Tajemnica epidemii na Manhatanie. Recenzja filmu DVD Jestem legendą
KRZYSIEK CZAPIGA • dawno temuJestem legendą to już czwarta adaptacja powieści Richarda Mathesona, dodajmy — udana. Francis Lawrence uniknął wielu błędów, które zwykle kładą na łopatki podobne produkcje. Wielu, ale niestety nie wszystkich.
Film twórcy Constantine przełamuje nie najlepszą ostatnio serię filmów katastroficznych. Jądro ziemi, Pojutrze czy Wojnę światów trudno zaliczyć do udanych produkcji — lekko upraszczając, przez nadmierną wiarę w efekty specjalne. Lawrence natomiast operuje nimi oszczędnie (jak na takie kino) i w sposób bardzo przemyślany. Największe wrażenie robią one w pierwszych scenach, w których oglądamy pędzącego sportowym samochodem wyludnionymi ulicami bohatera. Jest nim Robert Neville (Will Smith). Mimo że ocalał z zagadkowej epidemii (nie powiodły się eksperymenty z lekiem na raka), nie ma lekko — za dnia jest walczącym o przeżycie myśliwym, nocą zmienia się w ofiarę i to na niego polują. Kto? Zmutowani ludzie — kierujący się najniższymi instynktami i szalenie niebezpieczni. W dzień rozgrywa się więc coś na kształt Cast Away w Nowym Jorku, po zachodzie słońca - Noc żywych trupów.
Znakomitym i trafnym pomysłem było wrzucenie widza w wir akcji, a dopiero później (poprzez wspomnienia Roberta) stopniowe rozjaśnianie fabularnych niejasności. Retrospekcje umieszczone są dokładnie w tych momentach, w których znaleźć się powinny i w równie dobrych się urywają. Efektem takiego zabiegu jest, stosunkowo długie, utrzymywanie napięcia i niepewności. Na uznanie zasługują również sugestywnie sfilmowane plenery zniszczonego miasta - dziwne uczucie wywołuje już sam widok ulic bez ustawionych w korkach żółtych taksówek. W tej kameralno-wystawnej konwencji zaskakująco dobrze odnajduje się Will Smith. Znakomicie wypada zarówno w scenach rozpaczy bohatera, jak i w akcentach komediowych. Przekonująco oddaje także doskwierającą samotność Neville'a, którą albo w sobie tłumi, albo rozładowuje wybuchami gniewu.
Zobacz również: Wideorecenzja: Toshiba Qosmio X770
Mimo tych wszystkich plusów przesłanie Jestem legendą, jak i samą końcówkę (rozważane były alternatywne zakończenia), zaakceptować trudno. Zdecydowanie niepotrzebnie wpleciono wątek religii — owszem, byłby potrzebny, gdyby podtrzymywała ona osamotnionego Roberta przy życiu. Gdyby film skończył się jakieś pięć minut wcześniej, byłby imponującym widowiskiem, być może wyznaczającym nowe standardy. A tak pozostaje jedną z wielu wartych uwagi majowych premier DVD…
foto: Galapagos
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze