Symbole wygnane z rzeczywistości - recenzja najnowszego filmu Zwiagincewa

Symbole wygnane z rzeczywistości - recenzja najnowszego filmu Zwiagincewa

Magda B.
29.03.2008 11:00

Zwiagincew miał to nieszczęście, że zadebiutował filmem genialnym. Po Powrocie (2003) reżysera okrzyknięto naczelnym odnowicielem religijnego ducha w rosyjskim kinie i drugim Andriejem Tarkowskim. Tym większe wymagania postawiono zatem wobec jego drugiego filmu, który od wczoraj możemy oglądać na dużym ekranie. Wygnanie okazało się jednak nie spełniać pokładanych w autorze nadziei. I szczególnie dla wiernych fanów Powrotu, do których sama należę, jest ono niestety sporym rozczarowaniem.

Zwiagincew miał to nieszczęście, że zadebiutował filmem genialnym. Po Powrocie (2003) reżysera okrzyknięto naczelnym odnowicielem religijnego ducha w rosyjskim kinie i drugim Andriejem Tarkowskim. Tym większe wymagania postawiono zatem wobec jego drugiego filmu, który od wczoraj możemy oglądać na dużym ekranie. Wygnanie okazało się jednak nie spełniać pokładanych w autorze nadziei. I szczególnie dla wiernych fanów Powrotu, do których sama należę, jest ono niestety sporym rozczarowaniem.

[swf]http://patrz.pl/player.partner.24.swf?id=319837&r=5&o=319837&w=24&color1=000000&color2=ffffff&color3=990000,425,349,8,ffffff[/swf]

Historia znów jest prosta. Przynajmniej do pewnego momentu. Film opowiada o rodzinie, która wyjeżdża na parę dni do swojego domku na wsi. W samym centrum znajduje się tu relacja między mężem, Alexem (gra go Konstantin Ławronienko, który w *Powrocie *zagrał ojca) i żoną, Vierą (Maria Bonnevie, którą znamy m.in. z Rekonstrukcji). Viera oznajmia mężowi, że jest w ciąży, ale dziecko, którego się spodziewa, nie należy do niego. Wtedy on postanawia rozwiązać ten problem i podejmuje parę decyzji, których bardzo będzie żałował. Więcej fabuły nie zdradzę, dodam tylko, że mniej więcej w połowie filmu następuje znaczący zwrot w akcji. Który sprawia, że całą tę opowieść poznajemy niejako od nowa. I patrzymy na bohaterów z zupełnie innej perspektywy. Ten nagły, nieco zaskakujący zwrot, jest ciekawym i ożywczym zabiegiem konstrukcyjnym. Nie ratuje jednak całości, która zdaje się być mocno wydumana i przekombinowana.

Nietrudno jest odnieść wrażenie, że Zwiagincew chciał nakręcić kolejny filmowy moralitet. Podobnie jak w Powrocie, zbudował zatem świat nieco oderwany od realności, umieścił bohaterów w mitycznym uniwersum, przepełnionym religijnymi symbolami. O ile jednak w jego pierwszym filmie ta strategia sprawdziła się doskonale, tu doprowadziła autora do zguby. Stworzył on sztucznie przeładowany znaczeniami film, w który ciężko jest jakkolwiek uwierzyć. Nie ufamy tu bohaterom, których zachowania są psychologicznie nieprawdopodobne, nie wierzymy w symbole, które zdają sie tracić swoje odniesienia do rzeczywistości.

W Powrocie mieliśmy do czynienia z uniwersalną, religijną historią, która była przejmująco prawdziwa. I dlatego mieliśmy wrażenie, że również nas dotyczy. W Wygnaniu Zwiagincew opowiada nam historię, która gubi swój duchowy uniwersalizm właśnie dlatego, że jest przeładowana i dość niespójna. Przede wszystkim zaś dlatego, że trudno jest nam się z nią jakkolwiek identyfikować. A takie kino przecież nie istnieje, jeśli nie buduje zaangażowania widza, nie porusza go. Bez tych koniecznych w odbiorze emocji, film staje się pustą wydmuszką.

Tym bardziej może wówczas razić sama forma, w jakiej ta mało przekonująca fabuła zostaje nam zaserwowana. Wobec tego fabularnego pustosłowia, piękne zdjęcia zamieniają się bowiem w ciąg uroczych pocztówek z rosyjskiej prowincji. Manierystyczne kadry zaczynają irytować, bo nie wypełnia ich żywe znaczenie. Długie, statyczne ujęcia nużą, bo nie przedstawiają rzeczywistości, którą można by dotknąć. Nie są to obrazy z ikony, które mogłyby nas zahipnotyzować, czy poruszyć. Są to obrazy przestylizowane i puste.

Zdaje się, że reżyser zapomniał o tym, iż nie można zbudować symboli, jeśli wcześniej nie zbuduje się klarownej i spójnej historii. Że podstawą każdej przypowieści powinna być prosta fabuła, którą odbiorca potrafi przyjąć i odnieść do siebie. I że nie da się zrobić filmu o wierze (a właściwie - o braku wiary), jeśli historia wydaje się mocno nierealna. Skoro ta bezwzględna podstawa zaczyna się rozpadać - to ciężko nam uwierzyć w całą resztę.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)