Raymond Scott i jego laboratorium. Jak pół wieku temu tworzono muzykę elektroniczną?

Raymond Scott i jego laboratorium. Jak pół wieku temu tworzono muzykę elektroniczną?

© raymondscott.com
© raymondscott.com
Olga Drenda
05.08.2012 12:00, aktualizacja: 10.03.2022 13:16

Elektroniczne instrumentarium jest dzisiaj tak powszechnie używane w muzyce, że można odnieść wrażenie, jakby było z nami od zawsze. Tymczasem ani Kraftwerk, ani Jarre'a, ani didżejów techno, ani nawet disco polo nie byłoby, gdyby nie dokonania pionierów takich jak Raymond Scott. Bez jego kompozycji kreskówki o Króliku Bugsie też brzmiałyby całkiem inaczej.

Elektroniczne instrumentarium jest dzisiaj tak powszechnie używane w muzyce, że można odnieść wrażenie, jakby było z nami od zawsze. Tymczasem ani Kraftwerk, ani Jarre'a, ani didżejów techno, ani nawet disco polo nie byłoby, gdyby nie dokonania pionierów takich jak Raymond Scott. Bez jego kompozycji kreskówki o Króliku Bugsie też brzmiałyby całkiem inaczej.

Muzyka elektroniczna ma bardzo ciekawą historię. Zanim syntezatory na dobre trafiły do instrumentarium muzyki mniej lub bardziej popularnej, muzyka elektroniczna (czy, jak mawiano w latach 50., „elektronowa”) była domeną inżynierów dźwięku i kompozytorów z kręgu awangardy.

Thereminy czy elektrofony najłatwiej było wówczas usłyszeć w hali koncertowej. Artyści wyrażali za ich pomocą albo fascynację nowoczesnością, przyspieszeniem techniki i komunikacji (poeta i kompozytor - futurysta Marinetti chciał „połączyć wielkie tematy muzyczne z królestwem maszyn i zwycięskiej elektryczności”), albo niepokoje nowego stulecia.

Po II wojnie światowej elektroniczne instrumenty utorowały sobie drogę do radia i telewizji, stając się ścieżką dźwiękową dla ery atomowej. Na polskim gruncie elektroniczne dźwięki generowało Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, w którym powstawały nie tylko awangardowe kompozycje, ale również muzyka do filmów i animacji.

Pomiędzy innowacją a muzyką popularną można umieścić dokonania bohatera niniejszego artykułu, Raymonda Scotta. Przez lata nieco zapomniany, a obecnie odkrywany na nowo pionier muzyki elektronicznej zaczynał jako muzyk jazzowy. Jego big band był popularny wśród radiosłuchaczy i nielubiany przez krytyków, którzy uważali, że Scott gra pod publiczkę, adaptując na popularną, swingową modłę melodie klasycznych kompozytorów.

Dzięki adaptacjom Carla Stallinga kompozycje Scotta trafiły do animacji ze studia Warner Bros. Można usłyszeć je w ponad 120 filmach o przygodach Królika Bugsa i Kaczora Daffy'ego.

© raymondscott.com
© raymondscott.com

Nas interesuje jednak bardziej Scott – wynalazca. W 1946 roku założył Manhattan Research, firmę, która zajmowała się projektowaniem i budową instrumentów elektronicznych. Firma dostarczała „instrumentarium do tworzenia muzyki elektronicznej i konkretnej” i reklamowała się jako „centrum marzeń, w którym emocje jutra dostępne są już dzisiaj”.

Powstały tam takie urządzenia, jak Clavivox (instrument lampowy, którego dźwięk przypominał znany ze starych filmów SF theremin, jednak w przeciwieństwie do rosyjskiego wynalazku był wyposażony w klawiaturę) czy imponująca konstrukcja - Electronium (dźwiękowy kombajn stworzony na bazie istniejących wcześniej urządzeń: 16 oscylatorów zaprojektowanych przez Roberta Mooga, zmodyfikowanych organów Hammonda, fal Martenota i dwóch Clavivoksów).

Można powiedzieć bez większej przesady, że firma Manhattan Research produkowała dźwięki masowego użytku, nie tylko dżingle, czołówki, melodie do reklam, ale również dźwięki syren, telefonów, automatów z przekąskami, elektronicznych zabawek dla dzieci. Sam Scott nazywał je „dźwiękami funkcjonalnymi”. Głęboko wierzył w to, że za pomocą muzyki można było wpływać na zachowanie, nastrój, efektywność w pracy itp.

Było to zresztą przekonanie powszechne w połowie XX wieku, którego rezultatem stał się nie tylko znienawidzony przez rockmanów „muzak” (muzyka tła, przeznaczona do urzędów, hoteli, sklepów, a nawet wind), ale także szereg płyt „o praktycznym zastosowaniu”. Była więc wśród nich muzyka do masażu, do marzenia, a nawet do słuchania przy konsumpcji pizzy.

Raymond Scott wydał w 1964 roku „Soothing Sounds For Baby” - trzyczęściowy album z dźwiękami, które zgodnie z opracowanymi przez naukowców wytycznymi miały uspokajać dzieci i pomagać im zasnąć. Oprócz niemowląt nagrania te docenili wielbiciele muzyki elektronicznej, którzy uznali, że Raymond Scott wymyślił ambient na kilka lat przed Brianem Eno i jego „Music For Airports”.

Zapomniany na kilka dziesięcioleci Raymond Scott został odkryty na nowo właśnie dzięki współczesnym muzykom i słuchaczom. Nie tylko docenili oni jego wizjonerstwo, ale również odkryli potencjał tej muzyki, która w nowych aranżacjach lub w formie sampli doskonale sprawdziła się we współczesnym garniturze.

Wynalazca syntezatora Mooga, Bob Moog, powiedział, że “Raymond Scott był w awangardzie technologicznej swoich czasów i jako jeden z pierwszych zastosował muzykę elektroniczną do komercyjnych celów”.

Źródło: raymondscott.com • wired.com

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)