem Amerykanów. Część eksperymentów się udała, część nie. Pojawiło się mnóstwo teorii dotyczącej nowej substancji. Jedna z nich wywołała nawet falę paniki. Postulowano, że odpowiednio duża ilość poliwody zamieni zwykłą wodę podczas zetknięcia się z nią, co spowoduje reakcję łańcuchową i koniec świata.

Obraz

Wreszcie prawda wyszła na jaw. Dokładniejsze eksperymenty wykazały oszustwo rosyjskich naukowców, powtórzone bezwiednie przez rzesze innych pseudobadaczy. Woda była zanieczyszczona drobinami krzemionkowymi i fosfolipidami. Oba te czynniki powodowały zagęszczenie wody i zmianę jej właściwości fizykochemicznych. Denis Rousseau, naukowiec z laboratoriów Bell, opisał historię poliwody w 1992 r. i podał ją jako klasyczny przykład mistyfikacji i nauki patologicznej.

Przygotowania do reakcji otrzymywania poliwody (Fot. NewScientist)
Przygotowania do reakcji otrzymywania poliwody (Fot. NewScientist)
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)