Drogi Spider's Webie, Twitter już zrobił karierę jako serwis informacyjny "od ludzi"

Drogi Spider's Webie, Twitter już zrobił karierę jako serwis informacyjny "od ludzi"

Logo Twittera (Rys. Flickr/shawncampbell/Lic. CC by)
Logo Twittera (Rys. Flickr/shawncampbell/Lic. CC by)
Michał Michał Wilmowski
14.06.2012 13:31, aktualizacja: 14.01.2022 09:39

Twitter w roli serwisu informacyjnego "od ludzi" nie zrobi kariery – przeczytałem wczoraj ze zdumieniem na Spider's Webie. Ale w gruncie rzeczy to prawda: Twitter takiej kariery nie zrobi. Nie zrobi, bo zrobił już kilka lat temu, podczas rewolucji w Iranie, a potem Arabskiej Wiosny. I od tej pory codziennie gdzieś na świecie Twitter jest wykorzystywany w ten sposób.

Twitter w roli serwisu informacyjnego "od ludzi" nie zrobi kariery – przeczytałem wczoraj ze zdumieniem na Spider's Webie. Ale w gruncie rzeczy to prawda: Twitter takiej kariery nie zrobi. Nie zrobi, bo zrobił już kilka lat temu, podczas rewolucji w Iranie, a potem Arabskiej Wiosny. I od tej pory codziennie gdzieś na świecie Twitter jest wykorzystywany w ten sposób.

Bardzo cenię Spider's Web i często zgadzam się z opiniami jego autorów. Ale wczoraj pojawił się w tym serwisie tekst, który wywołał u mnie takie zdziwienie, że po prostu nie mogę się powstrzymać od polemiki. Bloger Jakub Kralka, który, jak sam twierdzi, od niedawna korzysta z Twittera i bardzo powoli się go uczy, napisał, że ten popularny serwis mikroblogowy nie zrobi kariery jako serwis informacyjny "od ludzi".

Tylko celebryci mają głos na Twitterze?

Tu mógłbym długo pisać o tym, jak przecierałem ze zdumienia oczy i szczypałem się w ucho, a potem drugie ucho, ale w zamian może już lepiej przytoczę argumenty pana Jakuba. Po pierwsze, pisze on, że w czasie Euro zauważył, iż Twitter to miejsce lansowania się celebrytów, takich jak dziennikarze sportowi "Wyborczej", Michał Pol i Rafał Stec. A my tylko możemy patrzeć, jak relacjonują oni wydarzenia – tu dokładny cytat - "najlepiej takie, do których przeciętny człowiek nie ma miejsca".

Zapewne chodzi tu o to, że przeciętny człowiek nie ma dostępu do szatni piłkarzy, nie może porozmawiać z trenerem Smudą itp. To prawda. Ale ja na przykład śledzę nie tylko Pola i Steca, ale także kilku kolegów interesujących się sportem. I to dzięki nim, a nie uwijającym się, żeby pokończyć swoje artykuły dziennikarzom, wiem, jaka jest atmosfera na stadionie, dzięki nim dowiedziałem się też sporo o tym, co działo się w Warszawie w dniu meczu z Rosją. Żaden z moich kolegów nie jest dziennikarzem ani lanserem. To zwykli ludzie, którzy wybrali się do Warszawy na mecz.

Jakub Kralka co prawda tych zwykłych ludzi widzi, ale uważa, że ich tweety giną w informacyjnym szumie na Twitterze. Nie zgadzam się z tą opinią: niewiele czasu trzeba, żeby zorientować się, kto ma coś do powiedzenia. Wystarczy śledzić, kogo retweetują i na które tweety odpowiadają nasi twitterowi znajomi. A wcześniej odpowiednio tych znajomych dobrać.

Zdaję sobie sprawę, że na to trzeba czasu. Ja jestem na Twitterze od kwietnia 2008 roku i mimo że jestem praktycznie anonimowy (nie przedstawiam się nazwiskiem, nie chwalę się moją pracą w vBecie), śledzi mnie prawie 2 tys. osób. Ja sam obserwuję nieco ponad 500 osób, wśród których są i różnego rodzaju celebryci, i moi dobrzy znajomi, i ludzie mi nieznani, którzy mają coś fajnego do powiedzenia na różne tematy. Ułożenie sensownej listy osób do śledzenia trochę niestety trwa, dlatego początkujący użytkownik może Twittera nie rozumieć.

Arabska Wiosna bez Twittera? Nic byśmy nie wiedzieli!

