Kolejna śmierć telewizji jaką znamy? "Stara" TV wciąż ma największą produkcję i siłę przebicia

Kolejna śmierć telewizji jaką znamy? "Stara" TV wciąż ma największą produkcję i siłę przebicia

Kolejna śmierć telewizji jaką znamy? "Stara" TV wciąż ma największą produkcję i siłę przebicia
Tomek Kreczmar
13.05.2015 12:38

Wieści o śmierci współczesnej, liniowej telewizji pojawiają się od kilku lat – równie pewnie często, co informacje, że dany rok w końcu i wreszcie będzie rokiem „mobile”. Rzecz jasna tego rodzaju przepowiednie zwykle rzucają przedstawiciele obozu treści wideo nieliniowych, do których należy Netflix.

I wieszczą wirtualną, telewizyjną rzeczywistość, jak choćby ostatnio Reed Hastings, CEO koncernu Netflix, w tej wypowiedzi.

Szef Netflixa zapowiada koniec tradycyjnej telewizji, zastąpią ją interaktywne filmy i wirtualna rzeczywistość

Wśród możliwych rozwiązań wymienił seriale z alternatywnymi zakończeniami, interaktywne produkcje telewizyjne oraz wprowadzanie na ekrany wirtualnej rzeczywistości. Zdaniem Hastingsa pierwsze rezultaty podobnych eksperymentów widzowie zobaczą już za 5 do 10 lat.

Rzecz jasna sposób konsumowania mediów bardzo się zmienił na przestrzeni ostatnich lat. Łatwiej nam oglądać wtedy, kiedy chcemy, a nie wtedy, kiedy musimy. I w sposób, który nam najbardziej odpowiada. To oznacza choćby wzrost VOD różnej maści, która doprowadziła do śmierci na przykład sieci wypożyczalni DVD.

Z tego też powodu niemal wszyscy duży dystrybutorzy treści wideo ułatwiają nam różne sposoby jej konsumowania. Póki co jeszcze wielu ludzi, głównie w krajach mniej rozwiniętych, ogląda liniową telewizję nieco z przyzwyczajenia, albo z braku wyboru. Bo przecież nie wszyscy i nie wszędzie mają szerokopasmowy internet, bez którego wizja Reeda Hastingsa nie ma prawa się ziścić. Acz jest kusząca i powtarzana od kilku już lat.

Liniowa, nieliniowa - grunt, że internetowa?

Od kilku już lat telewizja w starej, liniowej formule, walczy z internetem na różne sposoby. Wpierw wrzucała kontent do sieci. Teraz go też streamuje w czasie rzeczywistym. Niemniej to widz dziś podejmuje najważniejszą decyzję – kiedy i co chce oglądać. Może poczekać na kolejny odcinek „House of Cards” do jutra, a może obejrzeć go już dziś. Nikt mu nie sugeruje, o której ma włączyć telewizor…

Obraz
© Netflix

Dotyczy to niemal wszystkiego, poza wydarzeniami na żywo o dużym emocjonalnym zaangażowaniu. Tu rzecz jasna na pierwszy plan wychodzi sport, o pokazywanie którego walczą najwięksi nadawcy. A popularność esportu w sieci pokazuje, dokąd to może doprowadzić… Bo właśnie esport na poważnie przeciera szlaki w pokazywaniu sportu w internecie w sposób, do jakiego tylko internet może służyć.

Niemniej duże stacje telewizyjne od lat tworzą wydarzenia "na żywo", które mają ściągnąć publiczność tu i teraz - za sprawą głosowań, losowań tudzież anulowań. Niech za przykład posłuży cała masa popularnych show jak "Taniec z gwiazdami" czy "Mam talent".

Kasa, kasa, kasa...

Póki co są jednak pewne problemy. Przede wszystkim w internecie pieniędzy jest wciąż mniej niż w klasycznej telewizji. Reklamy w tej ostatniej wciąż mają dużo większy wpływ (przynajmniej jeśli wierzyć domom mediowym). Owszem, technologia jest też droższa, ale i streaming do najtańszych nie należy. Dlatego też na takie działania, jak Netflix, nie każdy nadawca może sobie pozwolić. A liniowa, stara telewizja wciąż ma największą produkcję i największą siłę przebicia, choć może nie w sieci.

Obraz

Ponadto pan Hastings nie wspomniał o jeszcze jednej istotnej rzeczy. Kto będzie decydował, co znajdzie się na „stronie głównej” jego wyobrażonego telewizora z aplikacjami? Co z hybrydową tv? Co z second-screen viewing? Jak rozliczać widzów reklamowo? Już teraz są problemy z mierzeniem oglądalności!

Innymi słowy: wiadomo, że Netflixowi wizja nieliniowej telewizji pasuje, ale o problemach z medium jako takim nie chce nic mówić.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)