Twittera doceniłem zwłaszcza w czasie Arabskiej Wiosny. Pracowałem wówczas w jednym z dużych portali, gdzie zajmowałem się pisaniem informacji do działu Świat. Cóż ja bym począł, gdyby nie Twitter... Chyba bym siedział i przepisywał, co mówią w CNN.

Na szczęście dzięki Twitterowi miałem szybki dostęp do wszystkiego. Wiedziałem, co się dzieje w Egipcie czy Tunezji, od osób, które tam mieszkają i które były uwikłane w te rewolucje. Takich osób były setki! Nie wszyscy niestety pisali po angielsku, ale i tak tweetów anglojęzycznych było całe mnóstwo.

Wielkie światowe telewizje podczas Arabskiej Wiosny czy wcześniejszej rewolucji w Iranie często miały problemy ze zdobyciem naprawdę ważnych informacji – i co się działo wtedy? Ano robili screeny wpisów z Twittera!

Podobna sytuacja miała miejsce podczas tsunami w Japonii. Twitter był wówczas szybszy niż media i często stanowił źródło informacji dla mediów - a nie na odwrót. Sytuację na bieżąco relacjonował wówczas na Twitterze rzecznik japońskiego rządu, a także tysiące zwykłych Japończyków, bardzo często po angielsku, ze zdjęciami.

A pamiętacie może słynne lądowanie Airbusa na rzece Hudson? Owszem, było ono we wszystkich mediach, ale to właśnie na Twitterze pojawiło się pierwsze zdjęcie i pierwsza informacja o tym wydarzeniu. Jej autorem był zwykły użytkownik. Kiedy zaś Amerykanie atakowali siedzibę bin Ladena w Abbottabad, to nie CNN, nie Al-Dżazira, ale zwykły Pakistańczyk doniósł na Twitterze, że coś się dzieje. Mniej lub bardziej znaczących przykładów jest więcej.

Nieskromnie mówiąc, sam bywałem dostarczycielem informacji z własnego podwórka. Pamiętacie powódź z roku 2010? Jako że mieszkam w Krakowie nad Wisłą, na bieżąco obserwowałem wówczas, co się dzieje i od razu wrzucałem na Twittera informacje ze zdjęciami. Byłem szybszy niż wiele mediów i zyskałem wówczas mnóstwo nowych obserwujących. Nie był to jakiś wielki wkład w rozwój społeczeństwa informacyjnego, ale kiedy to samo robią tysiące osób, gołym okiem widać, że coś się zmienia.

Twitter kłamie i manipuluje. A tradycyjne media nie?

Jakub Kralka podnosi jeszcze jeden ciekawy argument: na Twitterze jesteśmy podatni na manipulacje, słabo wnikamy w treści i bezmyślnie rozpowszechniamy nieprawdę. Przykład? Powtarzające się co jakiś czas doniesienia o śmierci różnych znanych osób.

To prawda, takie sytuacje mają miejsce. Ale wszyscy mamy swój rozum i potrafimy w mniejszym lub większym stopniu odróżnić bzdurę od prawdziwej informacji, a zmanipulowany komentarz od faktów. A jeśli nie potrafimy, to włączenie telewizji czy zajrzenie do którejś z dużych gazet nam nie pomoże.

Głównie dlatego, że przekłamania zdarzają się wszędzie. Są media (nie chciałbym wskazywać palcem, zresztą prawica wskaże tu co innego niż lewica – i co gorsza, wszyscy będą mieć rację), których drugim imieniem jest manipulacja. Nie brakuje też nierzetelnych dziennikarzy, którzy puszczają bzdury bez sprawdzania. To się zdarza i w TV, i w gazetach, i na blogach. I na Twitterze też się zdarza.

Informacyjnego chaosu da się uniknąć w prosty sposób: włączając krytyczne myślenie. Kiedy już nauczymy się z Twittera korzystać, odkryjemy, kogo warto śledzić, będziemy wszystko wiedzieć szybciej niż inni. To prawda - częściowo dzięki dziennikarzom i oficjalnym kontom tradycyjnych mediów.

Ale najlepsze w Twitterze jest to, że jeśli zwykły człowiek ma ważną informację, to ma ona ogromną szansę zostać zauważona przez innych zwykłych ludzi. Tak jak wielokrotnie retweetowana i cytowana, również przez tradycyjne media, informacja o lądowaniu na rzece Hudson. Jeśli to nie jest definicja serwisu informacyjnego "od ludzi", to co nią jest?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)